Rozdział 7

2.6K 243 174
                                    

Dyrektor szybko nas wypuścił, gdyż chciał się zająć problemem, jaki wynikał z kłótni chłopaków.

W związku z tym mogłam robić, co chciałam. Początkowo zamierzałam pobiec za Rene. Następnie stwierdziłam, że to bez sensu. I uznałam, że poczekam na Alexa i Tylera. Ten pomysł także spalił na manowce i szybko wybiegłam ze szkoły.

Długo stałam przed budynkiem, zastanawiając się, co ze sobą począć. W końcu zdecydowałam udać się w jedyne miejsce, w którym mogłam czuć się bezpiecznie i spokojnie pomyśleć. A była to stadnina.

Szłam szybkim tempem i głośno oddychałam. Czułam, jakby moje płuca miały uciec, jednak nie chciałam zwalniać. Czas na koniu to czas bezcenny i nie mogłam go tracić.

Mój wierzchowiec stał w swoim boksie. Nie musiałam nikogo pytać o pozwolenie na jeżdżenie na tym zwierzu, gdyż należał do mojej starszej siostry, która wyjechała na studia. I dostałam go w spadku. Co było w tamtym czasie jak gwiazdka z nieba. Spełniło się moje największe marzenie.

Mimo wszystko udałam się na początek do Edyty, która była właścicielką stadniny, a także ogromną przyjaciółką naszej rodziny.

- Cześć - mruknęła, gdy usłyszała trzask drzwi od swojego gabinetu.

Te kawałki drewna zawsze trzaskały, więc przyzwyczaiła się do tego i ignorowała hałas tego typu. Do tego stopnia, że nie wyzywała swoich dzieci, gdy w nerwach trzaskały domowymi drzwiami. Zawsze zastanawiałam się, co się z nimi działo, gdy przestali się ze mną i moją siostrą zadawać.

Niestety niedane było mi się tego dowiedzieć, gdyż Edyta była kobietą małomówną, a do tego skrytą.

- Dzień dobry! - Uśmiechnęłam się pod nosem, gdyż kobieta podniosła wzrok i aż pisnęła cicho w zachwycie, że się pojawiłam.

- Luiso! Co za cudowna niespodzianka! Dawno cię nie było...

- Tak... ale to tylko dlatego, że poszłam do liceum. Pierwsza klasa to również pierwsze wrażenie - wymamrotałam swoje liche wytłumaczenie.

Tak naprawdę wina liceum była tylko częściowa. Główny powód mojej nieobecności leżał w kłótni z jedną z dziewczyn w stajni, której koń zajmował boks tuż obok mojego kasztanka.

- Racja! Nie można jej zaprzeczyć! - wykrzyknęła kobieta, a ja aż się zawstydziłam z powiedzenia jedynie częściowej prawdy.

- Dzisiaj jednak zapragnęłam pomyśleć. W moim życiu wiele się dzieje. A w zasadzie stało w ciągu tego dnia i muszę to sobie ułożyć w głowie...

Wręcz chciałam, żeby kobieta spytała mnie, o co chodzi i co mnie trapi, żebym mogła się komuś wyżalić. Niestety, albo stety, Edyta nie należała do tego typu kobiet, więc jedynie pokiwała współczująco głową.

W związku z tym nie przedłużałam bez sensu rozmowy, tylko wróciłam do mojego kasztanka. Oprawiłam go i szybko wyprowadziłam ze stajni.

Kilka sekund później pędziłam już przed siebie praktycznie na oślep, a wiatr owiewał moją twarz i wyrywał włosy z kitki.

Czułam się szczęśliwa i na moment zapomniałam o wszystkich zawirowaniach z Alexem w roli głównej. Cieszyłam się jak dziecko. Bez powodu. Tak zwyczajnie. Z życia.

Niestety mój dobry humor szybko się rozpłynął i wróciły do mnie problemy. Poczułam się przytłoczona tym wszystkim, co się działo wokół mnie i przestałam czerpać przyjemność z jazdy. Zaczęłam rozmyślać nad tym wszystkim, co mnie spotkało. Moje myśli szalały, próbując ogarnąć, w co mnie wkopała Rene. Dodatkowo nie rozumiałam słów Alexa i jego zachowania. Wszystko to jedynie mnie drażniło. Zaczęłam wyzywać Alexa za to, iż był taki przystojny i miał takie seksowne policzki.

Byłam zirytowana tą niewiedzą, a moje negatywne emocje wpływały na zachowanie konia, który stał się czujny i podskakiwał na każdy trzask nawet najmniejszej gałęzi. W swoim zamyśleniu nie zauważyłam, że wjechaliśmy do lasu, a gdy to dostrzegłam, to nie miałam pojęcia jak wyjechać. Niestety zjechaliśmy ze ścieżki i nie mogłam zwyczajnie zawrócić. Dodatkowo niebo zrobiło się szare i zaczęły płynąć pierwsze krople deszczu.

Jęknęłam, jednocześnie przeklinając się w myślach za zmarnowanie kilku minut ładnej pogody na bezsensowną wymianę słów z Edytą. Zwłaszcza że nic to nie zmieniło. I nie zmieniłoby, nawet gdyby ze mną porozmawiała o problemach, w które wciągnęła mnie Rene.

Ponownie zatopiłam się w myślach i nie zauważyłam, że działo się coś nienaturalnego. Dotarło to do mnie, dopiero gdy mój koń stanął dęba i zrzucił mnie na ziemię. Nie wiedziałam, co się działo. Odruchowo zasłoniłam głowę rękami i skuliłam się, żeby uniknąć stratowania. Zapewne nic by to nie dało, jednak nie miałam nad tym kontroli. Na szczęście koń rzucił się do przodu. Pognał w nieznane.

Wstałam szybko i chciałam go gonić, jednak moją kostkę przeszył ogromny ból i z sykiem upadłam z powrotem na ziemię.

W pozycji siedzącej zaczęłam się rozglądać. Starałam się przy tym nie działać nogą, więc szło mi to dość opornie.

Nie musiałam długo się zastanawiać, żeby dojść do wniosku, iż byłam w ogromnych tarapatach. Przez swoje roztargnienie wjechałam w nieznany las i pozwoliłam sobie spaść z konia. I do tego tak nieferalnie, że zrobiłam sobie coś z kostką, a kasztanki nie było.

Czyli siedziałam w nieznanym lesie, niewiadomo jak daleko od stadniny, czy chociażby jakiejś drogi, na której mogliby być jacyś ludzie. A pogoda się znacznie pogarszała.

Cicho jęknęłam z frustracji.

Jak się okazało, problemy miały się dopiero zacząć.

Ciemny las. Coraz gorsza pogoda. I kroki.

Pierwsza myśl, jaka mnie naszła nie była wcale dobra.

Nie chcę być zgwałcona.

840 słów :3 jesteście dumni? ^^
Macie pomysły, kto to mógł iść? ;0
Liczę na teorie spiskowe ❤️😎
~R

CrushyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz