Rozdział 18: Być Ślizgonem

9.3K 628 147
                                    

Rozdział 18: Być Ślizgonem

Abraxas odprowadził nowego do swojego dormitorium. Było tam wolne łóżko i tam też miał mieszkać Aren. Wejście ich obu do pokoju nie zrobiło na współmieszkańcach wielkiego wrażenia. Wszyscy czterej obecni, skupieni byli na szachach czarodziejów. Na jednym z łóżek siedziały dwie osoby grające w grę, a pozostałe dwie przypatrywały się rozgrywce w skupieniu. Obok planszy leżało kilka monet świadczących o tym, że gra toczyła się o pieniądze. Dopiero znaczące chrząknięcie Malfoy'a zwróciło powszechną uwagę. Cztery pary oczu skupiły się momentalnie najpierw na Abraxasie, a później odruchowo przeskoczyły na obcego. Aren, świadomy, że aktualnie znajduje się między wężami, siłą woli powstrzymał drgnięcie i utrzymał swobodną postawę czekając, aż blondyn go przedstawi:

— To Aren Grey, nowy uczeń. Od jutra zacznie z nami lekcje. — Zaanonsował krótko Abraxas. Przez chwilę panowała cisza. Aren skinął głową na powitanie. A obecni w pokoju powstali uprzejmie. Pierwszy podszedł chłopak z czarnymi włosami do ramion i szarymi oczami. Wyciągnął rękę w stronę Greya i w oszczędnych słowach się przedstawił, równocześnie mierząc nowego oceniającym wzrokiem:

— Orion Black — Arenowi na chwilę zaschło w ustach z wrażenia. Podobieństwo tego chłopaka do Syriusza było uderzające. Szybko jednak przywołał się do porządku skupiając na następnej osobie:

— Albert Mulciber — Ten chłopak również podał mu dłoń. Był wysoki, dobrze zbudowany, o krótkich, jasno brązowych włosach i piwnych oczach. Aren tyle zdążył zauważyć i już musiał przerzucić wzrok na kolejną osobę, bo usłyszał pogodne:

— Edgar Avery — Ten jako jedyny uśmiechnął się lekko na powitanie. Ponieważ okazał jakiekolwiek emocje, wzbudził tym w Aren'ie cień sympatii. Edgar miał swoistą urodę. Zielone oczy tworzyły specyficzny kontrast z ciemniejszą karnacją i popielatymi włosami. Aren'owi oględziny przerwał oschły głos ostatniego z tej czwórki:

— Rudolf Lastrange — Ten z kolei zupełnie nie wyglądał przyjaźnie. Nie podał ręki na powitanie, za to rzucił bardzo bezpośrednie pytanie: — Powiedz jakiej krwi jesteś? Nie znam rodziny Grey. — Aren miał ochotę prychnąć z irytacji, ale zachował kamienny spokój mając świadomość, że to nie Gryffindor. Ograniczył się do spojrzenia w oczy Rudolfowi i oznajmienia:

— Jestem pół krwi, czy to jakiś problem?

— W zasadzie jest to pewien problem, choć byłby większy, gdybyś okazał się szlamą. Jako, że my wszyscy jesteśmy czystej krwi, musisz znać swoje miejsce w szeregach. — Oznajmił z jawną wyższością w głosie Rudolf i odwrócił się wracając na łóżko, by dokończyć grę. Aren spokojnym spojrzeniem odprowadził go aż do tego miejsca. Zdążył zauważyć, że ten chłopak górował wzrostem nad nimi wszystkimi. Wyczuwał, że może być z nim pewien problem. Z niejakim zdumieniem usłyszał zgryźliwy komentarz ze strony Abraxasa:

— Szkoda, że często Ty nie znasz swojego prawdziwego miejsca. — Oczy Rudolfa pociemniały z gniewu, ale wszelkie niesnaski uciął krótko Mulciber, siadając na powrót z drugiej strony planszy:

— Dobra, darujcie sobie na dziś! Chcę dokończyć grę, a Wasze słowne przepychanki działają mi na nerwy. Rudlof skup się na szachach. — Pozostała trójka rozeszła się w stronę swoich miejsc i Aren na moment został sam. Rozejrzał się spokojnie i zauważył puste łóżko, a przy nim swój kufer. Łóżko obok zajmował Abraxas.

Grey podszedł do swojego miejsca i usiadł. Był zadowolony, że sąsiadował z Malfoyem. Jak na razie najbardziej polubił jego właśnie. Teraz doszedł do tego jeszcze jeden plus. Abraxas i Lastrange zdecydowanie się nie lubili, czyli pod tym względem mógł mieć w Malfoyu sprzymierzeńca. Postanowił jednak wstrzymać się na razie z bliższymi kontaktami i póki co tylko obserwować. W sumie ważne też było, jak domownicy zareagują na jego brak magii. Nie chciał po raz kolejny się zawieść, pokładając nadzieję w kimś, kto go rozczaruje. Rudolf oznajmił przecież, że wszyscy w pokoju prócz niego są czystej krwi. Grey doskonale wiedział na co stać takie osoby. Przez krótką chwilę zastanowił się nad tym co pomyśli o nim Tom, kiedy zauważy brak magii, ale niemal natychmiast wymierzył sobie mentalnego kopniaka. Bez dwóch zdań, nie była to odpowiednia pora, by przejmować się tym co Riddle myśli, pomyśli i dlaczego. Nie był to również czas, żeby zastanawiać się dlaczego oczy Toma zrobiły na nim tak piorunujące wrażenie. Teraz był dobry czas na odpoczynek, żeby jutro z nowymi siłami stanąć naprzeciw czekającym go wyzwaniom.

Signum TemporisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz