Zmarszczyłam brwi i zagłębiłam się w pokój. Było tu cicho i pachniało czymś słodkim i mdłym. Zamknęłam za sobą drzwi na wszelki wypadek i zrobiłam krok na przód.
- Maddie? - Szepnęłam - Gdzie jesteś?
Odpowiedziało mi tylko skrzypnięcie podłogi pode mną. Jeśli robi sobie żarty to ją zabije, zwłaszcza jeśli wyskoczy mi zaraz z okrzykiem. Chwyciłam gałkę od drzwi do garderoby. Była mokra i ciepła. Przekręciłam ją i ostrożnie otworzyłam pomieszczenie.
Tutaj zapach był nie do zniesienia. Zatrzasnęłam drzwi i uchyliłam okno, próbując pozbyć się zawrotów głowy. Kiedy poczułam się odrobinę lepiej, naciągnęłam na nos dekolt koszulki i ponownie weszłam do środka. Tam jedyne co bardzo mnie zaniepokoiło to to, że na lustrze był odcisk dłoni cały we krwi i rozmazany tak, jakby ktoś próbował się podnieść łapiąc dowolnej powierzchni ale ręka mu się ześlizgła.
- Madds? To nie jest zabawne... - Szepnęłam przestraszona - Wyłaź...
Usłyszałam zatrzaskujące się drzwi na korytarzu tak, jakby ktoś je popchnął z całej siły. Wybiegłam do pokoju i przywarłam całym ciałem do drzwi od sypialni Madison. Skąd ta krew? Co tu się dzieje? I najważniejsze... Czy moja przyjaciółka jeszcze żyje?
Ktoś zaczął z impetem szarpać za klamkę. Modliłam się i napierałam najmocniej jak umiem ale ledwo dawałam sobie radę z "przeciwnikiem". W końcu gdy ustąpił odczekałam kilka chwil i odsunęłam się kilka kroków. Maddie zapewne nie dała sobie z nim rady... Wyjęłam telefon ale... Cholera! Nie chce się włączyć!
W panice przeszukałam wszystkie szuflady ale po ładowarce ani śladu. Przypomniało mi się, że przecież była w salonie! Tak więc moją misją jest pobiec na dół, przechwycić ładowarkę, wrócić cała i powiadomić policję.
Problem w tym, że jak mam walczyć nawet nie wiem z kim? Ile trzeba, żeby zakraść się do kogoś od tyłu i wbić mu kosę w plecy? Jestem w ciemnej dupie.
Chwyciłam najgrubszą książkę z biblioteczki Madds i wzięłam kilka głębszych wdechów zanim chwyciłam klamkę. Otworzyłam powoli drzwi i wyjrzałam na zewnątrz, gdy nikogo nie zobaczyłam wyszłam z pomieszczenia i bardzo powoli, ze słownikiem w gotowości, ruszyłam w stronę schodów. Dopóki nie usłyszałam za plecami, że ktoś biegnie w moją stronę szłam powoli, ale po chwili zaczęłam biec na łeb na szyję z krzykiem. Chciałam przeskoczyć dwa stopnie na raz ale noga mi się obluzowała i upadłam, uderzając potylicą w schodek. Zjechałam tak kilka dopóki się nie zatrzymałam. Wtedy spojrzałam do góry i sparaliżował mnie strach.
W moją stronę toczyła się odcięta głowa Maddie.
Wstałam i pobiegłam do toalety na parterze. Zabarykadowałam się od środka i zaczęłam płakać.
Dlaczego? Kto jest aż takim potworem? Jak można w ogóle zabić człowieka?
Opuściłam klapę i stanęłam na muszli klozetowej. Złapałam firankę zasłaniającą maleńkie okienko pod sufitem i rozsunęłam ją.
Zobaczyłam przerażającą maskę. Była granatowa i miała jedynie dwa otwory w miejscu na oczy, jednak zamiast nich były tylko dwie ropiejące dziury. Spadłam na podłogę i uderzyłam głową o umywalkę.
Tajemnicza osoba wstała i odeszła najprawdopodobniej do drzwi wejściowych. Zaczęłam płakać ze strachu i bólu, wokół mnie pojawiło się mnóstwo krwi.
Maddie... Moja najlepsza przyjaciółka od dziecka...
Ktoś mocno dobijał się do drzwi. Zaczęłam krzyczeć i błagać, ale to na marne. W końcu ustąpiły. Nade mną stanęło trzech chłopaków. Jednego z nich widziałam w oknie, drugi wyglądał jak elf i był strasznie niski a trzeci miał wycięty ogromny uśmiech ociekający krwią.
- Nie... Nie... Nie... Proszę... Nie róbcie mi nic... Proszę... Nikomu nie powiem - Szeptałam gdy ci wyżsi schylili się i złapali mnie za ramiona.
- I co z nią zrobimy? - Zapytał elf.
- Jak to co? Zabijemy - Wzruszył ramionami ten z uśmiechem po czym zwrócił się do mnie - Skarbeczku, na następny raz nie przychodź na każde zawołanie. Madison się bała. Jej słodziutki Nathaniel wcale nie spotkał się z inną. Zadzwoniła do ciebie bo nie chciała zdechnąć sama.
- Jeff... Jej następnego razu nie będzie.
Wszyscy trzej wybuchli śmiechem.
- Proszę...
Nagle do łazienki wparowała dziewczyna o brązowych, kręconych włosach. Wyglądała na tak samo porypaną jak ta trójka.
- Slend... On... - Mówiła próbując jednocześnie złapać powietrze - Szybko...
- Ale co?
- Sally... Ona... Umiera!
- Mamy teraz pracę...
- Jeff...
Chłopak westchnął głośno i na mnie spojrzał. Musiałam wyglądać beznadziejnie. W ostateczności popchnął mnie do tego w masce i ruszył za dziewczyną. Popatrzyłam na niego błagalnie za to ten wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.
- Jak nie chcesz spaść to się lepiej trzymaj - Ostrzegł.
Niechętnie uczepiłam się go i z bólu pulsującego z tyłu głowy zamknęłam oczy. Wyszliśmy z domu Maddie i skierowaliśmy się w głąb lasu. My "szliśmy" ostatni.
- Jak masz na imię? - Zapytał.
- Melanie. A ty?
- Jack. Masz jakieś zainteresowania?
- Co?
- Coś co lubisz robić...
- Dlaczego o to pytasz? I tak mnie zabijecie.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. To co? Powiesz mi?
Westchnęłam. Nie mam nic do stracenia.
- Rysuję.
- Naprawdę?
- Tak. A w sumie dlaczego nie zabiliście mnie na szybko tam?
- Bo twoje nerki są mi potrzebne.
- Prawda jest taka, że mam tylko jedną.
- Trudno, poradzę sobie. A poza tym i tak Jeff chce twoją krew do kolekcji.
- Fuj.
Oddaliliśmy się trochę od grupy tak, żeby nie słyszeli przypadkiem, że rozmawiamy.
- Masz ładne włosy.
- Co?
- Podobają mi się. I w ogóle... Byłabyś niezłą modelką do namalowania.
- Malujesz?
- Ta.
- Ale...
- Widzę wszystko mimo braku oczu.
- Jak?
- Tak jakoś. Nie wiem.
- Czad.
W pewnym momencie poczułam ukłucie.
- Co jest... - Próbowałam zadać pytanie ale pociemniało mi przed oczami.
Usłyszałam jeszcze huk i zasnęłam.
CZYTASZ
Knife Called Lust // Bloody Painter
FanfictionWszyscy piszą o Jeff'ie więc moje będzie o... Helen'ie.