-10- Kraft -10-

374 74 8
                                    

O 16 godzinie Gregor czekał już na mnie w swoim samochodzie, jak zwykle nie wyrobiłem się na czas, kiedy wsiadłem do auta rzucił na mnie nieco zdegustowane spojrzenie.

- Nie ładnie tak się spóźniać, kiedy się z kimś umawiasz, Krafti, nikt cię tego nie uczył?

Olałem jego pytanie, jeśli ma zamiar mnie pouczać to może lepiej, żebyśmy nigdzie nie jechali. W trakcie jazdy kilkakrotnie pytałem go dokąd jedziemy, ale on mnie olewał albo odpowiadał zagadkami. "Gdzieś gdzie się rozerwiesz", "Nie interesuj się" - te odpowiedzi były najczęstszymi, które od niego słyszałem. Na końcu odparł, że kiedy będziemy już blisko to na pewno się domyślę, więc przestałem drążyć temat i po prostu rozglądałem się po okolicy. Greg miał rację, po może 30 minutach jazdy za lasem zobaczyłem coś, co od razu dało mi odpowiedź gdzie jedziemy.

- Wesołe miasteczko, poważnie? - zapytałem.

Gregor tylko się uśmiechnął, nic mi nie odpowiedział. Zza niewielkiego zbiorowiska drzew wyłonił się diabelski młyn i ogromny rollercoaster. Na samą myśl, że mógłbym się tym przejechać miałem ciarki, ale nie ze strachu raczej z podniecenia i ekscytacji. Nie wiem jakim cudem Greg wpadł na taki pomysł, ale chyba nie ma pojęcia jak strasznie będę go za to doceniał. A jeśli przejedzie się tym razem ze mną to zyska w moich oczach tak duże uznanie jak nigdy dotąd. Gregor zaparkował samochód, wysiadłem z niego i przyglądałem się temu wszystkiemu z uznaniem, po chwili stanął obok mnie.

- No Krafti, myślę że to pozwoli ci się trochę rozerwać, oczywiście ja płacę za wszystko, tylko proszę cię weź nie przesadzaj, bo chce mieć jeszcze za co żyć - zaśmiał się.

Ruszyliśmy do wejścia, przyglądałem się wszystkim karuzelom, kolejką, mniejszym budynkom, w których znajdowały się gabinet luster i dom strachów. Obudził się we mnie mały dzieciak, bo chciałem sprawdzić to wszystko, ale nie miałem zielonego pojęcia od czego zacząć. Kręciłem się tak, a Gregor cały czas był kawałek za mną. Przyglądał mi się z wyraźnym rozbawieniem. Spoglądały na niego chyba wszystkie kobiety, które mijaliśmy, ale on nie odezwał się do ani jednej. Uśmiechał się tylko i wzruszał ramionami, jakby w ten sposób chciał wytłumaczyć moje zachowanie. Zatrzymałem się przed diabelskim młynem i spojrzałem w górę, czubek wielkiego koła był dość wysoko, może kiedyś wywarłoby to na mnie większe wrażenie, ale po tylu wizytach na skoczniach mamucich chyba tylko Mount Everest by mnie przestraszył. Greg zatrzymał się obok i zapytał:

- Może od tego zaczniemy? Nie ma co od razu rzucać się na szybkie i niebezpieczne kolejki.

Kiwnąłem głową, Greg zapłacił za wejście i wsiedliśmy. Kiedy unosiliśmy się powoli do góry, wychylałem się i patrzyłem jak daleko od ziemi jesteśmy. Schlieri chwytał mnie za koszulkę jakby bał się, że wypadnę.

- Krafti, możesz się nie zachowywać jak dzieciak, nie masz co tam patrzeć, przecież nie jesteśmy nawet wysoko, w naszym fachu taka wysokość nie powinna robić na tobie żadnego wrażenia.

Miał rację, ale dziecko, które się we mnie obudziło miało zupełnie inne zdanie. Jakbym w ogóle zapomniał o tym, że jestem skoczkiem narciarskim i ryzykuje codziennie życie, jakbym pierwszy raz wspiął się tak wysoko, i patrzył na ludzi, którzy z tej wysokości wydają się tacy mali, jak nic nieznaczące elementy układanki. Puzzle, które po zgubieniu jednego elementu, po prostu wyrzucasz. Spojrzałem na bok, jakie stąd były piękne widoki, las rozpościerał się dookoła, ptaki latały dość nisko, chociaż może to zależało od perspektywy, z której to wszystko obserwowałem. Dla mnie to było nisko, a dla ludzi na dole wysoko jak diabli. Po zakończeniu przejażdżki zapragnąłem kolejnej, ale bardziej ekscytującej, szybszej i niebezpiecznej. Chciałem poczuć strach, ale nie taki jak w chwili, gdy zobaczyłem w rękach Manuela pistolet. Chciałem poczuć strach graniczący z podnieceniem. Chciałem poczuć się inaczej. Inaczej niż dotychczas.

- Idziesz ze mną na rollercoaster? - zapytałem Gregora.

Greg spojrzał na kolejkę górską i przełknął ślinę.

- Krafti, zrobiłbym wszystko, żeby poprawić ci humor, ale to już lekka przesada. Idź sam, ja poczekam na ciebie na dole.

Schlieri się bał, ale naprawdę go rozumiałem. Każdy się czegoś boi, niektórzy jednak próbują walczyć ze swoimi strachami, ale skoro on nie chciał, to nie miałem prawa go do niczego zmuszać. Wsiadłem do kolejki, obok mnie usiadła drobna blondynka, wyglądała na przerażoną i zawstydzoną. Spojrzała na mnie z ukosa i zaczerwieniła się. Kiedy kolejka ruszyła dziewczyna zamknęła oczy. Chwyciłem ją za rękę. Z doświadczenia wiedziałem, że to jej pomoże. Jeśli masz kogoś obok siebie, nieważne czy go znasz czy nie i ten ktoś okaże ci wsparcie, jakąś pomoc, to wtedy czujesz się lepiej. Blondynka ścisnęła mocno moją rękę i otworzyła oczy, kiedy kolejka przyspieszyła ona już się nie bała. Krzyczała i śmiała się razem z innymi, razem ze mną. Po zakończeniu przejażdżki dziewczyna cmoknęła mnie w policzek, chyba właśnie tak chciała okazać swoją wdzięczność. Zachowałem się tylko jak należy, nie oczekiwałem podziękowań. Zachowałem się jak Gregor. Po śmierci Michaela, po tym całym koszmarze z Manuelem w roli głównej, to właśnie Gregor przyszedł do mnie i wyciągnął pomocną dłoń. Był kimś komu mogłem się wypłakać, a przede wszystkim chciał pomóc mi żyć jak dawniej. Był moim przyjacielem, najlepszym jakiego mogłem mieć. 

where is your son, Michi?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz