Rozdział 11

4.6K 276 45
                                    

Zastanawiające jest to, że ludzie, bardzo często próbują i potrafią, zniszczyć nasze szczęście, życie, uczucie. Zniszczyć nas.

Nie wiem, co nimi kieruje. Czy to zazdrość, chęć górowania nad kimś? Czy może poczucie własnej klęski życiowej, popycha do burzenia spokoju, ładu i szczęścia innych ludzi.

Po wysłuchaniu historii rodziców, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że jeśli nie ludzie to los, przewrotny i przekorny, przysparza nam wiele życiowych zakrętów.

I choć chcę myśleć i tłumaczę sobie, że to co złe i bolesne, to już za nami, to gdzieś w zakamarkach mojej głowy, niepokojące myśli, odbijają się echem, by powodować, nieprzyjemne kłucie w moim sercu.

-Proszę, obiecaj mi, że nic i nikt już nas nie rozdzieli. Że resztę życia spędzimy już razem i, że wszystko się ułoży.

Siedzę wtulona między między nogami Maćka, opierając plecy o jego tors.

Jakiś dziwny niepokój i przeczucie wdziera się w zakamarki mego umysłu. Jakiś stan niepewności, nie pozwala mi w pełni, cieszyć się życiem i tymi chwilami spędzonymi w ramionach blondyna.

Maciek obejmuje mnie mocniej ramionami i całuje we włosy.

-Obiecuję, kotku. Dwa razy nie popełnia się tego samego błędu. Nie pozwolę ci odejść. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.

Przekręcam głowę w bok, i unoszę do góry. Nasze spojrzenia są tak intensywne i pewne złożonej przed chwilą obietnicy. Szczerość i chęć walki o nas, o naszą przyszłość zawierają ze sobą pakt.

Uśmiecham się do Maćka, odpowiada mi tym samym i łączy nasze usta.

***

-Wyjeżdżając do stolicy, nie przypuszczałam, że będę tak tęsknić za tym naszym miasteczkiem.

Maciek otula mnie ciasno ramionami i całuje w czubek głowy.

Po leniwym i długim, niedzielnym poranku, wciągnęłam Maćka z domu. Nawet pogoda zachęca do takiego odpoczynku. Ciepłe, majowe słońce ogrzewa nasze twarze. Stoimy na mostku nad zalewem w centrum miasta. To tutaj najczęściej przychodzą zakochani. Obserwując otoczenie stwierdzam, że dzisiaj jest tak samo.

-A ja wiedziałem, że zatęsknisz. Chociaż muszę przyznać, że twarda sztuka z ciebie. Dziesięć lat to kupa czasu. Jakoś nie dane nam było spotkać się, przez ten czas.

Następuje cisza między nami. Tamte lata to jednak część historii naszego życia, związku?  Niby oddzielnie a jednak serca pozostały razem.

Maciek zaciąga się świeżym powietrzem, wybijając nas ze wspomnień.

-Nie było nam po drodze do siebie.

Odwracam się i unoszę głowę. Oplatam go rękami w talii.  Maciek ogarnia mi zabłąkany kosmyk włosów z twarzy.

-Wiesz, że za każdym razem, kiedy wracałam do domu, to pierwsze kroki kierowałam w kierunku twego domu?

Maciek kręci głową i dłońmi obejmuje moją twarz. Kciukami delikatnie masując skórę policzków.

-Ale nigdy nie doszłam do celu. Bałam się twojej reakcji. Bałam się odrzucenia, ale chyba najbardziej to obawiałam się, że zobaczę cię z jakąś dziewczyną u boku. Moje serce by tego nie wytrzymało.

Maciek składa mi szybki pocałunek na ustach i przyciąga mnie do siebie.

-Próbowałem, naprawdę starałem się zapomnieć o tobie. Po dwóch latach czekania na ciebie, chciałem na nowo zacząć żyć, uśmiechać się, kochać. Nie udało się. Moje serce nie chciało mnie słuchać.

Ostatnia prośba(Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz