-6- Kraft -6-

397 79 12
                                    

Obudziłem się rano około ósmej. Miałem jakieś przebłyski pamięci, w nocy słyszałem chyba głos Gregora, ale może to wszystko mi się śniło. Mało ważne. Słońce sączyło się delikatnie przez na wpół zasłonięte okno. Postanowiłem wstać i wpuścić do sypialni więcej światła. Ciepłe promienie słońca rozgrzały trochę moją skórę. Zrobiło mi się cieplej, ale nie na sercu. Nadal było rozszarpane, jak jelonek, którego dopadły wilki. W nocy chyba miałem koszmar, śnił mi się Michi, śniła mi się ponownie jego śmierć, nie mogłem tego nazwać snem, bo to nie był sen. To było wspomnienie, które atakowało mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Nadal świeże, nadal bolesne. Każdy powrót do tych wspomnień był jak sól, którą posypiesz świeżą ranę. Ból nie do opisania.

Wyszedłem z sypialni na palcach. Okna w salonie były jeszcze zasłonięte, poszedłem sprawdzić czy Greg jeszcze śpi. Leżał na brzuchu, jego twarz tonęła w poduszce, cud, że się nie udusił. Jedna jego noga zwisała z fotela, druga leżała na jego oparciu, cóż, nie wyglądało to na najlepszą pozycję do spania. Jego koc leżał na ziemi, podniosłem go i delikatnie go przykryłem. Po chwili usłyszałem jego głos.

- Jeszcze 5 minutek, mamo.

Nie spodziewałem się, że Gregor może być takim maminsynkiem. Uśmiechnąłem się. Postanowiłem pójść do kuchni, zrobić sobie kawę i jakieś śniadanie, żeby Greg mógł coś zjeść kiedy się obudzi. Większość rzeczy w mojej lodówce była już przeterminowana albo spleśniała. Nie było za dużego wyboru, więc wziąłem jajka i po prostu usmażyłem jajecznicę. Kiedy już prawie kończyłem, zauważyłem, że zbliża się Schlieri.

- Co tak ładnie pachnie? - zapytał.

- Jajecznica, pomyślałem, że będziesz głodny i zrobiłem coś na śniadanie. Za parę kilka minut powinna być gotowa, może chcesz kawy?

- Z wielką chęcią, mogę wziąć szybki prysznic czy raczej nie bardzo?

- Oczywiście, że możesz. Wiesz gdzie jest łazienka, tylko postaraj się szybko załatwić sprawę.

Greg poszedł w stronę łazienki, szurał laczkami po podłodze jakby był starym dziadkiem, który nie ma siły nawet na podniesienie nogi. Włączyłem radio, muzyka cicho sączyła się z głośnika, jajecznica była już gotowa, czekałem tylko aż zrobi się kawa. Postawiłem wszystko na stoliku, usiadłem przy nim i czekałem aż przyjdzie Greg. Wyszedł z łazienki, wokół bioder owinął sobie ręcznik, a drugim wycierał swoje przemoczone włosy. Nie miał na sobie koszulki, jego skóra miała lekko karmelowy odcień, może zawdzięczał to słońcu, ale to przecież Greg, równie dobrze mógł korzystać z usług jakiegoś solarium. Nie ubrał butów i zostawiał na podłodze mokre odciski stóp. Zauważył, że się mu przyglądam.

- Co, pierwszy raz widzisz takie piękne ciało? - zażartował, chociaż w sumie z jego strony to nie musiał być wcale żart.

- Nie, pierwszy raz widzę kogoś kto wyciera się poza łazienką i wszędzie zostawia mokre ślady, Greg czy ty mieszkasz w chlewie? - zapytałem.

- Krafti oczywiście, że nie. Karaluchy w moim domu nie narzekają - odparł.

- Okej, ale pamiętaj, że nie jesteś u siebie, posprzątaj po sobie i rób to szybciej, bo jedzenie ci stygnie.

Zniknął z powrotem w łazience. Słyszałem jak nucił sobie piosenki, które akurat leciały w radiu. Po chwili wynurzył się już cały ubrany, w rękach trzymał mopa. Spojrzał na moją nieco przygnębioną twarz i uniósł brew, och, chyba wpadł na jakiś genialny pomysł. Greg poszedł do kuchni i podgłośnił trochę radio, a potem wrócił do salonu i zaczął tańczyć z mopem, jeśli będą szukali kogoś do kolejnej edycji Tańca z Gwiazdami, to on się do tego nadaje. Te jego kocie ruchy, autentycznie prychnąłem śmiechem. Gregor - skoczek, tancerz, kabareciarz. Skończyła się piosenka, a podłoga była już czysta. Wreszcie usiadł i zjadł jajecznicę.

- Było pyszne, nikt nigdy nie mówił, że z ciebie taki kucharz, Krafti, jestem pod ogromnym wrażeniem - powiedział.

- A ja jestem pod ogromnym wrażeniem twoich umiejętności tanecznych, które już nie raz pokazywałeś. Co to był za taniec, co? - zapytałem.

- Cóż jakby to powiedzieć. Gorące tango, z elementami breakdance'a - odparł i uśmiechnął się.

Zaśmiałem się, ale z tego Gregora żartowniś, dzięki niemu choć trochę zapominam, o tym co mnie spotkało.

- Krafti, ja zaraz będę musiał jechać do domu. Wrócę jutro albo za kilka dni. Obiecasz, że nic sobie nie zrobisz?

Nie wiedziałem czy mogę mu to obiecać, ale też nie chciałem zostawać sam.

- Greg, mogę jechać z tobą? - zapytałem i nie wiedziałem jakiej odpowiedzi mogę się po nim spodziewać. 

where is your son, Michi?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz