#9 Przyjaciele i partnerzy

162 26 10
                                    

Prawie zabiliście mi moich przyjaciół.

Chanyeol Pov.

Nie mam pojęcia, po ilu godzinach się obudziłem. Po prostu wstałem, ubrałem się i wyszedłem z pokoju. Podbiegłem do pierwszej napotkanej na korytarzu osoby.

Przepraszam! Wiesz może, która godzina?

- 13.57, a co? Potrzebujesz pomocy, młody?- zapytała dziewczyna.

Nie, dzięki. Cześć.

Pobiegłem do szpitala przebiegając przez główną Jamę. Minąłem kilka znajomych twarzy. W tym Championa rozmawiającego z chłopakiem z baru. Przebiegłem obok nich wbiegając w korytarz, na końcu którego znajdował się szpital. Otworzyłem drzwi szpitala od razu podbiegając do umywalki i zakładając ten sam biały kitel.

- Już jesteś?- pokiwałem tylko głową.- Pamiętasz, że możesz już mówić? Przedstawisz mi się od nowa?

- Tak. Cześć, jestem Park Chanyeol, inaczej Żyrafa. Mam dwadzieścia cztery lata- ukłoniłem się. Mój głos był strasznie zachrypnięty.

- Ja jestem Zhang Yixing, czyli Lucky. Mam dwadzieścia sześć lat- odpowiedział czarnowłosy lekko się uśmiechając i również lekko się ukłonił.- Teraz pomożesz mi przenieść twoich przyjaciół do Kamienicy.

- Jakiej Kamienicy?

- Do miejsca, w którym się obudziłeś.

- Jasne- przełknąłem głośno ślinę i podszedłem do łóżka Sehuna.

***

- Poza Radą, Championem, mną i Stworzycielami nikt nie ma tutaj wstępu, rozumiemy się?- pokiwałem głową- Jeżeli chcesz mogę poprosić Radę o to, byś mógł odwiedzić ich dzisiaj w nocy.

- Byłbym wdzięczny- uśmiechnąłem się i ukłoniłem. - Idziemy na obiad? Co prawda będziesz musiał prowadzić, bo nie pamiętam drogi- podrapałem się nerwowo po głowie. 

- Nie ma sprawy- poklepał mnie po plecach i razem ruszyliśmy w stronę stołówki.

 Wyszliśmy z Kamienicy i skręciliśmy w stronę głównej Jamy. Przeciskając się między ludźmi doszliśmy do jednego z dwudziestu takich korytarzy. Dwanaście z nich przeznaczonych było na mieszkania, a reszta na inne rzeczy, których sam ledwo zapamiętuje. Po niecałych dziesięciu minutach marszu doszliśmy na stołówkę. Podeszliśmy do lady i wybraliśmy dla siebie jedzenie. Zabraliśmy tacki i usiedliśmy przy stoliku, który zazwyczaj zajmował Yixing z przyjaciółmi.

- Poznałeś tu już kogoś?- zapytał starszy.

- Poza tobą nie utrzymuję z nikim bliższego kontaktu. Znam jeszcze tylko championa i tego idiotę, który mi to zrobił- zjadłem trochę ramenu.

- Poznaj kogoś. Zaprzyjaźnij się z kimś. Nie będziesz przecież cały czas siedzieć tylko ze swoją paczką- powiedział poważnie zjadając trochę ryżu.

- Nie ma mowy. Większość z was...

- Jesteś taki sam, jak ja, Chanyeol- przerwał mi, a ja wywróciłem oczami.

- Większość z nas jest jak mój Stworzyciel i Stworzyciele moich przyjaciół. Większość ludzi w Jamie to idioci pozbawieni jakichkolwiek uczuć.

- A ja? A Champion?- dopytywał zajadając swoją porcję.

- Wy jesteście normalni. Raczej... Właśnie! Będę mógł wymeldować się z hotelu i zabrać swoje rzeczy?- zapytałem odstawiając pustą miskę na bok.

