Rozdział 19: Hierarchia
W sowie, która wczesnym rankiem obudziła Armando Dippeta nie byłoby nic dziwnego gdyby nie fakt, że list przyniesiony przez nią nie miał na kopercie zaznaczonego adresata, za to był sygnowany krwawym sztyletem. Oznaczało to, że jeśli ktokolwiek inny prócz odbiorcy przejmie pismo, czeka go okrutna klątwa. W takim wypadku list spłonąłby błyskawicznie. Dippet obejrzał kopertę uważnie nie dotykając jej na razie i w zadumie pokiwał głową. Ostatni raz widział taki list kilka dekad temu, czyli dość dawno. Fakt, że ktokolwiek posłużył się tą metodą przekazu informacji niewątpliwie oznaczał, że wieść jest pilna i wymaga najwyższej dyskrecji. Armando zawahał się krótko z wzniesioną ręką: sowy raczej się nie myliły jeśli chodziło o dostarczanie korespondencji, więc należało przypuszczać, że i tym razem przesyłka dotarła tam, gdzie należy. Dippet podjął decyzję i zdecydowanym ruchem przejął list od ptaka, który natychmiast zerwał się do lotu i już po chwili zniknął w oddali. Dotknięcie listu nie spowodowało żadnych gwałtownych reakcji, więc najwyraźniej zgodnie z przypuszczeniami, to on sam był adresatem wiadomości. Po kilku sekundach list samoczynnie się otworzył, ujawniając zawartość: mały, złoty medalion i zapisaną znajomym pismem informację. Dyrektor Hogwartu spokojnym ruchem odłożył medalion na biurko i zajął się analizą treści niezbyt długiego pisma:
Armondo Dippet
Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart.
Stary przyjacielu.
Potrzebuję jak nigdy dotąd Twojej mądrości i porady.
To dla mnie, a jak sądzę właściwie dla nas wszystkich, niezwykle ciężki czas. Proszę, byś znalazł chwilę i mnie odwiedził. Zapewniam, że to konieczne.
Medalion jest świstoklikiem, który przeniesie Cię
do mojego biura o godzinie szesnastej.
Nikt nie może się dowiedzieć o naszym spotkaniu.
Leonardo Spencer Moon
Armando zmarszczył brwi w zamyślaniu. Treść niewiele ujawniała, ale jedno było pewne. Sam wydźwięk pisma był nad wyraz alarmujący. Dyrektor Hogwartu w skupieniu zapoznał się jeszcze raz z listem, po czym odłożył go na biurko i zamyślił się głęboko analizując sytuację. Znał obecnego Ministra Magii na tyle, że nie podejrzewał go o panikarstwo. Należało przypuszczać, że sytuacja jest faktycznie poważna, bo bez ważnej przyczyny ten wysoki urzędnik nie wzywałby go. Zwykł sam rozwiązywać zawiłe sprawy. Nawet kryzysy, które jak to w polityce, co jakiś czas powstawały. W świetle tych wszystkich faktów było jasne, że to wezwanie nie mogło dotyczyć błahostki. Dippet sięgnął po medalion i założył go sobie na szyję, po czym ujął w dłoń różdżkę. Zaklęciem spalił list, a kolejnym usunął popiół. Przeszła mu zupełnie chęć na śniadanie, dlatego udał się do swoich prywatnych pokoi, uprzednio przywołując skrzatkę i prosząc o filiżankę herbaty. Kiedy napój został mu dostarczony rozsiadł się w swoim ulubionym fotelu z filiżanką w dłoni, rozmyślając nad zaistniałą sytuacją. Po chwili jednak stwierdził z pewnym zniecierpliwieniem, że jego rozmyślania nie mają sensu, bo przecież w gruncie rzeczy nie wie co tkwi w tej sprawie i co jest powodem tej tajemniczej wiadomości. Niemniej czuł wciąż niepokój i choćby dlatego musiał sobie jakoś zająć czas, by nie tracić go na jałowe rozmyślania. Na pewno nie był w stanie skupić się nad dokumentacją dotyczącą szkoły. Przez chwilę zastanowił się, po czym wstał, podszedł do biblioteczki podręcznej i sięgnął po jedną z książek. Wrócił na fotel i zagłębił się w lekturze.
CZYTASZ
Signum Temporis
Fiksi PenggemarDzięki jasnowidzącej Kasandrze, Tom Riddle - uczeń Hogwartu, dowiaduje się, że ktoś jest mu Przeznaczony i to też ktoś ze szkoły. Pozostawia dla Przeznaczonego w skrytce dziennik, zabezpieczony za pomocą magii krwi. Harry w swoich czasach odnajduje...