Rozdział 29

1.1K 49 6
                                    

Skoro świt w porcie pojawił się gubernator wyspy, jego kilku ludzi oraz James z dziewczyną i swoimi żołnierzami.

-Wybacz gubernatorze, że tak wcześniej, ale myśle, że pan jest świadomy wagi tej sytuacji- powiedział komodor.

Gubernator skinął głową. James ruszył z Margaret u boku na przód gromady.

-Obyś niczego nie wykręciła w czasie tej wyprawy.- Zniżył swoją głowę do ucha dziewczyny.- Prowadź tą właściwą drogą bo jak nie...

Kobieta poczuła u swojego boku wymierzony i nabity pistolet. Nie bała się tego, bardziej się obawiała, że mogłaby zapomnieć wskazówek dane jej przez tajemniczego starca. Wierzyła jego słowom i miała nadzieje, że Henry przybędzie jej na ratunek.

Opuścili tereny miasteczka i wkroczyli w dżunglę, tropikalne palmy, rośliny -w blasku wschodzącego co słońca- budziły się. Przyjemny wiatr wprawiał ich liście w ruch tworząc melodie, podobną do syreniej. Kroczyli przez wysokie trawy okalane jeszcze małymi kropelkami rosy, pochodnie wciąż dawały światło lecz wrażenie ich potęgi nikły z każdym krokiem ku środkowi wyspy.

~~~~~*~~~~~

Czarna Perła dobiła do brzegu Santa Rebecca w nocy,spuścili kotwice i szalupę. Henry, Jack, Gibs i dwóch innych piratów zeszli na ląd. Przedzierając się przez puszczę dotarli do portu, ukryli się za sporym głazem i mieli widok na łajbę angielskiego ścierwa, podest do paru karczm.

-Co teraz?- spytał podenerwowany Turner i spojrzał na Sparrowa. Nie odpowiedział on jednak od razu.- Jack!

-Ty panie Turner odegrasz tu kluczową rolę.- Spojrzał na niego i uśmiechnął się.- Musisz przedrzeć się na statek w stroju żołnierza komodora.

-A jak to niby mamy zrobić?

-Nic nie poprawia humoru korsarza i marynarza niż mała bijatyka w lokalu.- Puścił mu oczku i poszedł w stronę oberży.

Wszyscy byli zdziwieniu odwagą Sparrowa co do ujawnienia się, znający go wiele lat Turner myślał by o wepchnięci go do zatoki i przedostanie się na statek i uwolnienia Margaret a później mała walka na szpady. Albo również zrobienia małego chaosu wokół jednej rzeczy, ale ten plan jaki on teraz wymyślił był ponad kogokolwiek domysły z jego strony.

Nie co drętwo towarzysze kapitana poszli za nim do baru. Wchodząc do niego widzieli mały obraz tego co zawsze widzieli na Tortudze. Skoczna muzyka, pijani ludzie, nieco obnażone kelnerki i oczywiście żołnierze angielscy, którzy (już trochę wstawieni ) robili większy raban niż nie jeden piracki abordaż.

Z chwila zamknięcia się drzwi cała nowo przybyła zgraja rozsiadły się wygodnie koło Anglików i zamówiła dziesięć kielichów rumu. Czekając na nie posłuchali nieco czerwonych kamizelek.

-Z rana Komodor ma nas zabrać na ląd z tą wiedźmą- wykrzyczał jeden i napił się trunku.

-Piekielnie ładna, ale niestety nie dla nas- cmoknął niesmaczny kolejny stawiając swój kufel na stół.

-Jak to?- spytał się trzeci kompan.

-Słyszałem od jednego z marynarzy, że gdy dopłynęliśmy do portu to wcześniej Komodor miał swoje roundevu z nią- zaśmiał się.- Dostał od niego polecenie by przyniósł jej ubranie, nic dziwnego- podobno jej było poszarpane i była jeszcze pobita.

-Ale czy do tego doszło?- spytał zaciekawiony najmłodszy z grona.

-Pewnie, że tak!- wykrzyczał i walna ręką o stół.

-Ale my nic nie słyszeliśmy!

-Pewnie zakrył jej usta ręką by całą zabawę zachować dla siebie!- zaryczał ze śmiechu a reszta do niego dołączyła.

Turner już nie mógł wytrzymać, wypił dokonać swój kufel i wstał gwałtownie i podszedł do żołnierzy. Zatrzyma się przy tym najgłośniejszym.

-Jakiś problem, smarkaczu?!- spytał i obrócił się w jego stronę.

Henry nic nie powiedział, jedynie uniósł swój kufel i walnął go o głowę żołnierza. Wszyscy w tawernie zamilkli i patrzyli na stół w rogu.

-Jak śmiesz ty łachudro!

W następnej chwili Anglicy rzucili się na Turnera i zaczęli z nim się bić. Do niego dołączyła kompania z Czarnej Perły. Zabawa zaczęła się dopiero wtedy, gdy jeden z żołnierzy wpadł na osiłka po drugiej stronie lokalu , a tamten walną śmiejącego się z niego pijaka. Muzyka zaczęła znowu grać weselsze utwory.

Henry złapał jednego z czerwonych i ogłuszył. Złapał go i wywlókł z baru. Reszta załogi dołączyła do niego później, rozebrali uprowadzonego, związali go jakimś sznurem i włożyli szmatkę do buzi. Przebrany Turner wyszedł z gąszczu i podszedł do Jacka.

-Teraz co?

-Masz mapę.- Wręczył mu ją.- Pamiętaj o legendzie i staraj się zachowywać normalnie jak tylko zobaczysz Margaret. Uwolnij ją tylko wtedy, gdy jesteś pewien swojej szansy na ucieczkę.

- A co z wami?

-Wrócimy na statek i zbierzemy ludzi. Zostawiaj ślady to podążymy za nimi.

Brunet skinął głową i wrócił do tawerny by wyprowadzić swoich nowych kompanów. Byli tak pobici i pijani, że nie będę go kojarzyć.

Gdy byli bliżej statku zaczynało świtać, widzących ich inni żołnierze pobiegli i pomogli dostać się na pokład.

-Co się stało?!-spytał wartownik.

-Jakiś chłoptaś zaczął burdę, nie wiadomo o co- powiedział obojętnie.-Wypiłem mniej dlatego wyglądam lepiej niż oni.

-Co tu się wyprawia?!

Henry odwrócił się i spojrzał na mężczyznę wychodzącego z kajuty kapitana. Był w jego wieku, może nieco młodszy. Podszedł do nich, oprócz chłopaka wszyscy ustawili się na baczność- zrobił to gdy Komodor był centralnie przed nim.

-W tawernie wybuchła burda, sir- powiedział Henry.

-Jeszcze tego mi brakowało-powiedział pod nosem Komodor i spojrzał na jednego z żołnierzy co trzymali pobitych.- Macie ich zostawić na statku i doprowadzić do lady- ty,ty, wartownik po prawej i ty.- Pokazywał na pomagających żołnierzach, jednego przy wejściu na statek oraz Henry'ego.- Idziecie ze mną. Macie być gotowi, gdy zobaczycie na horyzoncie cała tarcze słońca. Rozumiecie?!

Wszyscy koło Jamesa wyprostowali się i skinęła głową. Turner pomógł żołnierzom w transporcie pobitych pod pokład do pomieszczenie, gdzie wszyscy żołnierze spali oraz w ich opatrzeniu.

Po parudziesięciu minutach zauważył cała tarcze na horyzoncie ponaglił swoich towarzyszy i szybko pobiegli na pomost. Na szczęście zjawili się tam przed komodorem.

-Idzie...- wyszeptał jeden do drugiego.

Henry spojrzał w stronę wejścia na statek i zobaczył ją. Margaret, która ubrana w brązową suknie , prezentowała się jak szlachcianka- a może  nawet jak dama z dworu królewskiego. Jednak mimo wszystko, że technicznie miał szansę, aby ją teraz uratować to, jednak coś mówiło nie. Spuścił jedynie głowę by go nie  rozpoznała.

Margaret Sparrow- Przeklęte wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz