-17- Schlierenzauer -17-

303 68 2
                                    

- Wynajęła pani detektywa, żeby odnalazł Thomasa? - zapytał Krafti.

- Tak, początkowo zrobiłam to tylko po to, żeby dowiedzieć się co się z nim dalej stało. To było cztery lata temu. Powiedziałam o wszystkim przemiłemu panu, który podjął się poszukiwań. Podałam mu imię i nazwisko dziecka, no i datę urodzenia. Wszystko trwało ponad miesiąc, po tym czasie przyjechał i dał mi wszystko co jest w tym pudełku - wskazała palcem na stół - Thomas był w domu dziecka w Wiedniu, nie mam pojęcia czy jeszcze tam jest, ale kiedy miał niecałe cztery latka znajdował się jeszcze w domu dziecka, zresztą wszystko jest w pudełku. Są tam nawet zdjęcia, które detektyw zrobił z ukrycia. Thomas jest taki podobny do Michaela, wygląda dokładnie tak samo jak jego ojciec w dzieciństwie. Kiedy dostałam to wszystko chciałam, żeby ten chłopiec wrócił tam gdzie jego miejsce, czyli do nas, ale mój mąż powiedział, że nie mam tego robić, dla dobra Michiego i całej naszej rodziny. Tyle razy płakałam w poduszkę, bo wiedziałam, że ten mały chłopiec leży w łóżeczku w domu dziecka i zastanawia się czemu nikt go nie chce, a nie miał pojęcia jak bardzo chciałam, żeby był z nami, myślę, że Michael też tego chciał, tylko nigdy nie potrafił się do tego przyznać.

To wszystko ułatwiło nam nieco sprawę, dom dziecka w Wiedniu, musieliśmy tam jechać. Spróbujemy się czegoś dowiedzieć, po prostu zapytamy, a jeśli nie udzielą nam odpowiedzi to dopiero wtedy pomyśli się co dalej. Matka Michaela kiedy nam o tym wszystkim opowiadała powoli zaczynała płakać, to musiało ją bardzo boleć. W każdej rodzinie jest historia, której wspomnienie wywołuje ból, te historie zazwyczaj nie wychodzą na światło dzienne, ale my wiedzieliśmy o tym co się stało, więc postanowiła się przed nami otworzyć, mimo braku akceptacji dla tej decyzji ze strony jej męża.

- Niech mi pani uwierzy, że zrobimy wszystko, żeby Thomasa znaleźć i odzyskać albo chociaż sprawić, żeby trafił do dobrej rodziny, przyrzekam to pani - powiedziałem.

Uśmiechnęła się delikatnie.

- Chciałabym, żeby był z nami, ale ze względu na nasz wiek, raczej nie będziemy mogli go adoptować. Może wy byście się nim zajęli, wiem, że o zbyt wiele was proszę, ale myślę, że Michi byłby szczęśliwy gdyby jego syn przebywał wśród ludzi, którzy go kochali i są w stanie zapewnić Thomasowi dużo miłości. Oczywiście pomagałabym wam jak tylko potrafię, na czas konkursów mój wnuk mógłby zostawać u nas.

Takiego obrotu sprawy nie brałem pod uwagę, owszem raz pojawiła się w mojej głowie taka myśl, ale trochę w innej postaci. Myślałem nad tym dlaczego Kraftiemu tak zależy, wiedziałem, że jeśli odnajdziemy to dziecko to na pewno będzie chciał zrobić wszystko, żeby poczuło się chciane i szczęśliwe. Ten jeden jedyny raz pomyślałem, że Krafti może chcieć go adoptować, ale ze względu na to, że jest samotny i często podróżuje to mogło być trochę trudne, ale nie przejmowałem się tym na zapas, najpierw musimy go w ogóle odnaleźć i sprawdzić czy jest w domu dziecka czy ktoś go już adoptował.

- Obiecuję pani, że zrobię wszystko, żeby Thomas znalazł prawdziwą rodzinę - zaczął Kraft - Jeśli będzie taka potrzeba sam stanę się dla niego rodziną. Bądź co bądź to syn Michiego, jestem w stanie traktować go jak własnego. Myślę, że Michi by tego chciał. A jestem w stanie zrobić dla niego wszystko, mimo że już go tu z nami nie ma.

- Dziękuję chłopcy, jesteście naprawdę bardzo mili. Zapiszę wam mój numer telefonu, możecie zadzwonić w każdej chwili. Jeśli go znajdziecie to od razu zadzwońcie, chce o wszystkim wiedzieć - powiedziała i na małej kartce zapisała swój numer telefonu, podała kartkę Kraftowi - Jeśli będziecie potrzebować pomocy to śmiało dzwońcie, zrobię wszystko co jestem w stanie.

Krafti grzecznie jej podziękował. Zabrał pudełko, które przyniosła i wstał. Nadszedł czas, żeby się zbierać. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia, kobieta stała na progu i obserwowała jak wsiadamy do auta, kiedy odjeżdżaliśmy pomachała nam na pożegnanie.

Przez chwilę jechaliśmy w kompletnej ciszy. Krafti trzymał w dłoniach kartonik i nie odrywał od niego wzroku, wyglądał jakby chciał je otworzyć, ale nie był do końca pewien czy warto. Nie wiedział co w nim znajdzie.

- Myślisz, że zawartość pudełka nam pomoże? - zapytał Krafti.

- Myślę, że tak, ale na razie go nie otwieraj. Sprawdzimy co jest w środku dopiero w domu - odparłem i skupiłem się na drodze. 

where is your son, Michi?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz