Rozdział 26: Czarowna zieleń

11.1K 654 519
                                    

Rozdział 26: Czarowna zieleń

Czara Ognia wytypowała Toma i Aren przeżywał chwilę radości, że tym sposobem pozbędzie się na jakiś czas Riddle'a. Płonący wzrok prefekta Slytherinu z pewnością by zabił uradowanego spiskowca, gdyby tylko mógł.

Tą wesołą chwilę zważył Greyowi dyrektor Dippet, ogłaszając decyzję o poszerzeniu zespołu uczestników o kolejne dwie osoby. W tym samym momencie w oczach Toma dało się dojrzeć podejrzany błysk satysfakcji. Zielonooki chłopak momentalnie zaczął przeczuwać kłopoty. Miał tylko nadzieję, że czerwonooki wykaże się rozsądkiem, ale oczywiście się przeliczył. Głos Toma ogłaszający nazwisko Abraksasa i jego spowodował, że Aren zamarł w niedowierzaniu. To nie mogło dziać się znowu. Już raz to przechodził. Chwilę trwało nim otrząsnął się z umysłowego odrętwienia i zerwał jak pchnięty sprężyną, oznajmiając donośnym głosem:

– Nie zgadzam się na uczestnictwo w Turnieju.

Zielonooki chłopak zauważył, że Riddle nie bardzo przejął się jego protestem, a wręcz wydawał się być zadowolony. Tymczasem sam miał ogromną ochotę zmazać mu uśmiech z twarzy choćby uderzeniem. W Sali po tym oświadczeniu zawrzało. Przedstawiciele prasy byli szczęśliwi, a ich samopiszące pióra wręcz śmigały po pergaminach notując wieści o niesamowitej sensacji jaką był młody uczestnik Turnieju nie wyrażający zgody na udział. Uczniowie natomiast byli oburzeni i wyrażali to odczucie w dziwaczny sposób, czyli obrzucając go obelgami. Najłagodniejsze z nich mówiły o tym jaki to on jest niewdzięczny i jak to nie zasługuje na zaszczyt, który go spotkał. Chaos opanował dyrektor przerywając głośnym:

– Cisza! Arenie, Abraxasie możecie tutaj do nas podejść?

Brzmiało to jak grzeczna propozycja, ale twardy głos nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. Aren ruszył więc w stronę centrum wydarzeń starając się ominąć wszystkie pułapki, jakie napotykał po drodze. Przykładem mogło być kilka podstawionych mu przez współdomowników nóg. Zadowolenie na twarzy Riddle'a obserwującego jak pokonuje ten tor przeszkód podrażniło Greya. Zareagował przekorą i z premedytacją nadepnął na wystawioną nogę jakiegoś siódmoklasisty ze Slytherinu. Zupełnie nie przejął się ani jękiem bólu, ani złymi życzeniami z ust poszkodowanego. Dalsza wędrówka nie nastręczała już takich trudności i w końcu doszedł do dyrektora, który zarządził w tym momencie pół godziny przerwy na naradę, po czym skinięciem głowy w kierunku przedstawicieli Ilvermorny i Durmstrangu zaprosił ich na nią. Aren zauważył, że Beery i Slughorn również wstali ze swoich miejsc podchodząc do dyrektora i coś szepcząc. Widocznie przekonali Dippeta do swoich racji, bo odwrócił się w kierunku trójki uczestników ze słowami:

– Najpierw naradzimy się we własnym gronie w moim gabinecie. a gdy już dojdziemy do porozumienia zawołamy was byście dołączyli.

Do gabinetu dyrektora dotarli w ciszy. Każdy z pewnością myślał o tym samym, ale nikt nie przerwał milczenia. Armando również analizował w myśli zaistniałą sytuację. Już sam wybór Toma przez Czarę Ognia wydawał się zaskakujący. Przecież chłopak głośno wyrażał już od dawna brak zainteresowania Turniejem. Jego zaskoczenie po ogłoszeniu uczestnictwa było wyraźne i to było dziwne. Może w przypadku gorszego ucznia Dippet dochodziłby prawdy. Co prawda niewiele by to zmieniło, bo kontrakt byłby już zawarty, ale przynajmniej odkryłby spiskowca, który oszukał Czarę. W Riddle'a wierzył. Wiedział, że młodzieniec da sobie radę. Od dawna zresztą żałował, że Tom nie zamierza startować z ramienia Hogwartu. Natomiast w zdumienie wprawiła go nierozwaga Toma w wyborze współuczestników zawodów. Wybór Arena nastręczał wielu kłopotów z czego, jak się wydawało, Grey zdawał sobie doskonale sprawę. Stąd jego ostry sprzeciw, któremu Armando absolutnie się nie dziwił. Z drugiej strony wzburzenie Riddle'a i jego decyzja mogły wskazywać na winowajcę. Zemsta prefekta Slytherinu wydała się jednak Dippetowi zbyt okrutna. Niestety, sam dyrektor Hogwartu był pomysłodawcą rozszerzenia grupy uczestników Turnieju, dlatego teraz poczuł się w obowiązku próbować rozwikłać ten problem. Przed wejściem do gabinetu bez słowa skinął na trójkę uczniów by zostali i zaczekali, po czym gestem zaprosił pozostałych do środka.

Signum TemporisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz