Byłbym marną kupą gówna, która powoli doprowadzałaby się do samodestrukcji.
Jongin Pov.
Kolejnego dnia spodziewaliśmy się dziewięciu pogrzebów, które ku naszemu zdziwieniu się nie odbyły. Powiedziano nam, że ciała zostały przeniesione do kamienicy, a same pogrzeby odbędą się kiedy indziej. Nie rozumiałem tego. zawsze pogrzeby było organizowane z dnia na dzień. Nigdy inaczej. Ktoś musiał przy tym majstrować. Ktoś z pewnością namówił przewodniczącego Kima, żeby ich nie robił. Coś było nie tak.
- Jongin słuchasz mnie?!- usłyszałem podniesiony głos Do i poczułem, jak szczypie moje ramię. Spadłem przez to z krzesła obijając sobie tyłek. Usłyszałem cichy śmiech Kyungsoo i sam lekko się uśmiechnąłem podnosząc się z ziemi.
- Przestraszyłeś mnie, Soo- zaśmiałem się i usiadłem z powrotem na krześle obok chłopaka obejmując go ramieniem.
- Ostatnio dosyć często odpływasz. Wszystko w porządku?- zapytał kładąc dłoń na moim kolanie. Westchnąłem tylko i pokręciłem głową wgapiając się w swoje buty.
Jego twarz była jakby nieobecna, a jego koszulkę powoli zaczynał zdobić ciemny szkarłat krwi. Powoli zaczynał odpływać w inny świat, ale ja nie przestawałem. Zdawałaby się, że to ja byłem nieobecny cały czas nie zaprzestając swoich czynności. To do mnie mówiło się jak do ściany, podczas gdy ten gość już dawno odleciał. Ale nie potrafiłem przestać. Byłem jakby w amoku, przez ten krótki moment uzależniłem się od tej czynności.
Moje dłonie zaczęły pokrywać się krwią mężczyzny, która powoli zaczynała mieszać się z tą moją wypływającą ze zranionych dłoni. Nie mogłem przestać go bić, chociaż już dawno powinienem był przestać. Krew, która spływała po jego zranionym nożem brzuchu teraz skapywała na brudny chodnik. Byłem zbyt zajęty uderzaniem go pięścią w twarz, że nie zauważyłem, kiedy mężczyzna przestał oddychać. Jego wszystkie życiowe funkcje się zatrzymały, a on sam stał się jedną wielką martwą lalką.
Przerwałem bicie go ciężko oddychając. Odsunąłem się od bruneta nerwowo przeczesując włosy palcami. Nie ruszał się. Nie poruszył nawet palcem. Podszedłem nieco bliżej i szturchnąłem mężczyznę.
- Stary wstawaj. Nie chcę mi się pieprzyć z twoim martwym ciałem- warknąłem kopiąc mężczyznę w ramię. Ale on nie odpowiedział. Uświadomił mnie jedynie w tym, że zatłukłem go na śmierć.
Zabiłem gościa.
Jeszcze kilka razy potrząsnąłem mężczyzną nie otrzymując nawet jęku bólu. Odsunąłem się od ciała i rozejrzałem nerwowo wokół. Pusto. Złapałem leżący z boku nóż i rzuciłem się do biegu naciągając na głowę kaptur, a resztę twarzy zakrywając maską.
- Jongin znowu mnie nie słuchasz- westchnął Kyung, a ja oparłem głowę o jego ramię.- Znowu myślałeś o tym wypadku w głównej Jamie?
- Nie. Myślałem o tamtym "wypadku"- szepnąłem zamykając oczy. Poczułem, jak Do się spina, przez co lekko się zaśmiałem.- Nie boisz się mnie Soo? Nie boisz się tego, że siedzisz zamknięty w jednym pokoju z mordercą?
- A ty byś się bał swojego chłopaka-mordercy?- zapytał kompletnie ignorując moje poprzednie pytania. Od razu westchnąłem i wstałem przeciągając się.
- Chodźmy do Chanyeola. Od wczoraj u niego nie byliśmy- uśmiechnąłem się i złapałem Kyungsoo za rękę prowadząc go do wyjścia.
Bał się, wiedziałem to. Nie chciał tego powiedzieć na głos. Mimo wszystko nie byłem na niego zły. Właściwie to wcale mu się nie dziwiłem. Gdyby to Kyungsoo był mordercą, sam czułbym pewien rodzaj strachu. Tymczasem to ja nim byłem i wpakowałem w to bagno także Do.
***
- Mam nadzieję, że czujesz się nieco lepiej- uśmiechnąłem się lekko szturchając chłopaka. Ten kiwnął głową upijając trochę wody.
Chanyeol nie wyglądał wcale tak źle. Co prawda jego ramię i kark zdobiły teraz szwy oraz przestał słyszeć na lewe ucho. Mimo wszystko wyglądał nadzwyczaj dobrze.
- Musiałem was naprawdę przestraszyć, przepraszam- powiedział cicho, a Kyungsoo machnął lekceważąco ręką mówiąc krótkie "w porządku". - Widzieliście dzisiaj Baekhyuna?- zapytał spoglądając w stronę wejścia.- Przyszedł do mnie kilka godzin temu, żeby przynieść mi coś do jedzenie. Później już nie wrócił.
- Musi być w pokoju. Wydaje mi się, że pomagał opatrywać rannych i z tego co słyszałem... Sprzątał też ciała- szepnąłem spoglądając na Do, który mordował mnie wzrokiem.
Chanyeol nie wie o ciałach, Nini.
Cholera. Spojrzałem nieco zdenerwowany na starszego chłopaka, a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, na co wzruszyłem ramionami z lekkim uśmiechem. Po prostu musiałem improwizować. Bardzo dobrze improwizować.
- Pomagał przenosić rannych do niektórych pokoi, które udzielili jedni z mieszkańców- wyjaśniłem powoli, ale Chan nawet się nie ruszył.
- Mówiłeś coś o sprzątaniu ciał. Były jakieś... Ofiary śmiertelne?- jego cichy głos przeciął powietrze niczym krzyk, a ja nie wiedziałem, co robić.
Skoro zacząłeś to skończ. I tak w końcu by się dowiedział. Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
- Dziewięć- odpowiedziałem cicho.- Zginęło dziewięć osób. Siedmioro dorosłych, jeden nastolatek i... jedna pięcioletnia dziewczynka- szepnąłem wstając.
Chciałem wyjść ze szpitala jak najszybciej. Do miał rację, to nie ja byłem odpowiedzialny z śmierć tych dziewięciu osób. A mimo wszystko czułem się z tym źle. Czułem się źle, że Soo kazał mi siedzieć cicho i nie przyznawać się do niczego. Wiedziałem, że po części to także ja zawiniłem. Żaden z nas nie był niewinny. Wszyscy podjęliśmy decyzję o wypróbowaniu pomysłu Baeka. Nie padło ani jedno słowo sprzeciwu.
- I Baekhyun... Pomagał je gdzieś wynosić?- dopytywał, a ja kiwnąłem lekko głową patrząc w oczy starszego chłopaka.
- Widziałem z samego rana, kiedy szedłem do Soo, jak wynosi z kimś ostatnie ciało. Nie wiem, jak długo siedział z Minseokiem, Jongdae, Luhanem i Krisem opatrując ludzi. Pamiętam, że skończyli nad ranem- powiedziałem bawiąc się skrawkiem swojej bluzy.
- Być może kiedy do mnie przyszedł był zmęczony. Faktycznie tak mogło być. Ucieszyłem się z jego wizyty, dlatego nie zwróciłem na to większej uwagi- wyjaśnił drapiąc się nerwowo po głowie.
- Będę odprowadzał Jongina i zajrzę do Baekhyuna. Myślę, że nie ma się o co martwić. Musiał być po prostu bardzo zmęczony, skoro całą noc pracował. Obiecuję, że przed powrotem do pokoju spojrzę, co u Baeka- uśmiechnął się Kyungsoo uspokajając tym nieco zmartwionego Chanyeola.
Yin umiał uspokoić ludzi, umiał im pomagać. Tymczasem ja przynosiłem ciągle złe wieści. Byłem tym pechowcem, tym który ciągle psuł dzień wszystkim wokół. Ale dzięki Do, powoli zaczynałem stawać się tym samym pogodnym chłopakiem sprzed wypadku. Dzięki niemu mogłem od nowa patrzeć na świat i widzieć jego kolory. Żyłem dla niego i dzięki niemu.
- Soo, myślę, że powinienem już iść. Nie spałem dobrze ostatniej nocy- powiedziałem nieco nieśmiało nie chcąc przerywać mu jakiejś, jak widać, ciekawej konwersacji z Yeolem.
- W porządku, odprowadzę cię. Myślę, że Chanyeol też powinien odpocząć. Miałeś dzisiaj wielu gości, zgadza się?- wyższy kiwnął głową i ułożył głowę na poduszce.
- Do zobaczenia- szepnął i zamknął oczy niemalże od razu odpływając. Odszepnęliśmy równocześnie i razem ruszyliśmy do wyjścia.
Tak naprawdę nie byłem zmęczony i poprzedniej nocy spałem naprawdę dobrze. Chciałem po prostu nie być sam. Nie chciałem zrobić sobie czegoś przez swoje wyrzuty sumienia.
Potrzebowałem kogoś, kto ze mną zostanie.
YOU ARE READING
Colour of the sky | BaekYeol
FanfictionParing główny: BaekYeol Paringi poboczne: KaiSoo, TaoRis, HunHan, SuLay, XiuChen Okładka: @7serce2001 Opis: Park Chanyeol wyjeżdża na urlop ze swoimi przyjaciółmi Wu Yi Fanem i Oh Sehunem. Każdy z nich szykuje się na wspaniale spędzony czas...