#7 Stworzenie

181 30 9
                                    

Eun Bi, Eul uciekajcie!

Chanyeol Pov.

Obudziłem się czując ogromny ból w plecach. Spałem na więziennej pryczy. Podniosłem się do siadu przecierając oczy i łapiąc się za głowę, która promieniował bólem. Otworzyłem oczy i spojrzałem przed siebie. Przed pryczą były drzwi, a obok nich siedział chłopak. Ten sam, który był w klubie. Ten sam, który chciał mnie zabić. Chciałem zadać mu tyle pytań, chciałem zacząć krzyczeć, ale nie mogłem. Za każdym razem, kiedy otwierałem usta wypuszczałem tylko powietrze. Nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku.

- Przez dwa dni od Stworzenia nie będziesz nic mówił. Na twoje szczęście zostało ci tylko osiem godzin. Spałeś strasznie długo- powiedział brunet patrząc na mnie. Siedział na podłodze opierając się o ścianę. Ręce splecione miał na piersiach, a nogi wyciągnięte miał przed siebie.- Czemu mi się tak przyglądasz?- wzruszyłem ramionami i pokazałem mu język z powrotem kładąc się na pryczy plecami do chłopaka.

Drapałem przez kilka minut ścianę zrywając farbę, dopóki moją głową nie zawładnęły myśli o moich przyjaciołach.

Co robią Sehun i Kevin? Szukają mnie? Czy nic im się nie stało? Co z dziewczynami?

- Wszystko z nimi w porządku- powiedział cicho brunet, który wciąż siedział za mną. Przekręciłem się w jego stronę i spojrzałem na niego pytająco.- Magia, nie?- uśmiechnął się i wstał podchodząc do drzwi.- Chodź, muszę zaprowadzić się do Championa- powoli wstałem z pryczy i podszedłem do drzwi. Brunet przepuścił mnie w drzwiach i razem wyszliśmy z pomieszczenie. Od razu odkręcił się w moją stronę- Nie rób żadnych numerów- ostrzegł mnie i pociągnął za sobą.

Przechodziliśmy przez długi korytarz z kilkunastoma parami drzwi. Zaglądałem do środka przez małe okienka, ale w środku nikogo nie było. Było tam strasznie ciemno. Weszliśmy schodami na górę i ruszyliśmy korytarzem w stronę ludzi. Skąd wiem, że ludzi? Wyraźnie było słychać przekrzykiwanie się, śmiechy i tupoty stóp. W końcu wyszliśmy z ciemnego korytarza i wyszliśmy do ludzi. Ludzi było tu około dwustu, jeżeli nie więcej. Tylko... 

Co my wszyscy do cholery robimy pod ziemią?

- Tu jest nasz dom- wyjaśnił brunet.- Począwszy od dziś to jest też twój dom- uśmiechnął się idąc cały czas prosto przyspieszając kroku.

Co? Jak to mój dom?

- No tak. Od dziś tu mieszkasz. Champion ci wszystko wyjaśni.

Jaki Champion?

- Syn przywódcy stada. Od odpowiada za przywitanie i wprowadzenie do watahy nowych. Takich, jak ty.

Zaczynam się was bać. A teraz powiedz mi o jakiej watasze mówisz?

- O nas wszystkich. Ci wszyscy ludzie, których widziałeś  i ci, co są na powierzchni to wataha.

Czyli ten ogon i uszy, które widziałem są prawdziwe?

- Dokładnie. A teraz porozmawiasz z Championem. Powodzenia ci życzę- uśmiechnął się i otworzył mi drzwi wpuszczając do środka.- Przyprowadziłem ci nowego- powiedział i wyszedł.

Włożyłem ręce do kieszeni spodni i usiadłem na krześle przed biurkiem. Strach wzrósł, a dłonie zaczęły mi się pocić. Starałem się nie patrzeć na stojącego plecami do mnie blondyna. Zacząłem bawić się rąbkiem koszulki ściskając ją coraz mocniej i mocniej. Boję się ich wszystkich. Tak cholernie boje się tych wszystkich będących tu ludzi.

- Jak ci na imię?- zapytał w końcu.

Park Chanyeol. Uprzedzam twoje pytanie. Mam 24 lata.

Colour of the sky | BaekYeolWhere stories live. Discover now