Rozdział 30

1K 50 6
                                    

  Maraton!!! 1/2

Dżungla tonęła we mgle, im głębiej się w nią zapuszczali w tym większe nieznane kryła w sobie. Szli niezbyt długo lecz dla starego gubernatora było to za dużo, zaczął się niecierpliwić i wątpić czy ta dziw... wiedźma dokąd ich zaprowadzi. Sam Komodor zauważył niedawno zdenerwowanie w oczach starszego, nieznacznie przyspieszył by być na równi z Margaret.

-Pośpiesz się.-Zacisnął zęby.- Gubernator się niecierpliwi i ja również.

Jednak ona nic nie powiedziała, zatrzymała się w miejscu. Całe grono stało na odkrytym fragmencie wysokiej trawy, co ciekawsze- nie słyszeli już nic. Ani ptaków czy innych zwierzą. Nawet wiatr wydawał się cichszy niż zazwyczaj. Rozejrzałam się dookoła i spojrzała w niebo- zdążyła. Wyjęła spod gorsetu niezwykle dziwny przedmiot, był to metalowy, podłożony pręt, gdzie jego zakończenie było ozdobione dziwnymi znakami.

-Skąd to masz?- spytał James. Nie widział u niej tego przedtem.

Znowu nie odpowiedziała, uklękła i zaczęła kopać rękami w miejscu, gdzie stała. Wszyscy patrzyli się na nią jak na nienormalną, jednak ona odtwarzała w swojej głowie słowa tajemniczego widma z poprzedniej nocy.

-Gdy znajdziesz się na polankę, przed tym jak pierwsze promienie na nią padną musisz zatrzymać się dokładnie na jej środku i znaleść otworów od tego.- Podał brunetce klucz.- Lewo,prawo,prawo,lewo,lewo i do góry. Jeśli się pomylisz to wpadniecie do piekła a nie skarbu.

Kopała i odnalazła, spojrzała do góry. Dzieliły ja sekundy, odnalazła szybko klucz i wsunęła w dziurkę. Zaczęła kręcić dość chaotycznymi ruchami, błagała tylko Boga , aby (gdy skończy) nie wpaść do piekł jak to powiedział mężczyzna.

Skończyła.

Nerwowo wstała i odeszła od (wykonanej przez nią) dziury, nic się nie stało. Radnego pstrym, bzyk, boom , bam czy małe klik. Może się pomyliła? Przekręciła w inną stronę?

-I co teraz?- spytał Peterson, widząc zamieszanie dziewczyny mógł się domyślić, że pewniej szczegół nie poszedł po jej myśli.- Oszukałaś nas ty dziwko?!

Złapał ją za włosy i zaczął za nie szarpać, przeraźliwy pisk przeszedł echem po dżungli.

-Trzeba było cię wtedy zamknąć w lochu lub zabić!- warknął i splunął na jej twarz.

Henry nie mógł już tego znieść, z racji tego, że był najbliżej starca, szarpnął za jego szaty do tylu i powalił na ziemie. Margaret złapał w swoje objęcia i chwycił za -naładowany - pistolet. Wymierzył go w stronę raz w komodora, raz w gubernatora, który stał podparty przez jego żołnierzy.

-Postawicie chociaż jeden krok więcej a zastrzelę.- Chwycił za spust i lekko ścisnął.

Komodor również wyjął swój pistolet a reszta żołnierzy swoje bagnety.

-To ty zrobisz niewłaściwy ruch a zginiesz.- Uśmiechał się.

Turner zapomniał o słowach Sparrowa, uratuj ją, gdy zobaczysz szanse. Jak widać ten bardzo często pijany pirat, jednak może mieć czasami rację.

Usłyszeli jakby bulgotanie wody, ziemia zaczęła drgać. Jednak nagłe okrzyki zagrzewające do walki jeszcze bardziej ich postawiły w martwym punkcie. Otóż zaraz za plecami Turnera, w gęstej dżungli, około dziesięciu trzeźwych korsarzy- wraz z panem Gibsem i kapitanem ma czele- będąc świadomi swojej szansy na odratowanie młodych gołąbeczków nie wzięli pod uwagę faktu, że gdy tylko tam dotrą angielskie ścierwa, Henry, Margaret, Jack, Gibs i dwóch innych piratów będą świadkami otwarcia się ziemi u ich stóp i wpadnięciu do rwącej rzeki, która biegła przez środek wyspy.

Margaret Sparrow- Przeklęte wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz