- Jak myślisz nadal jest na nas zły? - zapytał Dwójka, spoglądając z rezerwą na Tytusa.
Rzuciłam na niego spojrzeniem, zastanawiając się czy, aby na pewno nie jest on niepoczytalny. W końcu na pierwszy rzut oka można byłoby wysunąć prosty wniosek, iż Tytus Woodrok w tej właśnie chwili powinien być unikany jak ognia. Dosłownie! Przecież widząc go w takim stanie od razu się odechciewa jakiejkolwiek walki, ponieważ właśnie wtedy jest najbardziej niebezpieczny, gdyż jest nabuzowany negatywną energią - że się tak wyrażę.
- Och, nie! On codziennie dla relaksu rzuca granatami, krzyczy, przeklina i demoluje lasy - rzuciłam sarkastycznie. - Ale, czyżby właśnie zrobił kolejny krater? Jak sądzisz dostatecznie się już zrelaksował czy może nadal... jest lekko spięty wydarzeniami dzisiejszego dnia?
- To był sarkazm, prawda? - zapytał tępo Dwójka.
- Tak, to był sarkazm - potwierdziłam, kiwając głową. - Ale jak chcesz zawsze możesz podejść do Tytusa i się zapytać czy nadal się wścieka. Prawdopodobnie wtedy nie dożyjesz następnego dnia, lecz przynajmniej my będziemy wiedzieć, że to jeszcze nie jest ten moment, aby zawracać mu głowę - zaproponowałam grzecznie.
Mężczyzna posłał mi groźne spojrzenie, którym się jednak zbytnio nie przejęłam. Co jak co, ale on raczej nie zrobiłby mi krzywdy. Tym bardziej, że sam aktualnie wyglądał na kogoś kto nie chciałby stracić życia tylko, dlatego że próbował zrobić krzywdę osobie, którą Tytus kocha najbardziej. To tak jakby sam sobie wydał wyrok śmierci.
- Zabawne - mruknął odwracając ode mnie wzrok, następnie oparł się ciężko o drzwi samochodu.
- To czemu się nie śmiejesz? - uniosłam pytająco brew rozglądając się wokoło.
Przed nami rozpościerała się ogromna połać lasu, która kończyła się dokładnie przy aucie. Tak, dobrze myślicie! Zaparkowałam idealnie przed skrajem puszczy. Ale jestem mistrzem kierownicy!
- Driady nie będą zachwycone - mruknęłam pod nosem, kiedy Tytus po raz kolejny rzucił granatem, który zrobił mały krater tam, gdzie wcześniej stały cztery drzewa. Ale może one jakoś ostudzą mojego męża w jego działaniach pod tytułem: "demolka wszystkiego". - No dobra... pójdę do niego - powiedziałam w końcu.
I tak ponownie zmarnowaliśmy kilka godzin na to, aby Tytus mógł się wyszaleć. Może mu już chociaż odrobinę przeszło. Przynajmniej mogłam mieć taką nadzieję, ponieważ sam wojownik wyglądał jakby dopiero się rozkręcał. Chociaż zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, iż marnuje nasz sprzęt, który w przyszłości mógłby nas uratować.
Z wielkim trudem ruszyłam w stronę męża. Powoli, niemal leniwie wlokłam się krok po kroku, czując strach i przerażenie przed tym co miało nadejść - rozmową. Po za tym nie wiedziałam jak zareaguje kiedy wreszcie do niego dojdę. Tym bardziej, że wyglądał na naprawdę wkurzonego. Choć to nie do końca określało to jak się zachowywał i zapewne jak się czuł.
- Tytusie? - zapytałam cicho, gdy stanęłam jakieś trzy metry za nim. - Kochanie?
Moje przerażenie osiągnęło najwyższy poziom w momencie gdy się do mnie odwrócił. Wyglądał jak najniebezpieczniejsza maszyna do zabijania na świecie, do tego jego oczy były całkowicie czarne - dwie otchłanie bez dna, nieznające litości. Zachowywał się dokładnie tak jak za dawnych lat, tuż przed naszą pierwszą podróżą. Właśnie widząc go w takim stanie zrozumiałam, że nie chodziło tylko o to. Musiało się kryć coś więcej.
Potrzebowałam całej swojej siły woli, aby nie cofnąć się o kilka kroków.
- Kochanie? - powtórzyłam drżącym głosem. - Ja naprawdę nie wiedziałam, gdybyś mi powiedział to, bym nic nie zrobiła. Nawet, bym ci pomogła...
CZYTASZ
Klan Wojowników 2: Nowy Imperator
Fantasy- Skłamałam - powiedziałam po chwili - nie powiedziałam wszystkiego, ponieważ maluchy nie powinny o tym wiedzieć. Przynajmniej na razie. - Co masz na myśli matko? - podniosłam na Aksel' a wzrok. - Kiedy rodziłam następne dzieci, działo się napr...