- Myślę, że tak, ale skoro ty i twoi koledzy byliście zameldowani w tym samym hotelu to pójdziecie po rzeczy razem. Ale musisz rozmawiać o tym z Championem.

- Jasne... Jak myślisz? Gdzie go teraz spotkam?- upiłem soku. Chłopak spojrzał na zegarek.

- Spójrz w stronę wejścia- zrobiłem tak, jak polecił. Przez pół minuty nic się nie stało, ale później drzwi się otworzyły i do środka wszedł Junmyeon.

- Pozwolisz, że pójdę z nim porozmawiać- spojrzałem na doktorka i lekko się uśmiechnąłem.

- Nie musisz. Zawsze z Junmyeonem jadamy razem posiłki- czarnowłosy pomachał do Championa. Upiłem jeszcze raz soku czekając, aż będę mógł porozmawiać z Championem. Chwilę później obok mnie przeszedł Champion idący w stronę Lucky'ego. Blondyn pocałował czarnowłosego w policzek i zajął miejsce obok niego. Lekko zszokowany odstawiłem butelkę z sokiem na stół powodując, że blondyn spojrzał w moją stronę.

- O! Chanyeol! Jak się czujesz?

- Ym... Chyba dobrze- powiedziałem zdezorientowany.

- Poznaj mojego partnera Yixinga- uśmiechnął się kładąc Lucky'emu dłoń na ramieniu.

- My już się znamy- powiedział czarnowłosy.- Młody pomaga mi w szpitalu.

- Naprawdę? To wspaniale. Już dawno potrzebowałeś kogoś do pomocy- uśmiechnął się starszy.- Chanyeol posłuchaj mnie przez chwilę. Słyszałem, że czwórka, która wczoraj do nas dotarła to twoi przyjaciele. Rozmawiałem z Radą o tym czy będziesz mógł ich dziś w nocy odwiedzić. Rada się nie zgodziła.

- Ale... To Lucky miał rozmawiać z Radą. Skąd o tym wiedziałeś?- obaj się zaśmiali.

- Jak ty mu to tłumaczyłeś, co?- zaśmiał się najstarszy, a blondyn zbył go machnięciem ręki.

- Pamiętasz, jak opowiadałem ci o związkach?- przytaknąłem.- Między partnerami jest tak- odłożył pałeczki- że potrafią tak jakby "rozmawiać" nie widząc się ze sobą. Tuż po Stworzeniu przez dwa dni nie możesz nic mówić. Rozmawiasz z innymi myślami. Myślisz o tym, co chcesz powiedzieć- tłumaczył.

- No tak, ale jak to jest z partnerami? Mów jaśniej.

- Z partnerami jest tak samo, jak ze Stworzonymi. Tyle, że pary mogą rozmawiać ze sobą mimo dzielącej ich dużej odległości. A Stworzeni mają ograniczenie. Rozumiesz?

- Raczej tak. Czyli Lucky powiedział ci to, tak?

- Dokładnie- to głupie. Pokiwałem głową i zabrałem się za kończenie jedzenia. W międzyczasie porozmawiałem z Junmyeonem o odebraniu naszych rzeczy.

- Możecie iść, nawet wypadałoby.

- To świetnie. Kiedy będziecie mogli z nami iść?

- My nie możemy z wami iść. Takie są zasady.

- Ty naprawdę mu nic nie powiedziałeś! Ostatnio zaniedbujesz swoje obowiązki Champion- westchnął Lucky.

- Jak to nie możecie?- uderzyłem dłońmi w stół.

- Przez miesiąc odpowiada za ciebie twój Stworzyciel i to z nim pójdziesz odebrać swoje rzeczy- wyjaśnił. Ni pięknie. Będę musiał iść odebrać swoje rzeczy z gościem, a właściwie trzema, których cholernie się boję.

Dziękuję za takie zasady.

Colour of the sky | BaekYeolWhere stories live. Discover now