Rozdział XIX ~ Rozczarowanie

507 20 3
                                    

Nursen pov

Minął kolejny miesiąc i sytuacja w państwie unormowała się na tyle, że stwierdzono ogólny spadek chorych, a także zgonów. Wszystko wskazywało na to, że epidemia ospy miała się ku końcowi. Murad wspólnie z Ahmedem paszą zajęli się swoimi poddanymi, oferując medyków i pieniądze, więc stolica bardzo szybko podniosła się z kryzysu, wywołanego chorobą. Wielki wezyr w podzięce za swoje zasługi dostał na własność pałacyk myśliwski (sułtan miał kilka takich). Co prawda zrealizował mój pomysł, jednak próżno było mi czekać na podziękowania od niego. Został tak wychwalony przez Murada i sułtankę Safiye, że sam uwierzył w swoje zasługi i zaczął się jeszcze bardziej puszyć.
Książę Mustafa całkowicie wyzdrowiał, a po tym jak niemal otarł się o śmierć zaczął być jeszcze bardziej rozpieszczany przez rodzinę władcy. Sułtanka matka ufundowała nawet meczet w podziękowaniu za uratowanie jej wnuka i oszczędzenie pozostałych członków dynastii.
Jedyną nieszczęśliwą osobą w tym czasie była Nadire. Powrócił temat jej zaręczyn, a skoro ospa nie zdołała pozbawić życia Mahmuda paszy, cały pałac zaczął przygotowywać się do świętowania. Mahperi na próżno pocieszała sułtankę, ale niewiele to dawało. Tak jak zostało powiedziane, z początkiem wiosny Nadire została zaręczona.

______________________________________

Siedzieliśmy w ogrodzie, była piękna pogoda, grała muzyka i właśnie skończył się występ akrobatów, ale nie byłam w stanie cieszyć się tym wszystkim. Ten kto wymyślił siedzenie na poduszkach z pewnością nie pomyślał o kobietach w ciąży. Mój syn zdecydowanie miał już dość uroczystości. Kręciłam się ciągle w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji, a kiedy taką znalazłam, zaraz musiałam ją zmienić, bo cierpły mi kończyny. Yasemin patrzyła na mnie z pobłażaniem, ale miałam to gdzieś. Naprawdę nie mogłam się doczekać aż wrócę do swojej komnaty, jednak chciałam zostać do końca, kiedy to Nadire miała spotkać się ze swoim przyszłym mężem. Spojrzałam na młodą sułtankę, która siedziała nieruchomo obok Safiye i dam głowę, że modliła się do Allaha, aby ziemia się pod nimi zapadła i żeby ślub się nie odbył.

Późnym wieczorem, gdy przyjęcie dobiegło końca, postanowiłam odwiedzić Nadire, bo sądziłam, że musi być naprawdę zdruzgotana swoim przyszłym losem. Mahmud pasza rzeczywiście okazał się mężczyzną wysokim i dobrze zbudowanym, ale w podeszłym wieku, a blizny, które pozostały na jego twarzy po przebytej ospie, sprawiły, że na oko miał jakieś sto lat.
Tego wieczoru odkryłam największy sekret Nadire, a stało się to zupełnym przypadkiem. Gdy przyszłam pod komnatę sułtanki, przed drzwiami zastałam Mahperi. Dziewczyna od razu doskoczyła do mnie tłumacząc szybko, że Nadire teraz odpoczywa i nie ma powodu zawracać jej głowy.

– Coś w twoim głosie sprawia, że nie mogę ci uwierzyć – powiedziałam krzyżując ręce na piersi. – Ktoś jest u niej prawda?

– Nursen błagam cię i tak mam przez sułtankę mnóstwo kłopotów, nie mieszaj się do tej sprawy. W ogóle dlaczego wciąż się kręcisz po pałacu? Dziecko lada moment się urodzi.

– Spokojnie, jest jeszcze trochę czasu. Poza tym nudzę się bez ciebie i czasem trochę żałuję, że będziesz...

Nie dokończyłam zdania, bo poczułam nagle silny ból w podbrzuszu a moimi pod stopami zobaczyłam mokrą plamę.

– Świetnie. Wykrakałaś.

Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo przed oczami zobaczyłam mroczki. Mahperi chwyciła mnie za ramiona i zachęcała do głębokich oddechów. Tymczasem ból nasilił się na tyle, że aż krzyknęłam z trudem łapiąc powietrze. Drzwi komnaty Nadire otworzyły się i zobaczyłam sułtankę, która uklękła przy mnie oraz... Ahmeda paszę. Ze wszystkich mężczyzn w tym pałacu musiał to być akurat on? Nie zdążyłam jednak zastanowić się na tym dłużej, bo pasza podniósł mnie z ziemi. Mahperi znieruchomiała nagle, a Nadire zakryła dłonią usta.

– Wołajcie medyczkę, szybko! – zawołał pasza.

Zanim straciłam przytomność, zobaczyłam na posadzce kałużę krwi.

______________________________________

Żałowałam, że się obudziłam.  Czułam jakby coś mnie rozrywało w środku,a ogromny ból raz po raz przechodził przez moje ciało. Spocone dłonie zacisnęłam na kołdrze. Krzyczałam i płakałam na przemian, bo to było nie do zniesienia. Moje służki i Nadire odwróciły głowy najwidoczniej nie mogąc patrzeć na moje cierpienie. Tylko Mahperi raz po raz ocierała mi pot z twarzy i pomagała złapać oddech. Medyczka wciąż mówiła, że muszę się postarać i przeć dalej, ale nie miałam już siły. Myślałam, że zaraz umrę. Chciałam umrzeć. A potem znowu zemdlałam.

Kiedy ponownie się ocknęłam, Nadire trzymała mnie za rękę.

– Murad... Gdzie on jest? – zapytałam.

– Przyjdzie do ciebie, ale najpierw musisz urodzić. Jeszcze trochę Nursen, wytrzymaj. Medyczka mówi, że widać już główkę dziecka.

Widać główkę... jeszcze trochę i mój syn pojawi się na świecie.
Nie pamiętam ostatnich chwil tej męki. Obudziłam się nagle i stwierdziłam, że jest już poranek. Okna mojej komnaty znajdowały się od wschodu, więc słońce oświetlało całe pomieszczenie. Przy drzwiach zobaczyłam jak Nadire i Mahperi żywo o czymś dyskutują z medyczką, która trzymała w rękach małe zawiniątko. Chciałam je zawołać, ale gardło miałam wyschnięte i strasznie kręciło mi się w głowie. Po chwili jednak sułtanka zauważyła, że się im przyglądam i podbiegły do mnie. Nadire podała mi szklankę wody, abym mogła zwilżyć usta.

– Co się stało? Gdzie moje dziecko? Gdzie mój książę? – zapytałam.

Medyczka podeszła bliżej. Usłyszałam ciche dziecięce kwilenie i kamień spadł mi z serca. 
Przeczuwałam jednak, że musiało stać się coś złego. Wszystkie trzy kobiety patrzyły na mnie, jakby oceniając ile bólu jeszcze jestem w stanie wytrzymać.

– Nursen – zaczęła Mahperi. – Jesteś bardzo osłabiona, cudem przeżyłaś.

– Ale już nie krwawisz, to dobry znak – Nadire próbowała się uśmiechnąć.

– Przestańcie gadać, daj mi go – powiedziałam do medyczki. – Nic mi nie jest, chcę zobaczyć mojego syna.

Podniosłam się na poduszkach ignorując ból, który rozrywał mi ciało i wyciągnęłam ręce w kierunku kobiety.

Akuszerka bez słowa podała mi noworodka.

– Jaki on maleńki – szepnęłam.

– Ona – poprawiła Mahperi.

– Co?

– To dziewczynka! - oznajmiła radośnie akuszerka. – Zdrowa i silna.

Zabrzmiało jak wyrok, jak zła przepowiednia, jak jedno wielkie rozczarowanie. Przez tyle czasu, cały wieczór i noc meczyłam się bez powodu. Przez moją głowę przechodziły różne myśli; Nie mam syna, nie jestem sultanką, mój ukochany wyrzuci mnie z pałacu,bo nie spełniłam jego oczekiwań. W końcu pojawiła się złość i poczułam łzy smutku i upokorzenia.

– To nic, nic nie szkodzi – uspokajałam samą siebie. – Następnym razem urodzę syna.

Oddałam dziewczynkę medyczce i ukryłam twarz w dłoniach.

- Zabierzcie dziecko, nie chcę jej widzieć. To nie tak miało być, Murad będzie rozczarowany. Muszę zatrzymać go przy sobie i obiecać, że  dam mu wielu następców tronu.

– Nursen... – Nadire spojrzała na mnie i wyglądała, jakby za chwilę miała się rozpłakać.

A przecież to nie jej życie właśnie się zawaliło. To nie jej odebrano tytuł sułtanki. To nie ona będzie obiektem drwin i plotek w haremie.

– Co jeszcze?! – wykrzyknęłam. – Co chcesz mi powiedzieć?!

Dlaczego nagle nie mogły wydusić z siebie słowa? Ani ona ani Mahperi, która przecież zawsze m coś do powiedzenia.

– Mów kobieto, co przede mną ukrywacie? – zwróciłam się do medyczki.

– Pani... – urwała, jakby szukając odpowiednich słów. – To był trudny poród. Wystąpiły komplikacje i... bardzo mi przykro, ale nie możesz mieć więcej dzieci. Kolejna ciąża... zabije cię.

Sułtanka NursenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz