55. Dwadzieścia lat później

2.2K 181 57
                                    

    Padłam na łóżko zmęczona po wsze czasy. Koło mnie słodko chrapał Tytus, który widocznie nie zamierzał mi ani trochę pomagać, a przecież jeszcze tyle było do ogarnięcia!

   Kiedy do pokoju ktoś wleciał, zasłoniłam ramieniem oczy. Właśnie tego było mi trzeba! Normalnie nie mogłam chwili posiedzieć w samotności, bo świat się załamie.

- Mamo! - Tatiana zdarła mi rękę z twarzy. Jej ciemnawe włosy poleciały do przodu, gdy pochyliła się w moją stronę - Ja już nie mogę z Julianem! Wiesz co on zrobił?!

- Tat, uspokój się. To facet - mruknęłam jakby to wszystko tłumaczyło. - Oni żyją po to, aby doprowadzać nas do nerwicy, dlatego naprawdę nie wiem o co się tak bulwersujesz. Tym bardziej, że żyjesz z nim już od dwudziestu lat. Powinnaś się była do niego całkowicie przyzwyczaić. Cokolwiek zrobił.

- Ale on zabrał moje dzieci! I moje rodzeństwo do lasu! - krzyknęła.

- Zabrał wasze dzieci - poprawiłam ją, nadal zaspanym głosem. - Czekaj... - siadłam gwałtownie na łóżku - Zabrał moje dzieci?!

- No nareszcie!

- Całą dwudziestkę?!

- No, nie zabrał Kajtka ani Rózi - poprawiła się, marszcząc przy tym brwi. - Ale tak. Lecz nie w tym rzecz. Zabrał moją kochaną piątkę! Razem ze Skye! Przecież nie powinien jej brać! Ona... wózek w lesie? Mój skarbek nie da sobie rady! Jak mógł zabrać dzieci do lasu bez mojej wiedzy?!

- Zamorduję go - warknęłam wstając.

- Ta - prychnęła Tatiana przygładzając fioletową sukienkę. - Życzę powodzenia, bo nawet nie wiem gdzie dokładnie jest. Służba powiedziała tylko tyle, że poszedł do lasu.

   Tytus poruszył się na łóżku, po czym złapał mnie w pasie i ponownie ułożył na łóżku, nogą podhaczył swoją córkę, która runęła z piskiem tuż przy mnie. Obie spojrzałyśmy z pretensją na Wojownika, który uśmiechnął się spokojnie w naszą stronę, chociaż nawet nie otworzył oczu.

- Spokojnie. Dałem mu pozwolenie - odezwał się sennym głosem. - Nic im nie będzie. Taka wyprawa dobrze im zrobi. No i mamy chwilę spokoju. Powinnyście się cieszyć i mi ładnie podziękować.

   Gdyby nasze spojrzenia mogły zabić, mój mąż już dawno leżałby martwy na łóżku z szczerze zaskoczoną miną. W końcu niby dlaczego miałby się spodziewać naszego ataku? Przecież powinnyśmy być spokojne i podziękować mu za chwilę spokoju!

   Moje biedne dzieciaczki!

- Podziękować? - Tatiana skrzyżowała ramiona na piersi, posłusznie leżąc na łóżku - Chyba tylko w twoich snach, ojcze. Nie dość, że matka co chwila mówiła, iż jest w ciąży to jeszcze narażasz moje dzieci!

- Nie narażam. Nic im nie będzie. W ich żyłach płynie krew Wojowników - Tytus przewrócił oczami. - Mówiłem ci, że za bardzo się w ciebie wdała? Masakra. Druga Amelia będzie mi truła przy uchu. To Wojownicy! Ogarnijcie się!

- To moje dzieci i rodzeństwo! - krzyknęła Tatiana - Nie masz prawa decydować o...

- Wnukach? - Wojownik kpiąco uniósł brew - Jestem głową rodu, Tat, mam prawo decydować o dzieciach. A teraz bądź tak miła i daj mi odpocząć.

    Ale to nie mogło nic zmienić. Dalej martwiłyśmy się o to co też zrobi Julian, w końcu on zawsze był nieprzewidywalny. Samo to, że w jakiś sposób dotarł do Tatiany i zaciągnął ją do łóżka aż pięć razu, samo za siebie mówiło. Inna sprawa, że wyglądało na to, iż się dogadują. To z kolei oznaczało, iż nie będzie więcej kłótni czy rzucania w siebie różnymi sprzętami tak jak to było jeszcze sześć lat temu jak nie więcej... Ta... Raczej dziesięć.

Klan Wojowników 2: Nowy ImperatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz