Niedługo po ukończeniu jedenastego roku życia odkryłam, że na mojej skórze zaczęły pojawiać się dziwne przebarwienia. Na początku nie wyglądało to szczególnie niepokojąco, jednak zwróciło w jakimś stopniu moją uwagę; było to zaledwie kilka białych plamek przy linii skarpetek, w okolicach kostek. Dopiero później poczułam, że coś jest nie tak. Po upływie dwóch lat to już nie były tylko kropki; rozrosły się, pojawiło się ich więcej, zmierzały ku górze, w stronę kolan. Byłam bardzo zakłopotana, nie wiedziałam co mi jest. Kiedy zdecydowałam się porozmawiać o tym z mamą, ta wpadła w prawdziwy szał. Była przerażona, a przede wszystkim wściekła na mnie, że nie wspomniałam o tym wcześniej. Zaciągnęła mnie do lekarza niemalże siłą. Okazał się to najgorszy dzień w moim życiu, bowiem diagnoza była krótka i zwięzła. Bielactwo.
O tej chorobie nie wiedziałam za dużo; tylko tyle, że plamy będą coraz większe i wszędzie i nie mogę nic z tym zrobić. Na twarzy, dłoniach, brzuchu. Wszędzie. Dla rodziców najbardziej liczyło się, że to nic co mogłoby utrudniać mi funkcjonowanie, a przynajmniej tak im się wydawało, bo chyba zapomnieli co to znaczy być w wieku nastoletnim.
W szkole mnie nie oszczędzali. Przezywali od potwora, naśmiewali z mojej choroby, nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Szeptali i wytykali palcami. Nie życzę tego nikomu.
W gimnazjum praktycznie nikt o tym nie wiedział. Zawsze, nawet latem nosiłam bluzy, stroniłam od krótkich spodenek a kiedy ktoś pytał dlaczego to robię mimo upału, odpowiadałam, że mam uczulenie na słońce. W drugiej klasie poznałam Nicole, piękną blondynkę o szmaragdowych oczach i porcelanowej cerze. Zostałyśmy przyjaciółkami, byłyśmy nierozłączne. Wtedy ją pokochałam. Między nami rozkwitła miłość.
Znowu pojawiły się obelgi, że jesteśmy obleśnymi lesbami. Dla mnie związek dwóch dziewczyn jest taki sam jak dziewczyny i chłopaka, ale nikt nie potrafił tego zrozumieć.
Aż pewnego dnia wszystko to przerosło. Nie mnie. Nicole się powiesiła.
Miałam wyrzuty sumienia, że nie zdążyła się dowiedzieć o mojej chorobie. Obwiniałam się o jej śmierć. Rozumiał mnie tylko mój ojciec, bo gdy matka dowiedziała się, że mam dziewczynę - znienawidziła mnie.
Pod koniec gimnazjum zaczęm brać tabletki. Nasenne, przeciwbólowe. Pomagało mi to się odstresować i zapomnieć o przeszłości. Bolesnej przeszłości.
W liceum się zakochałam. Ponownie.
Był to wysoki chłopak o imieniu Oscar. Niesamowicie mi się podobał. Był gentlemanem, traktował kobiety z szacunkiem. Ideał prawda?
No raczej nie.
Kiedy mi się poszczęściło i zostałam jego dziewczyną zaczął namawiać mnie do obrzydliwych rzeczy. Nie wiedział jeszcze o bielactwie a ja nie chciałam się przed nim rozebrać. Uderzył mnie. Pierwszy raz, drugi, trzeci...
Gdy zobaczył, że z nosa leci mi krew spanikował. Szantażował mnie, że jak komuś powiem prawdę to mnie rzuci i zniszczy mi życie. A ja nadal byłam zakochana i się słuchałam.
Kilka dni później zrobił to ponownie. Ciągnęło się to tygodniami.
Kiedy mu coś nie wyszło, wyżywał się na mnie.
W drugiej klasie zaczęło się dotykanie. Miałam go już dosyć i zerwałam. Złapał mnie za włosy i rzucił mną o ścianę. Potem rozpuścił plotki na mój temat. Zaczęłam się okaleczać...
Jestem Melanie i witam w moim świecie.
CZYTASZ
Knife Called Lust // Bloody Painter
FanficWszyscy piszą o Jeff'ie więc moje będzie o... Helen'ie.