Epilog

1.3K 55 14
                                    

-Babciu, ale powiedziałaś, że to będzie szczęśliwe zakończenie- mruknęła obrażona dziesięciolatka.

-No coś ty!-Na jej budzi rozkwitł uśmiech.- Przecież był szczęśliwy, Tryton odzyskał córkę.

-Ale co z Margaret? Henrym? I oczywiście kapitanem!?- Podskoczyła na łóżku.

-No cóż... niech się zastanowię.- Podrapała się po swoich siwych włosach.- Tak jak obiecali swoje Sparrowowie spędzili dwa dni na bezustannym piciu rumu i mówienia sobie wszystkiego. Jednak koniec końców zasnęli po zaledwie solidnych czterech godzinach po zmroku już pierwszego dnia- zaśmiała się serdecznie i objęła swoją drogą wnuczkę. Dziewczynka oparła się głowa o ramie babciu i w ciszy ją słuchała.-  Dostali później niezła reprymendę od Turnera.

-A co właśnie z nimi?-Spojrzała z dołu blondyneczka.- Byli razem długo i szczęśliwie?

-Na pewniej czas Turner zostawił Margaret by uratować ojca od klątwy jaka ciążyła na Latającym Holendrze. Gdy wrócił zastal swoją kobietę z dzieckiem, ich pierwszym potomkiem.

-Opowiesz mi teraz o Kapitanie? Proszę.- Złączyła ze sobą dłonie j zrobiła smutne oczka.

-Jutro kochanie.-Cmoknęła ją w czubek głowy.- Jak tak dalej pójdzie to zapomnę wszystko albo coś poplącze w historiach i takie bzdury będziesz opowiadać swoim potomkom a oni swoją... Ah!- westchnęła i machnęła ręką.

-Masz zbyt dobrą pamięć babciu, żebyś o czymś zapomniała czy poplątała- prychnęła dziewczynka i ułożyła się do snu. - Ale na pewno mi opowiesz?

-Obiecuje a teraz śpij. Jak dziadek zobaczy, że nie śpisz wtedy da mi w kość- zaśmiała się i przykryła wnuczkę kocem.- Dobranoc kochanie.

Wychodząc usłyszała już tylko ciche pomruki wydobywające się z łóżka. Nie była zmęczona, pomyślała z przekąsem i cicho zaśmiała się pod nosem. Zamknęła drzwi od pokoju i wyszła na zewnątrz.

   Wyspa może wydawała się na bezludna, jednak to oni samo zapuścili się w najdalsze zakamarki, aby być jak najdalej od ludzi. Jej syn , Peter , pracował w najbliższym miasteczku jako kowal. Co prawda miał daleko, ale nie narzekał. Jego żona umarła pare lat po urodzeniu jej małej wnuczki. Jej ukochany mąż pomagał w porcie, od małego przecież uwielbiam żeglugę. Był nazywany tam dziadkiem. Wszyscy tak na niego mówili,dzieci uwielbiały , gdy opowiadał im jakieś mity morskie. A ona sama? Siedziała w domu, opiekowała się wnuczką i od czasu do czasu chodziła z mężem do jego miejsca pracy. Też miała przezwisko-babcia. Wśród złodziejaszków była królową i matką, do której wszyscy przychodzili po prośbę.

A Jackie?

Mimo swoich lata pływa po morzu razem z jej drugim synem i Gibsem i odkrywają to nowe miejsca.

Życie podkładało jej kłody pod nogi, widziała coś czego nie dało się opisać i mimo tego, że utknęła w domu jak każda kobieta ( co do niej w ogóle nie pasowało) nigdy by tego nie zmieniła. Powiedzmy, że miała już dość komodorów, gubernatorów, klątw, bogów i kolejnych ofiar. Chciała spokoju, właśnie tutaj- na swojej wysepce z rodziną, którą kocha nad życie.

-FIN-

Gratulacje mi samej!!! Pierwsza zakończona książka w historii mojego konta na wattpadzie!!!

Napiszcie mi wasze ulubione sceny z tej książki i czy to zakończenie nie było zbyt oklepane. Bo serio myślałam długo nad tym zakończeniem.

Dziękuje wszystkim, którzy czytali, komentowali i głosowali. Dzięki wam mam ochotę pisać i mam wenę. To nie mi a wam należą się gratulacje, że przetrwaliśmy do samego końca.

Dziękuje i zapraszam do innych moich książek.

Planuje jedna z BTS w tle także look forward to it!!!

Dziękuje i do następnego!!!

🥳🥳🥳🥳🥳😭😭😭😭🥰🥰🥰🥰😍😍😍😍⚔️⚔️⚔️⚔️⚔️⚔️⚔️

Margaret Sparrow- Przeklęte wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz