Margaret uciekała w stronę miasta. Wiedziała, ze komodor już zlecił szukanie jej. Zatrzymała się przy palmie i podparła się plecami o nią. Spojrzała na mapę w jej prawej ręce. Rozwinęła ją i ujrzała coś bardzo dziwnego.
Mapa owszem była napisana krwią, ale napisana kompletnie jej nie znanym języku a wszystkie kontynenty były krzywo narysowane. Na dodatek coś jej to przypominało, ale miała marne przebłyski wspomnień. Zwinęła mapę w rulon i udała się spokojnym krokiem w stronę miasta a konkretnie do swojego domu.
Gdy znalazła się w mieście od razu zauważyła więcej żołnierzy niż zazwyczaj. Podchodzili do każdej kobiety i przeszukiwali je. Na czole dziewczyny pojawił się pot a oddech przyspieszył.
-Szlag- mruknęła pod nosem.
Schowała pośpiesznie mapę w swoje spodnie i zaczęła normalnie przechodzić przez ulice tego miasta. Gdy znalazła się przy głównym placu ujrzała miejsce na stryczek i gilotynie. Skrzywiła się. Nikomu nie życzyła takiej śmierci.
-Hej ty!- usłyszała nawoływanie.
Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyła zbliżających się w jej kierunku żołnierzy. Stanęła jak wryta w ziemie. Próbowała uspokoić swój oddech i poczekać.
- Słucham drogich panów-spytała uprzejmie.
-Proszę ukazać nadgarstki- rzucił prosto z mostu jeden ze strażników.
-Słucham?!
-To co pani słyszała- zapewnił ją żołnierz.
-Jak pan śmie tak zwracać się do kobiety?!- oburzyła się Margaret.
-Panienko wykonujemy tylko polecenie komodora- powiedział i chwycił jej nadgarstek.
-Niech pan mnie puści!- wyrywała się.
-Proszę się uspokoić!
Margaret miała już mieć podwinięty rękaw koszuli gdy nagle usłyszała pisk jakieś kobiety. Żołnierze odwrócili się w tamtą stronę co dziewczyna wykorzystała i uciekła od nich.
-Zatrzymaj się!- krzyknęli.
Przyspieszyła biegu i wmieszała się w tłum ludzi. Żołnierze deptali jej po piętach, ale nie dała się. Gdy tylko udało jej się dostać się do jednej z znanych jej uliczek zaczęła biec w kierunku podpór na dom gdyż blok był odnawiany. Wspięła się na dach budynku. Zerknęła na szukających jej żołnierzy.
-Jest tam!
Nagle koło jej głowy przeszła kula od pistoletu. Wydała z siebie cichy pisk i zaczęła biec po dachach budynku.
-To tylko głupia mapa!- krzyknęła i skoczyła na dach po drugiej stronie uliczki.
Złapała za rynnę i próbowała się podciągnąć. Niestety pierwsze kilka śrub wypadło i przechyliło się. Zaczęła gorączkowo myśleć. Spojrzała w dół i oceniła, że jeśli spadnie to nie będzie kolorowo.
-Strzelać!- rozkazał pułkownik.
Spojrzała do tyłu i zobaczyła kilku żołnierzy, którzy ładują swoją broń.
-Cholera- przeklęła pod nosem.- Obym nie zginęła.
Puściła rynnę i prosiła Boga by ulitował się dla niej. Niech przejedzie powóz z sianem czy inne rzeczy. Zamknęła oczy i czekała na koniec.
Gdy miała już upaść poczuła jak ktoś ją złapał i sam upadł razem z Margaret na ziemie. Usłyszała jęk bólu. Otworzyła oczy i spojrzała na jej wybawce.
Chłopak miał około dwudziestu. Brązowe trochę długie włosy, które związał w kucyka. Oczy brązowe jak ziarna kawy. Cera oliwkowa. Kilkudniowy zarost. Trochę umięśniony. Ubrany był w biała koszulę, kamizelkę z zielono granatowymi paskami, granatową marynarkę, spodnie zielone do kolan i buty koloru brązowego.
Mężczyzna też jej się przyglądał. Zachwyciły go te oczy, które były teraz koloru czarnego. Studiował każdy element twarzy, ubioru i ciała.
Uśmiechnął się lekko do dziewczyny. Margaret prychnęła i wstała z chłopaka. Otrzepała ubranie z ulicznego kurzu i położyła ręce na biodrach. Nieznajomy przez chwilę patrzył jak oczarowany, ale szybko powrócił na ziemie i zrobił to samo co szatynka.
