Rozdział 12

1.9K 119 2
                                    

Nastał nowy dzień. Maragret zasnęła na stojąco a jej głowa swobodnie opadła w dół. Sznur na jej nadgarstkach poraniły ją aż do krwi i przesiąkł nią co rozluźniło nieco ręce. Spała jak zabita. Gdy Sparrow wszedł do swojej kajuty poczuła niemal od razu zmęczenie i padła.

  Z podpokładu wychodziła mozolnie załoga. Jeden po drugi ziewali i rozciągali się i patrzyli na morze. Nadal spokojne. Turner wyszedł jako ostatni z wiadrem u boku. Podszedł do prawej burty i przywiązał go do sznura. Rzucił do wody i zaczął ciągnąć za niego. Było pełne. Odwiązał go i podszedł do dziewczyny. Chwycił za boki przedmiotu i wylał całą jego zawartość na nią.

-Czas stawać- powiedział melodyjnie i rzucił wiadro na podłogę.

  Margaret dopiero po chwili przeraźliwie pisnęła i wybudziła ze snu.

-Co się, na sto czortów, dzieje?!- wywrzeszczała.

-Kąpiel.- Machnął ręką Henry.

-Sam się umyj piracie- warknęła i spojrzała na niego spod rzęs.

-Wybacz, ale ja to zrobiłem wczoraj- odparł i podszedł bliżej dziewczyny.

Odwiązał ją z masztu i wyciągnął za pasa swój nóż. Obszedł dziewczynę od tyłu i rozciął jej węzły.

Gdy poczuła jak jej ręce opadły swobodnie spojrzała na nie i spróbowała je rozmasować. Syknęła. Miała ślady po "kajdankach". Henry to zauważył popchnął dziewczynę każąc jej iść pod pokład. Margaret nie chcąc się kłócić posłusznie zeszła w dół schodów i podążała za Henrym.

Po kilku minutach zatrzymali się przy drzwiach i weszli do pomieszczenia. Chyba miała to być lecznica, ale powstało skupisko wszystkiego. Znaleźli stół oraz krzesła i usiedli na nim. Jednak Turner nie zabawił na nim za długo bo poszedł w kierunku licznych pudeł i zaczął szukać czegoś do odkażania i materiału do zabandażowania.

Margaret poczuła się dziwnie. Pierwszy raz ktoś opatruję jej rany. Zawsze sama sobie radziła z tą czynnością i nawet łzy nie uroniła.

Po kilku minutach Henry wrócił do dziewczyny i położył niezbędne rzeczy na stół.

-Pokaż mi ręce- powiedział i wyciągnął do niej dłoń.

Zawahała się. Jeśli to zrobi każe jej zdjąć bransolety a tam znajdowały się strzępki jej przeszłości.

-Proszę pokaż mi dłonie- powiedział łagodnie.

  Nadal trzymał rękę nad stołem. Spojrzała na nią. Niemal czuła jakieś bijące ciepło od niego a jego głos ukoił jej nerwy.

  Bardzo powoli, z drżącymi rękami podała mu prawą dłoń. Chłopak delikatnie przyciągnął bliżej siebie ranę i zaczął zdejmować jej bransolety. Odwróciła głowę. Nie chciała ich widzieć. Za dużo wycierpiała jak na młode lata.

Gdy Turner ściągnął ostatnią bransoletkę i odwrócił nadgarstek od wewnętrznej strony zobaczył wiele wypalonych blizn. Zupełnie jak u Jacka.

-Kto ci...

  Nie dokończył, ponieważ Margaret wyrwała nadgarstek z jego objęcia i próbowała ukryć pod stołem. Z nerwów przegryzła wargę aż poczuła metaliczny smak krwi.

-Nie powinienem pytać- powiedział Henry.- Daj mi się opatrzyć- poprosił.

 Dziewczyna wyciągnęła spod mebla swoje ręce i ponownie położyła je na otwartych dłoniach szatyna. Teraz bez pytania odkaził rany i zawiązał je materiałem.

  Chciała już zabrać ręce, ale poczuła lekki uścisk na jednej z nich. Spojrzała na chłopaka. Nadal patrzył na jej blizny po oparzeniu. Wiedział, że to nie przypadkowe rany. Wyrwała dłoń i wyszła z pomieszczeni. Sama nie wiedziała gdzie. Byle jak najdalej od Turnera.

Margaret Sparrow- Przeklęte wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz