Rozdział 21

4.5K 318 110
                                    

-Poradzisz sobie?

Wciskam stopy w sandałki i przerzucam przez głowę pasek od torebki.

- No oczywiście. Przecież jest także i twoja mama. Razem damy radę.

Podchodzę do wózka, w którym leży mój trzy miesięczny Wiki. Moje oczko w głowie i moja największa miłość. Pochylam się i składam lekki i czuły pocałunek na jego pulchnym policzku.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

Sabina z troską w głosie pyta mnie i przygląda się mi uważnie.

Staję naprzeciw niej i ze stuprocentową stanowczością w głosie i moją postawą odpowiadam jej.

-Tak Sabina. Nadszedł czas. Czas gdzie muszę pogodzić się z jego śmiercią i pozwolić mu odejść w spokoju. Sama też tego potrzebuję. Dla siebie i dla niego.

Kiwam głową w kierunku wózka, w którym śpi mój słodki aniołek.

-Dzisiaj mija dokładnie rok jak Maciek wyjechał. Dzisiaj jestem gotowa. Rozumiesz?

Sabina lekko macha głową i przytula mnie mocno. Odwzajemniam jej uścisk. Po chwili odwracam się i wychodzę z domu.

Czwarty czerwca.

Dokładnie rok temu odprowadzałam Maćka na lotnisko. Wtedy widzieliśmy się ostatni raz. Ostatni raz go czułam.

Gdy tydzień temu zadzwonił Stefan, koordynator Maćka i powiedział, że czwartego czerwca z misji wraca grupa wolontariuszy, to coś mnie tchnęło. Jakaś siła czy moc, przeczucie, jakkolwiek to nazwać. Podpowiadało mi, że to jest ten czas, kiedy powinnam ruszyć do przodu, zamknąć przeszłość i zacząć żyć na nowo. Po raz kolejny.

Ale także nadzieja, która przez ten okres podpowiada mi, że on żyje, że wróci, że to jeszcze nie jego czas, by umrzeć. Trwa we mnie i dodaje mi sił do walki z każdym kolejnym dniem.

Lecz w życiu każdego z nas przychodzi taki moment, że mamy dwa wyjścia z trudnej sytuacji. Albo się poddać, albo walczyć.

Wybrałam walkę. Bo mam dla kogo żyć. Wybrałam życie i miłość. I dlatego muszę zakończyć ten etap i uwolnić się.

Początkowo rodzice nie akceptowali mojej decyzji, aby jechać na lotnisko i mieć nadzieję, że z samolotu wysiądzie Maciek. Wiedzieli, że ta wyprawa będzie mnie dużo kosztować.

Ale byłam nieugięta i nieustępliwa.

Nie mieli wyjścia i zgodzili się, ale pod warunkiem, że Sebastian pojedzie ze mną.

Nie oponowałam. Zgodziłam się na towarzystwo Seby. Wewnątrz mnie toczy się walka nadzieji z porażką. Do końca życia będzie we mnie tliła się iskierka nadzieji, że żyje, i że wróci. Ale też czuję porażkę i stratę. Zostałam sama z dzieckiem.

Z rękami w kieszeniach dżinsów, powoli przemierzam ulice. Czerwcowe słońce przygrzewa już mocno. Unoszę głowę ku górze. Promienie ogrzewają moją twarz. Zaciągam się tym ciepłym powietrzem, walcząc ze łzami, które szczypią mnie w kącikach.

Czas by zacząć od nowa. By pogodzić się z faktami. Maćka już od roku nie ma, a od pół roku wszelki ślad i słuch o nim zaginął.

To nigdy nie będzie łatwe, proste, mniej bolesne. To zawsze będzie w mojej głowie i w moim sercu. Nie zapomnę go i nie przestanę go kochać. Ale muszę iść na przód. Maciek zawsze będzie ze mną. Pozostawił po sobie znak. Znak w postaci naszego dziecka. I chociaż serce mi się kraje, że nie pozna go, to wiem, że kochałby go i byłby najlepszym ojcem.

Ostatnia prośba(Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz