- Amelio, skarbie, mogłabyś przestać mordować Ofelię wzrokiem? - zapytał w pewnej chwili Tytus, przytulając się do mnie od tyłu.
- Nie - odparłam zdecydowanie. - To nie byłoby w moim stylu, czyż nie? Po za tym ja miałabym się poddać jako pierwsza? Serio? Zachowujesz się tak jakbyś mnie wcale nie znał.
- Ależ znam - oparł brodę na mojej głowie - nawet za dobrze i wiem, że już coś chodzi po twojej głowie. I wiesz co? Boję się, że to coś raczej nam zaszkodzi niż pomoże.
Napięłam do bólu mięśnie. Oczywiście, że miał rację, ale nie zamierzałam na głos przyznawać mu racji, to również nie byłoby w moim stylu. Nawet to wykłócanie się z nim wychodziło poza moje normy. Wcześniej od razu przechodziłam do czynu zamiast rozmawiać o tym z mężem.
- Powiedzmy, iż sobie daruję - powiedziałam powoli - i nie zrobię tego co zamierzałam zrobić...
- Wyraźnie słyszę jakieś "ale".
- ALE ona nadal będzie cię podrywać tak, żeby jej cudowny mężulek się nie połapał, że to właśnie robi - wczepiłam palce w jego złączone na moim brzuchu dłonie. - Tyle, że ja to widzę i mi się to nie podoba! A dobrze wiemy, że ona nie postanowi od tak skończyć to co zaczęła.
- Czyli jesteś zazdrosna - poczułam jak wstrząsa nim tłumiony śmiech.
- To tak jakbyś ty nie był, kiedy jakiś facet zaciągnął mnie na parkiet czy zdobył się, aby pocałować mnie w policzek - powiedziałam i walnęłam go łokciem w żebra, gdy nabierał powietrza, by zaprzeczyć. - Widziałam jak mordujesz ich wzrokiem, a potem straszysz, że...
- Okej, okej! Rozumiem - mruknął. Jestem pewna, że przy tym przewrócił oczami jakby grożenie oraz powalenie któregokolwiek z tamtych facetów (jednym ciosem!) było niewarte zapamiętywania.
Mój wzrok automatycznie padł na Ofelię, która w białej, brokatowej sukience paradowała przed ogniskiem, udając przy tym, że próbuje się zakolegować z moimi towarzyszami podróży. Tyle, że oni wyglądali jakby raczej woleli ponownie słuchać mojej kłótni z ofermą. Przy czym chodziło bardziej o to, iż mogliby się pośmiać i rozluźnić, ponieważ mieli zapewnioną darmową rozrywkę.
Westchnęłam, następnie odwróciłam się przodem do Tytusa i wtuliłam w niego niczym kleszcz. Był taki ciepły - to takie niesprawiedliwe, że faceci są jak chodzące kaloryfery, zaś nam kobietą, zawsze jest zimno! - że został moim chodzącym kaloryferem. Jemu to pasowało, ponieważ dzięki temu częściej się do niego przytulałam, a on mógł bez problemu później szantażować mnie. Jak? Otóż wiele razy już słyszałam, że jeśli czegoś nie zrobię on nie pozwoli mi się do siebie przytulić i wchłonąć swojego ciepła, które przecież należy tylko i wyłącznie do niego. Wobec czego byłam zmuszona wykonywać jego polecenia bez żadnego sprzeciwu.
Najgorsze w tym było to, że jakąś godzinę po tym jak spotkaliśmy Ofelię (której z całego serca życzę rychłej śmierć, już męczarnie może sobie darować), musiałam masować mu stopy, gdyż zaczęły go dziwnym trafem boleć. Nawet teraz myśląc o tym czułam ten smród niewymienianych od dawna skarpetek.
***********
- Amelia! Przecież ja je wymieniałem - wciął się w opowieść Tytus.
- Ciekawe kiedy? - droczyłam się z nim.
- No właśnie wtedy... - zaczerwienił się, a następnie uśmiechnął łajdacko - kiedy przestałaś masować mi stopy. Tak to było tuż po tym... Aha! - zręcznie złapał poduszkę mknącą w stronę jego głowy - Nie denerwuj się tak, kochanie. To było dla twojego dobra.
CZYTASZ
Klan Wojowników 2: Nowy Imperator
Fantasi- Skłamałam - powiedziałam po chwili - nie powiedziałam wszystkiego, ponieważ maluchy nie powinny o tym wiedzieć. Przynajmniej na razie. - Co masz na myśli matko? - podniosłam na Aksel' a wzrok. - Kiedy rodziłam następne dzieci, działo się napr...