-9- Schlierenzauer -9-

384 71 16
                                    

Krafti po odnalezieniu w swoim tymczasowym pokoju zużytej prezerwatywy unikał mnie jak ognia. Może myślał, że tego nie widzę, ale jak mogłem nie zauważyć tego, że kiedy niby chciał wyjść do łazienki, ale zauważał mnie to od razu robił krok w tył i znikał. Głupio wyszło, więc postanowiłem, że sam do niego pójdę i się wytłumaczę, może nie musiałem tego robić, ale czułem taką potrzebę, jeszcze mnie weźmie za jakiegoś erotomana czy coś.

Zapukałem delikatnie do drzwi, nie wiem po co to zrobiłem, chyba nie chciałem po prostu przyłapać Krafta na robieniu czegokolwiek co mogło by zmienić opinię o nim w moich oczach. Co dziwne, Krafti zapytał "kto tam?", a przecież w domu nie było nikogo poza mną i nim oczywiście. Uchyliłem lekko drzwi:

- Krafti możemy pogadać?

- Jeśli chcesz mi tłumaczyć, w jaki sposób zużyłeś tę prezerwatywę, to naprawdę oszczędź sobie wstydu, nie chce o tym słuchać. Ani teraz, ani jutro, ani nigdy.

Przewróciłem oczyma, Kraft od zawsze taki był, nie lubił gadać o takich rzeczach, ale trudno mu się dziwić. Nikt nie lubił o tym gadać, chociaż zdarzały się wyjątki potwierdzające regułę.

- I tak ci wszystko powiem, ale pominę niektóre szczegóły, te bardziej pikantne, jeszcze ci się w głowie od nich poprzewraca i będziesz chciał sobie dziewczynę poszukać. Żeby było jasne - nie korzystam z usług prostytutek. - powiedziałem.

- A czy ja coś takiego zasugerowałem? Poza tym, Greg, winny się tłumaczy. - odparł.

- Winny, niewinny, mało ważne. Poznałem dziewczynę, było miło, zaprosiłem ją do siebie i tak jakoś wyszło, a potem zapomniałem wyrzucić dowody zbrodni. Tak się czasem zdarza, przepraszam, następnym razem bardziej zadbam o porządek.

Krafti spojrzał się na mnie szeroko otwartymi oczyma, a po chwili po prostu wybuchnął śmiechem.

- No Greg, nie wiedziałem, że z ciebie taki Casanova, ale proszę cię nigdy więcej nie rozmawiaj ze mną o takich rzeczach. Możemy gadać godzinami o pogodzie, ale od takich tematów trzymajmy się z daleko - oznajmił.

Zaśmiałem się, ale skoro Stefan nie chce o tym gadać to okej, zresztą mieliśmy ważniejsze sprawy do załatwienia.

- Od czego zaczniemy poszukiwania Thomasa? - zapytałem.

- Myślałem o tym rano jak jeszcze spałeś. Chyba najrozsądniej byłoby pojechać do rodziców Michiego i się trochę podpytać, ale z drugiej strony głupio tak jechać teraz do nich, w końcu są w żałobie. Możemy zaryzykować i udać się do nich jutro. Ewentualnie jego starszy brat mógłby nam coś jeszcze powiedzieć, młodszy chyba o niczym nie wie. - odparł.

- Okej, więc jutro się do nich udamy, wiesz gdzie mieszkają mam nadzieję?

- Szczerze? Nigdy u nich nie byłem - powiedział - Ale Michi wiele razy mówił gdzie mieszkają, więc myślę, że jakoś tam trafimy.

Na chwilę w pokoju zapadła niezręczna cisza, chyba wyczerpała się nam lista tematów, chciałem już wychodzić i zostawić go na jakiś czas samego, niech chłopak sobie odpocznie i wszystko przemyśli, ale pomyślałem, że jak go tu zostawię to Krafti znowu zacznie płakać i wspominać to co się stało, postanowiłem zapewnić mu trochę rozrywki.

- Nie masz dzisiaj nic ciekawego do roboty, co? - zapytałem.

- No nie, myślałem, żeby tu trochę posprzątać - odparł.

- Mam lepszy pomysł, zjedz coś, przyszykuj się na wycieczkę, o 16 wyruszamy.

- Ale dokąd? - zapytał.

- Niespodzianka - powiedziałem i jak najszybciej opuściłem jego pokój.

Gdyby zadał mi jeszcze jedno pytanie i zrobił oczy kota ze Shreka na pewno powiedziałbym mu gdzie go zabieram, a to miała być niespodzianka. Chciałem, żeby jego myśli były skupione na czymś innym niż na tym co się stało. Po pierwsze, przez to, że nie powiedziałem mu dokąd go zabieram, będzie się zastanawiał, dlaczego to zrobiłem i gdzie też możemy pojechać. Po drugie miejsce, w które go zabieram pozwoli mu się odstresować i odseparować się od całej tej sytuacji. Należy mu się chwila odpoczynku, chwila wytchnienia, no i chwila dobrej zabawy.

Może i zabierając go tam stracę trochę pieniędzy, ale to się nie liczy, jeśli wydając je otrzymam uśmiech na jego twarzy. Należą mu się te małe i duże chwile szczęścia, przeszedł tak wiele w tak krótkim czasie, mało kto wytrzymałby to wszystko psychicznie, a Krafti mimo wszystko dobrze się trzymał. Może chodził przygnębiony i miał koszmary, ale często się śmiał. Nie zamykał się, nie uciekał przed światem, próbował jakoś żyć, ale robił to wszystko dla Michiego. Michi był bodźcem, który wywoływał w nim smutek, ale i napędzał go do działania. Jutro pojedziemy do rodziców Michaela, wypytamy ich o Thomasa, ale dzisiaj niech Krafti zapomni o wszystkim co go spotkało. Niech chociaż przez chwilę poczuję się wolny. 

_____

Trzy informacje:

1) Ta część chyba będzie dłuższa niż pozostałe dwie, muszę to wszystko jakoś porządnie zakończyć. PS: mam pomysł już na epilog, który wbije was w ziemie i przysypie żwirem. 

2) Po tych kilku rozdziałach "where is your son, Michi?" wbiło się do topki fanfiction, 880 miejsce nie jest złe, ale walczymy o rekordowe miejsce. PS: pierwsza część była na 273(?), ale rekord należy do Procha, który był na 145!!!

3) Istnieje niewielka możliwość, że jutro nie pojawi się żaden rozdział albo może jeden. Postaram się dodać dwa, ale nic nie obiecuję. 

where is your son, Michi?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz