1. Niechęć do wielkiej odpowiedzialności

6.2K 275 35
                                    

    Nerwowo wokoło się rozglądałam w poszukiwaniu Aksel' a, który powinien zejść na dół jakieś dziesięć minut temu. Doskonale wiedziałam, że coś dzieje się nie tak jak powinno, ponieważ mój pierworodny synek nigdy, przenigdy się nie spóźniał. On jako jedyny z całego rodzeństwa był zawsze i wszędzie na czas. Dlatego zaniepokoił mnie fakt, iż dzień przed koronacją nagle zniknął. Nie byłoby to nic szczególnego, gdyby nie to, że to właśnie dziś, za godzinę odbędzie się próba, której nie może odpuścić! Prawdopodobnie ma tego dość, ale przecież to się dzieje tylko po to, by - według swojego dziadka - nie skompromitować się przed całą śmietanką towarzyską uwielbiającą plotki.

   Zamarłam słysząc charakterystyczne chrupanie ciastek, dobiegające z korytarza, który chwilę wcześniej minęłam. Cofnęłam się i z zażenowaniem spostrzegłam, że moja najstarsza córka klęczy przed drzwiami. Podglądała przez dziurkę od klucza, przy czym cicho chichotała i chrupała swoje ulubione ciastka jakby była w teatrze na jakimś śmiesznym spektaklu.

    Ciężko wzdychając podeszłam tam (cicho), bo jeśli ktoś taki jak Tatiana klęczy przed drzwiami, oznacza to, że podgląda swojego bliźniaka, szukając sensacji.

- Młoda damo czy mogę zapytać co ty tutaj, do cholery, robisz? - zapytałam ze złudnym spokojem.

   Dziewczyna odwróciła się jak oparzona i niemal wysypując ze szklanego pojemnika ciastka, siadła z wrażenia na ziemi. Czarne włosy z kasztanowymi pasemkami wyglądały jakby przeszło przez nie tornado - albo burza piaskowa - która była wręcz nie do opanowania. Oczy Tatiany (czarne z fioletowymi plamkami) patrzyły wszędzie byleby nie w moją stronę. Samo to było dla mnie wskazówką, że zaraz zacznie swoje mizerne próby okłamywania matki - mistrzyni w tej dziedzinie.

- Mamo? Co mama tutaj robi? - pisnęła. - Ja tylko... ciastka mi się wysypały więc musiałam je pozbierać i... wie mama trochę mi to zajęło...

- Jesteś fatalnym kłamcą - przerwałam córce, przetarłam twarz dłońmi. Kto uczył ją kłamać? Bo na pewno to nie byłam ja.

- Wie mama, znajduję się pod wielką presją - powiedziała opuszczając ramiona w geście przegranej.

   Pośpiesznie wstała i choć przewyższała mnie wzrostem, wyglądała na małą, czekającą na karę dziewczynkę, a nie na osiemnastolatkę. Tak jak w młodości ze zdenerwowaniem wygładziła swoją ciemnofioletową sukienkę na ramiączkach, czekając na naganę albo karę.

- Zdaję sobie z tego sprawę - westchnęłam. - Idź do siebie i zrób porządek z włosami i ciastkami. No idź! - uśmiechnęłam się na widok szoku na twarzy córki. Zdawała się nie dowierzać własnemu szczęściu. Szybko zaczęła się oddalać - Tatiana! Twoje ciastka.

   Zachichotała zawracając po swoją przekąskę. Jej rozkloszowana suknia poszorowała po podłodze, gdy się nachyliła, wypinając się w stronę nadchodzącego właśnie strażnika. Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie, spojrzał tam gdzie nie powinien i uśmiechnął. Oczywiście, gdy tylko zobaczył moje uniesione w górę brwi, zrobił w tył zwrot (potrzebował dwa razy na mnie popatrzeć, aby zrozumieć jaki błąd popełnił), pośpiesznie odchodząc.

    Kiedy wreszcie Tatiana - zadowolona z siebie! - odeszła, zapukałam do drzwi. Doszło do mnie ciche, lekko stłumione i wyraźnie wymuszone: "Proszę wejść", które mogło należeć jedynie do mojego syna. Wobec tego chwyciłam za klamkę, lecz wcześniej przykazałam innemu strażnikowi, aby przyprowadził tutaj Tytusa.

    Mój najstarszy syn siedział przy biurku, nie byłoby to nic niezwykłego, gdyby nie to, że jego czoło leżało na stercie papierów. Wątpiłam w to, aby zobaczyć jego twarz bez choćby grama atramentu. Dokładnie w tym samym kolorze co Tatiany, włosy rozsypały się po biurku tuż przy jego głowie. Miał na sobie czarny mundur Klanu Wojowników, który nosił zawsze do uroczystych kolacji.

Klan Wojowników 2: Nowy ImperatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz