34. Paul jest wściekły

1.5K 137 1
                                    

    Nigdy nie spodziewałam się po swoim teściu, aż takiej złości, kiedy tylko zobaczy swojego starszego syna, żywego. Wyglądał jakby miał ochotę roznieść na strzępy każdego kto znajdzie się dostatecznie blisko... każdego prócz Tytusa. Do niego o dziwo był niesamowicie miły i wręcz prosił o przebaczenie, że wysłał go (nie wspomniał o tym, że ja również tam byłam, chociaż zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę chciałam być uwzględniona w tym spisie) na poszukiwania brata.

- Rozumiem, że to u was rodzinne? - Jojo nachyliła się w moją stronę, szepcząc.

- Obawiam się, że tak - odparłam, przyciskając plecy do ściany.

- Wiesz, że tak naprawdę to porwałam Bena?

- CO? - gwałtownie spojrzałam w żółte oczy dziewczyny.

- No tak... nie chciał iść, nie powiedziawszy wpierw gdzie się udaje ojcu więc tak jakby go porwałam - lekko się skrzywiła. - Zaczaiłam się na niego, kiedy wracał z restauracji, uderzyłam go, a następnie - z niewielką pomocą - wsadziłam na konia. Obudził się dopiero w wiosce. Oczywiście był odrobinę wkurzony i wcale mu się nie dziwię, ale gdy pokazałam mu gdzie będziemy żyć, nieco się uspokoił. Mimo to miał dość podobny wybuch.

- Zdzieliłaś go. I porwałaś - powiedziałam powoli, po czym mimowolnie zaczęłam się śmiać.

   Moja wyobraźnia przerosła samą siebie, kiedy wyobrażałam sobie jak to musiało wyglądać. Prawdopodobnie przez to nie mogłam dojść do siebie i nawet zignorowałam fakt, że obaj - Paul i Ben - dalej toczą wojnę słowną.

   Po chwili do mojego śmiechu dołączyła Jojo, której jagodowe włosy związane w dwa kucyki, zaczęły się trząść. Tak jakby całą sobą czuła wyraźnie rozbawienie.

- I co było dalej? Zapoznałaś go z łopatą? - dopytywałam, kompletnie zapominając o kłócących się mężczyznach i nagłej ciszy jaka zapadła po naszym wspólnym chichocie.

- A żebyś wiedziała! Żałuj, że nie widziałaś jego miny, naprawdę chciałam ją uwiecznić na aparacie, ale akurat żadnego nie miałam przy sobie... Ale! - zawołała i zaczęła czegoś szukać po kieszeniach - Później się zabezpieczyłam. Kiedy pokazałam Benowi grabki i zaczęłam tłumaczyć do czego służą to zrobił dokładnie taką samą minę. O tu... Ej!

   Obejrzałyśmy się na osobę, która zabrała cienki, mały, czarny aparat cyfrowy. Był to purpurowy ze złości Ben.

- I ty przeciwko mnie?! Jojo! Mogłabyś nie kompromitować mnie w tym momencie! - krzyknął chrapliwie. Zapewne kłótnia wykończała powoli jego struny głosowe.

- Przecież wielokrotnie mówiłeś mi, że Amelia jest spoko i nazywałeś ją siostrą. Wobec czego naprawdę nie rozumiem, dlaczego teraz zabraniasz mi pokazać jej te zdjęcia? - oburzyła się dziewczyna.

- Masz więcej takich zdjęć? - wyrwało mi się.

- No pewnie. Poczekaj chwilę...

- Nie pokażesz ich w tej chwili, Amelii, ponieważ tak się składa, że jest teraz w obozie Tytusa - warknął Ben.

- Obozie Tytusa? - zapytałyśmy jednocześnie.

   Ben zamachał wolną dłonią w stronę mojego męża, który patrzył na mnie wyczekująco. Zapewne spodziewał się teraz deklaracji całkowitego podporządkowania jego woli oraz sprawie, w której kłócą się już pół godziny. Tak samo patrzył na mnie Paul, który spokojnymi, miarowymi ruchami wygładzał swój czarny garnitur.

     Moja ewentualna niezgoda nie wchodziła w grę. To skończyłoby sie dla mnie katastrofalnie.

- Jestem neutralna - oznajmiłam powoli z wahaniem.

Klan Wojowników 2: Nowy ImperatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz