-14- Kraft -14-

337 67 5
                                    

Po wczorajszych wydarzeniach rzuciłem się na łóżko i natychmiast zasnąłem. Nie miałem już na nic siły, opowiedziałem Gregorowi całą naszą historię, historię, której głównymi bohaterami byliśmy ja i Michi, zdałem sobie sprawę, że nie będzie już kolejnych rozdziałów, że to już koniec. Zostałem sam, bez Michiego, bez nadziei na lepsze jutro, z tylko jedną myślą w głowie - odnajdź Thomasa.

Obudziłem się wcześnie rano, jak zwykle ostatnimi czasy. Nie uzgodniliśmy z Gregorem, o której jedziemy do rodziców Michiego, ale wiedziałem, że pewnie nie tak szybko, bo Gregor bardzo lubił sobie pospać. Zszedłem na dół zrobić śniadanie, nie chciałem go budzić, więc starałem się być cicho, ale to nie hałasy go obudziły, jednak zapachy, które miały swoje źródło w kuchni, odwaliły kawał dobrej roboty.

- Znowu robisz nam śniadanie? Jeszcze trochę a się do tego przyzwyczaję. I zamiast szukać sobie żony, to zatrudnię cię jako gosposię - zaśmiał się.

- Jako gosposię? Chyba byś się nie wypłacił, mój talent kulinarny i chęć do sprzątnięcia tego budynku, który wygląda jak chlew z ładną fototapetą na ścianach, sporo kosztuje - odparłem.

- A z żoną niby nie jest tak samo? Może oficjalnie jej nie płacisz, ale ona sama sobie wszystko bierze. Potem tylko przecierasz oczy i jesteś zaskoczony w jak czarnej dupie jesteś.

Nie będę ukrywał, że się z nim zgadzałem. W większości przypadków tak to wygląda. Oczywiście zdarzają się kobiety, które są z mężczyzną z miłości, wtedy nawet najgorsze ubóstwo im nie przeszkadza, ale wielokrotnie spotkałem na swojej drodze dziewczyny, którym w głowie szeleściła tylko kasa. Puste, wytapetowane laski. Kiedy jesteś sławny wokół ciebie pojawia się ich dwa razy więcej, ciągną do ciebie jak ćmy do światła. A pozbywanie się ich jest strasznie męczące, nikomu tego nie polecam.

Gregor znowu zniknął za drzwiami swojej sypialni, słyszałem jak nuci sobie coś pod nosem, co jakiś czas podnosił głos, a więc nie tylko pod prysznicem udaje zawodowego piosenkarza. Po chwili wyłonił się z pokoju z nienaganną fryzurą, ubrany był w białą koszulę i jasne jeansowe spodnie.

- Greg, czy ty masz dzisiaj maturę, że się tak wystroiłeś? - zapytałem.

- Nie, ale mamy ważne spotkanie, więc wypadałoby jakoś wyglądać. Chyba chcesz pokazać się z jak najlepszej strony przy rodzicach swojego faceta, co? W końcu to wasze pierwsze oficjalne spotkanie, dobrze by było gdybyś zdobył ich zaufanie, no kto jak nie ty Krafti. Musisz ich oczarować, żeby powiedzieli ci wszystko jak na spowiedzi. Mi nie zaufają, ale tobie raczej tak. W końcu spędziłeś z ich synem tyle czasu.

W sumie nie myślałem o tym w ten sposób, Greg miał rację. Przecież jeżeli pojedziemy do nich tak po prostu i zapytamy o ich wnuka, to nie wiadomo czy nam wszystko powiedzą, równie dobrze mogą nas olać. Miałem ich oczarować? Jak? Przecież nie potrafię udawać i grać, w szkole nigdy nie brano mnie do przedstawień, ale kiedy jakiś kolega chciał zerwać z dziewczyną to wysyłał mnie, żebym ją pocieszył. Do tego akurat miałem talent. Mówiłem o uczuciach tak jak należy o nich mówić, bez owijania w bawełnę. Jeżeli to nie zadziała to naprawdę nie wiem już co mógłbym jeszcze zrobić.

- Co jeśli nic nam nie powiedzą? - zapytałem.

- Spokojnie, wierzę w twoją moc przekonywania. Jeśli oni nic nam nie powiedzą to wtedy możemy jeszcze spróbować porozmawiać ze Stefanem, myślę, że tak czy siak trzeba będzie z nim porozmawiać. Nawet jeśli rodzice Michiego powiedzą nam wszystko co wiedzą.

Kiwnąłem głową. Faktycznie Stefan mógł coś wiedzieć, chociaż myślę, że jednak rodzice Michaela są pewniejszym źródłem informacji. Skoro to oni pomogli Michiemu i jego dziewczynie podjąć decyzję to myślę, że może wiedzą też co się stało później z tym dzieckiem. Nie chciałem obwiniać Michiego, ale gdybym ja był na jego miejscu, chciałbym chociaż wiedzieć co się dzieję z moim synem, wiedzieć czy trafił do dobrej rodziny, czy nadal jest w domu dziecka. Chciałbym wiedzieć czy żyje i jest zdrowy. Michi owszem myślał o nim, ale bał się go szukać, bał się z nim skontaktować, ale z drugiej strony dobrze postąpił. W końcu to było małe dziecko, nie warto było mu mieszać w głowie. Może za parę lat znalazłby w sobie odwagę, żeby poznać swojego syna, ale to już nie było mu pisane.

Przebrałem się, ubrałem czarną koszulę i czarne spodnie. Między nami był tak duży kontrast. Ja niski, Greg wysoki, ja ubrany na czarno, Greg w jasnych kolorach. Schlieri wyglądał jakby właśnie szedł do kościoła, a ja jakbym pracował w zakładzie pogrzebowym. Czarny i biały, biały i czarny. Byliśmy gotowi. Czas ruszać, misja rozpoczęta. 

where is your son, Michi?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz