-19- Schlierenzauer -19-

303 67 5
                                    

Wyjechaliśmy z samego rana, droga do Wiednia dłużyła się niemiłosiernie, żałowałem, że nie polecieliśmy samolotem, ale wtedy musielibyśmy się poruszać po mieście taksówkami lub samochodem z wypożyczalni, a biorąc to pod uwagę wolałem się męczyć te kilka godzin samochodem i po ulicach Wiednia poruszać się moim kochanym autkiem. Czasami warto się poświęcić, dla wyższych celów, no dobra, dla tych niższych też. Krafti się nie wyspał, skąd to wiem? Zaledwie po dziesięciu minutach podróży zasnął i mruczał coś pod nosem przez sen, nawet się nie wsłuchiwałem co takiego tam mruczy, to jego sprawa, nie będę mu się w sny wkrzaniał.

Wczoraj w pudełku znaleźliśmy zdjęcia czterolatka, Thomas naprawdę przypominał małego Michaela, mieliśmy zdjęcie i jednego i drugiego w podobnym wieku, ciekawe co dzieciak odziedziczył po matce, może charakter albo astmę i pełno uczuleń. Nie wygrał zdrowia na loterii, kiedy wszyscy stali w kolejce po zdrowie, on stał w kolejce po blond włosy. Jego włosy na zdjęciu wyglądały na lokowane, więc może jego matka takie miała. Może. Przecież nie musiał tego odziedziczyć po rodzicach, może dostał coś w prezencie od dziadków, nie bardzo znałem się na genetyce, ale można ponoć dziedziczyć coś po którymś tam pokoleniu.

Zastanawiałem się co zrobimy jeżeli odnajdziemy Thomasa, mamy go adoptować? Nie wyobrażałem sobie siebie z dzieckiem, najpierw chciałem znaleźć dziewczynę, która ze mną wytrzyma, dopiero później mogłem myśleć o dzieciach, nigdzie mi się nie spieszyło. Pasowała mi na razie ta wolność. Mogłem robić co i z kim chce, mogłem podrywać każdą dziewczynę, a potem ją rzucić i szukać kolejnej, ale powoli zaczynała mi doskwierać samotność. Od kiedy Krafti u mnie był zacząłem to dostrzegać. Miałem się do kogo odezwać, w domu zrobiło się czysto. Krafti stał się moją rodziną, ale ja potrzebowałem czegoś więcej. Miłości, prawdziwej, szczerej i na zawsze.

Kiedy byliśmy jakieś 20 minut drogi od miejsca docelowego Krafti otworzył oczy i rozejrzał się dookoła, był tak zaspany, że chyba nie miał pojęcia co się dzieję i jakim sposobem znalazł się w samochodzie. Zaśmiałem się pod nosem.

- Co się tak cieszysz? I gdzie my tak właściwie jesteśmy?

- Z ciebie się śmieję, wyglądasz jakbyś nie miał pojęcia jakim sposobem znalazłeś się w samochodzie. GPS mówi, że za 20 minut powinniśmy być w hotelu chyba, że natrafimy na jakieś zatwardzenie na trasie - odparłem.

- Zatwardzenie? Chcesz do łazienki? - zapytał Krafti zaspanym głosem.

- Korek, chodzi mi o korek, ale ty jesteś głupi jak się nie wyśpisz - rzuciłem.

Na jego twarzy pojawiło się oburzenie, obraził się i przez resztę trasy nie odezwał się do mnie ani słowem. GPS się nie pomylił, na miejscu byliśmy nawet minutę szybciej. Hotel, który zarezerwowałem wyglądał jak pałac, był jedynym hotelem w którym można było wziąć pokój z dwoma łóżkami. Oczywiście mogłem zarezerwować dwa pokoje w jakimś tańszym, ale nie chciałem zostawiać Krafta samego. Obudził się we mnie instynkt macierzyński, zaczynałem go traktować jak dziecko, poważnie zaczynałem się bać, że za parę dni wyrosną mi cycki.

Nasz pokój był boski, poważnie. Dosłownie i w przenośni. Na ścianie wisiał wielki telewizor, na innej parę obrazów, wyglądały jakby malował je sam Michał Anioł. Kiedy myślałem o dwóch osobnych łóżkach liczyłem, że będą to takie typowe małe łóżka dla jednej osoby, grubo się pomyliłem. Stały tam dwa ogromne, królewskie łoża. Od razu rzuciłem się na jedno z nich, nigdy jeszcze nie leżałem na tak miękkim materacu.

Krafti przewrócił oczyma, kiedy zobaczył jak zachwycam się nad wystrojem pokoju, rzucił swoją walizkę na łózko i powiedział:

- No dalej, możemy już iść do tego domu dziecka.

- Krafti, najpierw coś zjedzmy, chodźmy gdzieś na miasto - odparłem.

Spojrzał na mnie czerwonymi z wściekłości oczyma, ale ostatecznie się zgodził i takim sposobem zaczęła się nasza mała podróż po Wiedniu. 

where is your son, Michi?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz