Rozdział 19

1.6K 91 4
                                    

Margaretka zasnęła. Gibbs opowiadał jej historie aż do zmroku. Właśnie o tej porze złodziejka zasnęła niczym dziecko. Wyobrażała te wszystkie przygody i postacie by utworzyć swoją własna, nie powtarzalna historię.

Henry w tym czasie był na dziobie statku. Z mała lornetką w prawej dłoni patrzył na bezkres morza i nieba.Tysiące, a może i więcej, gwiazd oraz lekki wiatr owiewający jego twarz.

-Problem w tym drogie Henryku, że to co jest zawsze może zniknąć.

Turner odwrócił się do tyłu i zobaczył Jacka. Ubrany w poszarpaną koszule, brązowa marynarkę i spodnie oraz za duże buty, trzymał w ręce butelkę najmocniejszego rumu.

-O czym ty mówisz?- spytał nietrzeźwego pirata.

-Poznałem kiedyś kobietę- zaczął swój bełkot.- Była zjawiskowa. Gęste brązowe włosy, twarz anioła oraz ciało bogini i te oczy, mieniące się blaskiem wszystkich gwiazd z tego świata.

Sparrow podchodził co raz bliżej przyjaciela i usiadł obok niego. Wziął potężnego łyka trunku i spojrzał na linie horyzontu.

-Zakochałem się w niej- uśmiechnął się.- Po raz pierwszy od moich licznych romansów, których było dużo- przyznał się i spojrzał na krótka chwile chłopaka.- Byłem tak odurzony miłością, że po trzech dniach wzięliśmy ślub i była panią Sparrow- spojrzał na niebo ,roześmiał się i potrząsnął głowa.- Byliśmy szczęśliwi i żyliśmy beztrosko do dnia, gdy przyznała się, że jest w ciąży.

Turner spojrzał na kapitana w szoku. On, miłość i dziecko? Czy aby rum mu nie uderzył do głowy.

-Tamtego pięknego dnia poczułem się  jak król. Mimo nędzy i moich licznych wypraw poczułem się spełniony. Niczym ptak lecący do ciepłych krajów w trakcie zimy.- Wykonał ruch ręką jakby chciał sam wlecieć ponad chmury.- Miesiące mijały i upajaliśmy się szczęściem jakim dam na Bóg. Jednak pare tygodni przed porodem musiałem wyruszyć. Nie chciałem jej zostawiać, ale wiesz jak to z banda piratów bez pieniędzy- jego twarz posmutniała.- To był błąd bo jak tylko wróciłem nie zastałem żony ani dziecka. Nic, tylko szczątki naszego domu. Od razu z Gibbsem ruszyliśmy do sierocińca by spytać się o dziecko i matkę. Dowiedziałem się tam, że kobieta mojego życia umarła przez jakiś rabusiów a dziecko tak schowała, że po dwóch dniach odnalazł je przechodzący chłop.- wypił do końca alkohol.- Dziecko uprowadziłem i wziąłem na statek, jednak to nie był miejsce dla mojej córeczki. Razem z Joshameem postanowiliśmy oddać ją siostrom zakonnym na Santa Rebecca.- Spojrzał z przymrużonymi oczami na chłopaka.- Tak o to panie Turner zakończyłem karierę rodzica.

-Ale nie szukałeś jej?- dopytał się zaciekawiony historia dziecka.

-Nie- zdawał się dumać.- Pewnie nie zechciała by mieć takiego ojca jak ja. Pijacki, sarkastyczny i zniewalająco przystojny facet nie pasował by do tworzenia rodziny.- przechyli butelkę, jednak nic z niej nie wyleciało. Przymknął jedno oko i spojrzał do środka. Pustka.- Ona jest delikatna, strasznie podobna do matki, jej skóra jest miękka jak jedwab a sam jej wzrok zniewalał każdego kto na nią spojrzał.

Jack rzucił butelkę o podłogę statku i roztrzaskała się z hukiem. Zarzucił nogi za barierkę i podparł się rękami i drewno. Spojrzał na miejsce zetknięcia się nieba i wody.

-Na prawdę chciałem ją wychować i to bardzo- westchnął ociężale Jackie.- Jednak bałem się odpowiedzialności- jego oczy zdawały się lśnić.- Nie potrafiłem żyć ze świadomością, że moja żona nie żyje i na dodatek córka, która jest do niej strasznie podobna. - łzy wyleciały z kącików oczy aby od nich odbiło się blask księżyca i gwiazd.- Kocham ją, Henry. Córkę jak i żonę- spojrzał na niego.- Obyś nigdy nie zaznał tego co ja!- wysyczał i mocno chwycił go za ramie.

Turner przestraszył się, ale to uczucie szybko go ominęło i zastapił smutek oraz żal. Nie potrafił wyobrazić sobie utraty kogoś bliskiego ( jeśli chodzi o miłość). Stracił ojca przez klątwę a matka mieszka na jakieś wyspie sama bez kompana. I jak tu żyć skoro nie można mieć obu jednocześnie?

-Nie wiesz co dalej się stało z dzieckiem?

Henry wziął delikatnie rękę kapitana i odrzucił od siebie. Jack pokręcił smutno głowa i czkał.

Milczeli przez dłuższa chwile. Każdy zagłębiony w swoich własnych przemyśleniach rozmyślał o swoim życiu.

Henry nie wiedział czemu Jack mu o tym powiedział. Wydawał się szczery- mimo przepicia-, ale wierzył mu. Każde słowo kuły do w serce a na dodatek żal zakradł się do jego duszy.

Sparrow nagle uniósł głowę i poklepał dłonią w bark Turnera. Chłopak odwrócił się do niego a ten ,z przymrużonymi oczami, patrzył na horyzont. Chwycił swoją lornetkę i spojrzał przez nią. Z lupy zauważył okręt., przechodził z jednego człowieka na drugiego aż jego wzrok zatrzymał się na fladze.

-Anglicy!- powiedział Henry patrząc na Jacka z przerażeniem.

Margaret Sparrow- Przeklęte wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz