Wiesz, to takie banalne było, te nasze pierwsze spotkanie. Czysty przypadek, ale to przypadki kreują i mają wielki wpływ na naszą przyszłość.Wpadliśmy na siebie. Tak zwyczajnie. Rozsypując przy tym moje książki. Ale to było nie ważne. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, to reszta przestała istnieć. Pomimo tłumu ludzi dookoła nas, nie widzieliśmy nic, prócz siebie. Pomimo szumu, rozmów, nie słyszeliśmy nic, prócz bicia naszych serc. Pomimo studentów mijających nas i trącających, nie czuliśmy nic, prócz mieszających się naszych oddechów.
To spadło na nas szybko i nieoczekiwanie, jak grom z jasnego nieba.
Zakochaliśmy się. Od pierwszego wejrzenia.
Zaschło mi w ustach. Ciężko było mi oddychać i chyba ten ucisk w klatce spowodował, że w końcu drgnęłam i otrząsnęłam się z tego letargu.
Ciężko było. Jego czarne oczy hipnotyzowały. Na wysokie czoło opadło pare niesfornych kosmyków, które mimowolnie zgarnęłam mu z czoła. On ujął moją dłoń i zamknął w swojej dłoni. Ściskając mocno, jakby nie chciał już nigdy jej puścić.
I nie wiem, ile byśmy czasu tak stali, gdyby nie Julek, przyjaciel Adama, który nie zważając na mnie, pociągnął Adama za rękę. Pozbierałam porozrzucane książki i uśmiechając się do siebie wysyłam z uczelni, pewna, że już nigdy więcej go nie zobaczę.
Myliłam się. Następnego dnia, po skończonych zajęciach, twój tata czekał na mnie. Zauważyłam go od razu. Nie tylko ja. Ale także wszystkie studentki. Był przystojny. Wysoki, nie za szczupły, dobrze się ubierał. Jakby wyczuł, że bezwstydnie się mu przyglądam, i odnalazł mnie wzrokiem. Gdy mnie dostrzegł uniósł jeden kącik ust do góry, i gasząc papierosa butem, podszedł do mnie. Czułam, że zemdleje. Wywoływał palpitacje mego serca. Zdarzyło mi się to pierwszy raz. Ale wiedziałam, że to miłość.
Podszedł i przedstawił się, z tym swoim czarującym uśmiechem na twarzy. Przeprosił za wczoraj i w ramach rekompensaty poszliśmy do kawiarni. Pierwszy raz poszłam do kawiarni. Ogólnie z twoim tatą dużo rzeczy robiłam pierwszy raz.
Wstyd się przyznać, kończyłam studia a nosa nie wystawiałam dalej jak z akademika do uczelni. Pewnie wydaje ci się to dziwne. Ale moim priorytetem było skończyć studia. Chciałam udowodnić swojemu ojcu, że mogę coś więcej w życiu osiągnąć niż wyjść za mąż i rodzić co roku dzieci. Tak było na wsi. Nie wiem jakim cudem mama przekonała ojca, żebym mogła studiować. Ojciec był twardy i stanowczy. Kobieta to ma siedzieć w domu, rodzic dzieci i usługiwać mężowi. Ja tak nie chciałam.
Po tej herbacie, oczywiście kawy nie pijałam wtedy. Poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy o studiach, o znajomych i o innych błachych sprawach. Czułam się cudownie. Jakbym była pijana. Chociaż faktycznie, byłam pijana, ze szczęścia.
Adaś codziennie przychodził po mnie po zajęciach. Zaczynaliśmy niewinnie od trzymania się za ręce, później przytulnie i pierwszy pocałunek. To było dwa tygodnie po pierwszym spotkaniu. Odprowadzał mnie po spacerze. Po tych dwóch tygodniach byłam zakochana bez pamięci. Czułam i wiedziałam, że on też mnie pokochał. Dlatego to ja pierwsza zainicjowałam ten pocałunek. Chociaż nie miałam ani pojęcia ani doświadczenia, to samoistnie musnęłam jego usta. Wiedział, że jest pierwszym mężczyzną, z którym się umawiałam. Dlatego przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pocałunek. Gdy oderwaliśmy się od siebie, dyszeliśmy. Kochałam go miłością szczerą i prawdziwą. Jedyną i wielką. Powiedziałam mu to wtedy. Lecz nie usłyszałam z jego ust nic. Nie padły żadne słowa z jego ust. Uciekłam szybko do swojego pokoju i zamknęłam się.
Na drugi dzień byłam pewna, że już go więcej nie zobaczę. Jakże było moje zdziwienie, gdy go ujrzałam. Chciałam rzucić mu się na szyję i powtórzyć ten pocałunek, ale przypomniałam jaką zrobiłam z siebie idiotkę. Z wysoko uniesioną głową postanowiłam go minąć. Ale nie pozwolił mi na to. Złączył nasze dłonie i bez żadnych słów pociągnął mnie do parku. Gdy doszliśmy, usiedliśmy pod naszym drzewem. Pierwsze co Adam zrobił to pocałował mnie mocno i głęboko. Trzymał dłonie na moich policzkach i patrząc mi w oczy powiedział, że kocha mnie. Że zakochał się od pierwszego spotkania, i że nie pozwoli, aby cokolwiek lub ktokolwiek zniszczyło naszą miłość. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Uwierzyłam mu. Dalej spotykaliśmy się codziennie. Po kolejnym tygodniu, Adaś zaczął robić się nerwowy. Czułam, że coś się dzieje, że coś jest nie tak. Nalegałam i prosiłam, aby mi powiedział co się dzieje. No i powiedział.
Jestem zaręczony.
Poczułam jakby ktoś uderzył mnie w splot słoneczny. Czułam, że się duszę. Zaczęłam łapać powietrze. Chciałam uciec jak najdalej i najszybciej. Uniemożliwił mi to, przyciskając mnie do swojego torsu. Wyrwałam się, krzyczałam, aż w końcu opadłam z sił. Łzy leciały dalej. Adaś delikatnie a zarazem zdecydowanie tulił mnie do siebie i tłumaczył. Opowiedział mi kim jest naprawdę. Znaliśmy się tylko z imienia. Nie opowiadaliśmy o swoich rodzinach. Ale tamtego wieczoru i nocy wyleliśmy z siebie wszystko. Słowa płynęły. Adam Przybysz, syn Zygmunta Przybysza dyrektora fabryki, produkującej opony. I ja szara myszka ze wsi. Córka gospodarza. Mezalians. Adam miał już zaplanowaną przyszłość. Był drugim synem. Dlatego pozwolili mu studiować to co chciał. Bo starszy brat miał przejąć stołek po ojcu. O ile mógł wybrać studia to o resztę zadbał już ojciec. Barbara Korcz, córka też prezesa innej fabryki, miała zostać jego żoną. Za pół roku. Długo jeszcze trzymał mnie w ramionach i zapewniał o miłości i obiecał spędzić resztę życia ze mną. Uwierzyłam mu, bo bardzo tego pragnęłam.Jeszcze trzy tygodnie ukrywaliśmy się z naszym uczuciem. Mogłabym tak do końca życia, byle z nim u jego boku. Nasza miłość kwitła i nazbierała mocy. Wchodziła na wyższe stopnie bliskości. Kochaliśmy się.
Mi została już tylko obrona pracy. Adaś już się obronił. Nadszedł ten dzień, gdy mieliśmy iść do jego domu i ogłosić, że to ja mam być przyszłą panią Przybysz. Nie Basia.
Gdy podeszliśmy pod dom Adasia. Zaczęło robić mi się niedobrze, zimno, gorąco i trzęsłam się jak osika. Chciałam uciec z tamtąd jak najszybciej i najdalej. Przytłoczył mnie ogromny dom. Ja z takiej małej pipidówy. Nigdy nie widziałam takiego bogactwa. Adaś czując moje lęki, ścisnął moją dłoń i pociągnął do domu. Mieli być wszyscy. Łącznie z Basią. I byli. Wszyscy. Czułam się jak Kopciuszek. Rodzice i brat Adama wystrojeni, Basia piękna i zmysłowa. Przeszło mi przez myśl, co Adam widzi we mnie? Basia była jak modelka. Rdzawe, kręcone włosy. Zgrabna i pięknie ubrana. Chciałam uciekać. Ale Adam objął mnie ramieniem i oświadczył, że zrywa zaręczyny. I prosi mnie o rękę. Basia zemdlała. Adam z bratem unieśli ją i zniknęli w głębi domu. Zostałam ja i jego ojciec. Umierałam ze strachu. Bałam się go. On nie tracąc czasu, podszedł do mnie i chwytając mocno za ramię wypchał mnie za drzwi. Cały czas mówiąc, że jestem nic nie wartą suką, która opętała jego syna, i że jeśli go nie zostawię w spokoju to wydziedziczy go. A on nie jest przyzwyczajony do biedoty jak ja. Wywalając mnie za bramkę wysyczał przez zęby, że mam znikać z tego miasta, bo on mnie znajdzie i zmarnuje mi życie. Cóż miałam zrobić. Wstałam szybko i biegiem ruszyłam do akademika. Spakowałam torby i ruszyłam na dworzec.
Za dwa tygodnie miałam wrócić i obronić się, a później zapomnieć o Adamie.
I wróciłam, obroniłam, ale nie zapomniałam. Byłam w ciąży. Bałam się powiedzieć komukolwiek. Jedyną osobą, do tej rozmowy była ciotka u której pracowałam. Ciocia Stenia. Siostra mojej mamy. Samotna.
Przyjęła mnie pod swój dach. Dała pracę. Ba! Zapisała mi wszystko. Dom i aptekę. Ojciec wyrzekł się mnie. Mama nie miał wiele do powiedzenia.I tak żyłam. Płakałam, kochałam, cierpiałam i cieszyłam się, że mam cząstkę Adama. Że nie będę sama. Dzień po dniu uczyłam się żyć z dziurą w sercu. Ale ty byłaś moim ratunkiem. Po pół roku pogodziłam się z bólem, stratą i z dziurawym sercem. Rosłaś pod moim sercem. Byłaś moją miłością i ratunkiem. I choć wiedziałam, że nikogo tak nie pokocham jak twojego ojca, to życzyłam mu szczęścia.
Nie szukał mnie, bo nie wiedział gdzie.
Nadszedł dzień jego ślubu. Pracowałam w aptece, mimo iż ciocia mi już zabraniała. Byłam w szóstym miesiącu. Ale musiałam się czymś zająć. Wysprzątałam całą aptekę. Siedziałam zmęczona po całym dniu za domem. Był późny wieczór. Usłyszałam otwierające się drzwi na ogród. Pewna, że to ciocia będzie mnie wyganiać do łóżka, powoli wstałam i z uśmiechem na ustach odwróciłam się. Upadłabym gdyby nie jego silne dłonie. Złapał mnie. Stał przede mną w garniturze. Uciekł. Uciekł z własnego ślubu. Julek pomógł mu zdobyć mój adres i kupił bilet. Zaplanowali to perfekcyjnie.
Został. Został ze mną. Ciocia nam pomogła. Adam otworzył swoją lecznicę ja miałam aptekę. Mieliśmy siebie nawzajem i ciebie. Później pojawia się Oliwia.
Oczywiście, ojciec Adama, go wydziedziczył. Przez wiele lat nie mieli ze sobą kontaktu. Dziesięć lat po tym haniebnym czynie, matka Adama zadzwoniła i prosiła, o przyjazd. Adam nie chciał. Ale przekonałam go i pojechaliśmy. Jego matka była umierająca. Pogodzili się. Ojciec też przed swoją śmiercią wezwał Adama.
Wytrwałam, pomimo cierpienia i bólu. Wygrałam. Dostałam od życia w kość, ale także najwspanialszy dar. Miłość i rodzinę.
Ależ jestem ciekawa waszych opinii. Dziękuję za wszystko.
Całuję 😘.
CZYTASZ
Ostatnia prośba(Zakończona)
ChickLitWYRÓŻNIONA W KONKURSIE "SKRZYDLATE SŁOWA" Anna Przybysz, młoda, piękna trzydziestoletnia prawnik. Mimo młodego wieku zdobyła rozgłos i autorytet. Wydawać by się mogło, że świat stoi przed nią otworem. Do czasu. Pewnego dnia spada na nią nieoczekiw...