-Mogę wiedzieć czemu panienka spadła z nieba i wleciała na przystojnego mężczyznę?- spytał się i spojrzał Margaret.
-A gdzie on jest bo go nie widzę- zażartowała i zaczęła się rozglądać.
Chłopak zaśmiał się. Dziewczyna zerknęła na niego. Był bardzo przystojny i ten głos oraz śmiech sprawiły gęsią skórkę na jej ciele.
-Bardzo śmieszne panienko- odparł urażony.- To mogę wiedzieć dlaczego spadłaś?
-Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła- skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej.
-Nie jestem ciekawy- powiedział od razu.
-A po co zadałeś pytanie?- uniosła jedną brew.
-Ponieważ...
-Łapać ją!- przerwał mu pułkownik.
Oboje spojrzeli w stronę właściciela głosu. Kilku żołnierzy i ten mężczyzna biegli prosto na nich i szykowali swoje muszkiety.
-Biegnij!- powiedziała Margaret i pociągnęła go za nadgarstek.
-Ale...
-Biegnij!- przerwała mu i zaczęła go ciągnąć w kierunku głównej ulicy.
-Zatrzymaj się!- rozbrzmiał głos.
Margaret puściła rękę mężczyzny i przyspieszyła tępa. Chłopak prawie przewrócił się, ale w ostatniej chwili złapał równowagę i zaczął doganiać dziewczynę.
Dziewczyna czuła, że chłopak za nią biegnie, więc nie odwracała się. Przepychała się pomiędzy ludźmi i czasami zrzuca różne rzeczy ze stoisk by spowolnić żołnierzy. Czuła się wtedy podekscytowana. Adrenalina buzowała w jej krwi a serce przybrała nierówny rytm. Uśmiechnęła się i zaczęła się śmiać.
Skręcili w lewo do jednej z bram miasta. Tam ruch zrzedniał pozostawiając niemal pustą ulicę.
-Szybciej!- krzyknęła do towarzysza.
Henry uśmiechnął się i przyspieszył tępa. Nie liczyło się, że straż goniła ich od kilku minut oraz fakt braku powodu do radości. Ale jak patrzy na tą dziewczynę i słyszy jej śmiech to rwie się serce by być koło niej.
-Zamknąć wrota!- Pułkownik wydał rozkaz.
Straż w bramie od razu przystąpiła do polecenia. Dwójka nieznajomych sobie ludzi przyspieszyła bieg. Żołnierze odbezpieczyli kołowrót. Łańcuch ruszył w ruch. Margaret poczuła strach. Nie mogła pozwolić na schwytanie a tym bardzie nowo poznanego chłopaka.
-Ten jeden raz myślę o innych- pomyślała.
Brama niebezpiecznie zaczęła zbliżać się ku ziemi. Henry przyspieszył tępo i zrównał z Margaret. Dziewczyna poczęła zwalniać i mocno pchnęła chłopaka. Mężczyzna spadł na ziemie i przeturlał się w ostatniej chwili przez wrota. Kobieta wpadła na drewniane kraty i chwyciła za belki. Spojrzała na Turnera i uśmiechnęła się pod nosem. Chłopiec wstał z drogi i zwrócił swój wzrok na bramy.
-Nie!- szepnął.
-Uciekaj!- krzyknęła.
-Jak masz na imię?- spytał.
-Margaaaa- syknęła.
Straż dotarła do wrót. Czterech mężczyzn przyległo do dziewczyny i próbowali nałożyć jej kajdanki. Kobieta zaczęła się wyrywać i kląć na każdego z mężczyzn.
-Otworzyć bramę!
Henry podążał wzrokiem za dziewczyną. Czuł się winny, że to ona jest schwytana a nie on. Powolnym krokiem oddalał się od miasta myśląc o dziewczynie i tym całym zdarzeniu oraz obmyślał plan jak ją uwolnić.
CZYTASZ
Margaret Sparrow- Przeklęte wody
FanfictionSiedemnastoletnia Margaret wiodła spokojne życie złodziejki gdy pewnego razu dostała bardzo niebezpieczne zlecenie. Miała ukraść pewną mapę, która podobno prowadziła do skarbu Trytona. Kiedy miała oddać przedmiot została schwytana przez okoliczną st...