Rozdział 35: Budując więzi

9.8K 546 553
                                    

Rozdział 35: Budując więzi

Mykiew Gregorowicz odetchnął z ulgą. Zbliżał się już do miejsca, gdzie osłony nałożone na Durmstrang przestawały działać. Stąd, właśnie od tamtej latarni, którą widział już całkiem niedaleko, będzie mógł się aportować. Miał zostać w Durmstrangu do jutra, ale okazało się, że były w Instytucie osoby, których nie chciałby spotkać. Zwłaszcza jedna, która podobno od paru lat nie żyła, a którą widział zupełnie niedawno na własne oczy. Co prawda pierwsze spotkanie jakie zamierzał odbyć po aportacji nie napawało go ani radością, ani specjalnym optymizmem, ale miał nadzieję, że kiedy już wreszcie dobiegnie końca, będzie mógł zaszyć się gdzieś, gdzie nie szybko zostanie odnaleziony i odpocząć po stresach. Wyjął z kieszeni zegarek, który miał go przenieść do Gellerta, szykując się w ten sposób do aportacji. Rozmyślał przy tym o sprawach, które miał do przekazania Grindelwaldowi.

W myślach ocenił, że Czarny Pan powinien być zadowolony. Wieści, które zostaną mu przekazane z pewnością wystarczą by on, Mykiew został wypuszczony do domu. Gellert z reguły dotrzymywał danego słowa. Tym razem też okazało się, że Grindelwald miał rację zwracając uwagę na zdawałoby się niezauważalne, drobne szczegóły. Było kilka zaskakujących wyników, nad którymi warto było się zastanowić. A przecież wcześniej, zanim dotarł do tej szkoły, żeby sprawdzić różdżki uczestników Turnieju był przekonany, że tym razem Gellert oszalał. Co mogłoby wnieść badanie różdżek jakichś dzieciaków, nawet potężnych magicznie.

Przyspieszył kroku, ale kiedy już zaledwie parę dzieliło go od zbawczej lampy, stanął nagle jak wryty. Tuż przed nim, jakby znikąd pojawiła się osoba, której tak bardzo nie chciał spotkać. Niestety. Najwyraźniej jego pospieszne odejście zostało jakoś odkryte i osobnik ten przewidział, że tak właśnie może być. Szkoda, że go dogonił, bo ze względu na dawne czasy przerażał go i to bardzo. Gregorowicz nie mógł dłużej rozmyślać, bo usłyszał:

- Szmat czasu się nie widzieliśmy Mykiew! Wyglądasz jeszcze gorzej niż ostatnim razem, gdy cię widziałem... Skąd ten nagły pośpiech? Nawet nie wiesz ile musiałem się natrudzić, by cię dogonić. Dzięki Merlinowi udało mi się.

- Jak na trupa wydajesz się dosyć żywy Beery... - odpowiedział zaciskając w pieści zegarek i cofając się o dwa kroki, by zwiększyć odległość od niespodziewanej przeszkody. Ten ruch nie uszedł oczywiście uwadze przeciwnika, ale tym akurat Gregorowicz martwił się w tej chwili najmniej.

- Jestem niczym widliczka łuskowata. Potrafię o siebie zadbać. Tego samego niestety nie mogę powiedzieć o tobie. Doprawdy, nie zauważyć zaklęcia śledzącego? A myślałem, że jesteś ostrożny. W każdym razie, nie jestem tutaj by rozmawiać o przeszłości. Przejdźmy do konkretów. Podczas sprawdzania różdżek zauważyłem, że aż trzy razy byłeś zaskoczony. Może nawet cztery? Popraw mnie jeżeli się mylę - Mykiew na te słowa zbladł nagle i wyjąkał szeptem z nieukrywanym przerażeniem:

- Zabije mnie, jeżeli ktoś więcej się o tym dowie... tym bardziej jeżeli dowie się, że to byłeś właśnie ty.

- Hmm... to może być faktycznie problem. Nie przypominam sobie jednak, bym dał ci jakikolwiek wybór. Jeżeli mi nie powiesz tego co chcę, zginiesz. Jeżeli będziesz się opierać użyję legilimencji i również umrzesz. Odmianą będzie roztrzaskany umysł. Jeżeli będziesz walczyć, będziesz po prostu dłużej umierać. W takim wypadku ukarzę cię za to, że marnowałeś mój czas zamiast od razu mi wyśpiewać wszystko czego się dowiedziałeś. Jeśli jednak będziesz współpracował... dam ci szansę na ucieczkę. Być może przeżyjesz. To daje jednak sporą nadzieję, prawda? - różdżka obracana w palcach Herberta nie napawała optymizmem. Widać było, że w każdej chwili gotowy jest do ataku. Obserwował Gregorowicza z miną świadczącą o autentycznym zaciekawieniu odpowiedzią. Mykiew czuł się zapędzony w kozi róg. Właściwie nie miał wyjścia, a strach zalewał go coraz bardziej intensywnymi falami.

Signum TemporisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz