Rozdział 28: Rosnące uczucia
Abraxas nie był w stanie kontrolować swoich napadów szału. Już po drugim Aren odkrył pewną prawidłowość. Kiedy po usilnych staraniach udało mu się wreszcie objąć i przytulić Malfoya, atak po niedługiej chwili ustąpił. Niestety o tą bliskość Grey musiał zawsze walczyć, co było za każdym razem niebezpieczne i wymagało włożenia wielkiego wysiłku. Musiał poskromić agresywnego chłopaka siłą po to, by próbować uciszyć atak w jedyny sposób, który jak się okazało był skuteczny, czyli przytulić go i nie dać się odrzucić.
Aren przeżył takich ataków jeszcze kilka i po każdym wyglądał gorzej. Kiedy po kolejnym zerknął w jedno z luster stwierdził, że powoli zaczyna wyglądać jak ofiara przemocy domowej. W jego głowie pojawiło się po pewnym czasie kolejne porównanie. Jego pożałowania godny wygląd zewnętrzny równie dobrze mógł spowodować Dudley z kolegami, gdyby postanowili zrobić sobie z niego worek treningowy. W porównywalny sposób czuł się też obolały. W końcu pamiętał te chwile, kiedy nie zdołał im na czas uciec. Grey westchnął ciężko i postarał się choć trochę doprowadzić strój do porządku. Po chwili z kolejnym westchnieniem dał sobie spokój. Niewiele to dało.
Obejrzał się na nieprzytomnego Abraxasa. Pomimo posiadania całkiem pokaźnego zaplecza medycznego, jak na razie niewiele środków zastosował, głównie ze względu na możliwe, trudne do przewidzenia niekorzystne interakcje z nadal mu nieznanymi składnikami zastosowanego na Malfoyu eliksiru. Dlatego bardzo go cieszyło, że przytulanie blondwłosego chłopaka dawało tak zbawienne skutki.
Zielonooki Ślizgon potrząsnął głową i na powrót zajął swoje miejsce przy chorym, wzdychając ciężko ze zmęczenia. Przetarł oczy i twarz żeby się trochę rozbudzić i pomyślał, że jak tylko Malfoy dojdzie do siebie nie podaruje mu. Będzie musiał się odwdzięczyć. Po krótkim zastanowieniu wiedział już co wymusi na Abraxasie. Zaciągnie go do pomocy w eliksirach. Będzie musiał robić te wszystkie okropne rzeczy, których on, Aren nie lubi. O tak, będzie przygotowywał i odmierzał śluzy płazów i kroił oślizgłe płazy i robaki. Tego zielonooki nie znosił najbardziej i uważał za najlepszy sposób na odebranie długu. Już wyobrażał sobie reakcje Malfoya, na które oczywiście nie zamierzał zwracać najmniejszej uwagi. Te wszystkie narzekania, marudzenia, krzywienia się i słowa obrzydzenia... zamierzał je ignorować. Nie wątpił też, że po niezbędnej i w mniemaniu Abraxasa koniecznej porcji ostentacyjnych narzekań, blondyn wykona co będzie musiał.
Aren kontrolnie zerknął na nieprzytomnego i stwierdził, że w jego stanie nic się nie zmieniło. Zanurzył się więc w rozmyślania. Martwił go fakt, że rdzeń magiczny blondwłosego Ślizgona stopniowo się wyczerpywał. Jak wiedział z własnego doświadczenia było to niebezpieczne. Poza tym zbliżał się Turniej i młody Malfoy musiał mieć czas, by zregenerować swój rdzeń. Już drugi, albo i trzeci raz Grey dochodził do tego punktu w swoich przemyśleniach zastanawiając się jak zatrzymać proces ubywania magii Abraxasa, ale jakoś póki co nie był w stanie niczego sensownego wymyślić. Frustrowało go też, że jedynie w nikłym stopniu może pomóc Malfoyowi w niwelowaniu bólu fizycznego. O bólu psychicznym i halucynacjach nie wspominając. Odkąd dowiedział się, że w trakcie tworzenia tego piekielnego eliksiru posłużono się magią krwi, poczuł się bezsilny, ale nie powstrzymywało go to przed intensywnym rozmyślaniem.
Poczuł jak oczy powoli mu się zamykają ze zmęczenia, a nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek. Wstał i podniósł ręcznik, którym obmywał chorego, zmoczył go i zaczął przecierać twarz i szyję blondyna. Przy tej czynności ze smutkiem stwierdził, że Malfoy wygląda coraz gorzej. Jego jasna karnacja jeszcze bardziej pojaśniała. Był przeraźliwie blady, prawie przezroczysty z zapadłymi policzkami i zmęczeniem wypisanym na twarzy. I ten jego rzężący, nierówny oddech... brzmiał okropnie. Bez wątpienia wszystko to było skutkiem wyczerpania magicznego. Szczególnie niepokojące były wahania temperatury, jakie dotykały Abraxasa. Raz był rozpalony do tego stopnia, że gorąco z niego buchało, a innym razem trząsł się z zimna. Aren musiał być czujny i obserwować te zmiany, by na czas zdążyć z odpowiednimi maściami. Niestety brak odpoczynku zaczął odbijać się na ratowniku, stąd zamykające się oczy, ciężkie i szczypiące powieki. Aren skończył pomagać Malfoyowi i znowu przy nim usiadł. Nie miał w tej chwili już nic do roboty, więc zamyślił się głęboko... Musiał się zdrzemnąć, bo obudził go kaszel Abraxasa. Jak zwykle kaszlał krwią. Grey szybko zaczął stosować opracowane już na taki moment środki zaradcze. Kiedy kaszel ucichł podał eliksir wspomagający i pobudzający organizm do produkcji krwi, później zastosował maść ułatwiającą oddychanie i to było wszystko co mógł zrobić. Uważał swoją pomoc za kroplę w morzu potrzeb, ale przynosiła ona choremu jakąś tam ulgę, dlatego z niej nie rezygnował. Na koniec westchnął ciężko, przysiadł przy blondynie i nawet nie wiedział kiedy oczy mu się znowu zamknęły.
CZYTASZ
Signum Temporis
FanfictionDzięki jasnowidzącej Kasandrze, Tom Riddle - uczeń Hogwartu, dowiaduje się, że ktoś jest mu Przeznaczony i to też ktoś ze szkoły. Pozostawia dla Przeznaczonego w skrytce dziennik, zabezpieczony za pomocą magii krwi. Harry w swoich czasach odnajduje...