Rozdział 14

1.6K 140 72
                                    

Im dłużej szłam w stronę przyjaciółki, tym bardziej byłam przerażona. Jeśli znów by mnie odrzuciła, to nie miałabym już żadnej nadziei. Oddychałam głęboko, starając się zastopować negatywne myśli, żeby nie miały okazji się sprawdzić. Całe moje ciało pozostawało w napięciu, a ja nie miałam pojęcia, czy było to dobre, czy złe odczucie. Oddychałam głęboko, a szłam szybko, pomimo tego okropnego uczucia w nogach, jakbym z każdym krokiem traciła nad nimi kontrolę.

Na szczęście w końcu udało mi się dojść do przyjaciółki, która stała do mnie plecami. Wzięłam głębszy oddech, niż myślałam, że to możliwe, i odchrząknęłam. Rene odwróciła się do mnie przodem. Jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, które spowodowane było moją obecnością. Mimo iż zawsze byłam od niej wyższa, w tamtym momencie czułam się jak karzeł.

- Rene – zaczęłam, jednak przyjaciółka przerwała mi, ruchem głowy wskazując na dwie dziewczyny obok nas. Jednak nie zamierzałam dać sobie przerwać, bo "ludzie się patrzą". Nie tym razem. - Musimy porozmawiać.

Blondyna przymrużyła swoje czarne oczy, szukając podpowiedzi wynikającej z mojego zachowania, by mogła wydedukować, czego mogłam od niej chcieć. I dlaczego śmiałam zakłócać jej milutką pogawędkę z nowymi psiapsiułami.

- No to mów. - Uśmiech, który się pojawił na jej twarzy, był tak sztuczny, że chciało mi się płakać. Znów grała dobrą przyjaciółkę. Musiała, by utrzymywać szkolne pozory.

- Mam dość tej gry – oznajmiłam otwarcie.

Rene zareagowała spokojniej, niż się spodziewałam. Zgarbiła się jedynie lekko, jakby prosiła, żebym nie zaczynała znowu swojego skomlenia, tym razem przy świadkach i poszła sobie gdzieś daleko. Im dalej, tym lepiej.

Byłam tak zdesperowana, że zrobiłabym wszystko, żeby dziewczyna znów była moją przyjaciółką, jednak miałam świadomość, że spełniając jej niemą prośbę, niczego bym nie zmieniła w naszych relacjach, dlatego ciągnęłam:

- W szkole może i udajesz moją przyjaciółkę, ale później masz mnie głęboko w dupie i... - ucięłam na chwilę, jednak szybko kontynuowałam, gdyż dziewczyna już chciała się wciąć w moją przemowę. - Cholernie żałuję tego, co zrobiłam. Zrozum, że bardzo mi na tobie zależy. Jesteś moją jedyną przyjaciółką. Zawsze byłaś ze mną. Nigdy cię nie doceniałam, bo nie rozumiałam, jakim skarbem byłaś. Teraz tratujesz mnie jak powietrze, zresztą słusznie, bo postąpiłam jak ostatnia świnia, a ja czuję się, jakby umarł mi ktoś z rodziny, bo jesteś dla mnie jak siostra. Nie taka, jaką mam, bo ona mnie wcale nie rozumie, tylko... tylko... - Słowa uwięzły w moim gardle, gdy zauważyłam łzy w oczach Rene.

Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa więcej. Zresztą nawet nie wiedziałam, co mogłabym dodać. To, co zdążyłam ująć w swojej przemowie, było czystą prawdą, którą pojęłam dopiero w trakcie, gdy mówiłam do przyjaciółki. Słowa same naszły mi dogłowy, jakby umysł postanowił przyjąć prawdę i przestać zaprzeczać faktom.

Czas jakby zwolnił. Łzy powoli spływały po idealnych policzkach Rene, a jej oczy niewiadomo kiedy zostały zamknięte. Dziewczyna przetwarzała sobie wszystko, co wiedziała. Jej umysł pracował na najwyższym poziomie. Mój też. Analizowałam słowo po słowie ze swojego monologu, zastanawiając się, ile błędów popełniłam i jak mogłam byłam je zamienić. Z każdym nowym pomysłem mój umysł panikował bardziej, a ciało silniej się napinało.

Czysty strach. Był to po prostu strach w najczystszej formie.

Nie rejestrowałam, co działo się wokół nas. Nie widziałam dziewczyn, które stały wcześniej z Rene. Nagle było tak, jakby one zwyczajnie zniknęły. Liczyłam się tylko ja i przyjaciółką, którą za wszelką cenę musiałam odzyskać. Nawet fakt, że kilka sekund wcześniej całowałam się z chłopakiem, który był przez długi czas obiektem moich westchnień i wymarzonym księciem zbajki, przestał się liczyć, przyćmiony potrzebą ratowania przyjaźni, którą przez własną głupotę zniszczyłam.

Nagle usłyszałam cichy szept Rene:

- Nienawidzę Cię, Lui.

Przez chwilę nie wiedziałam, co się stało, jednak później umysł wrócił do aktualnej sytuacji, a strunom głosowym udało się wymusić prawie niesłyszalne: "co?".

- Nienawidzę Cię Lui! - krzyknęła tym razem blondyna i rzuciła się na mnie.

Nawet nie wiem, jakim cudem upadłam na ziemię, popchnięta przez moją (byłą?) przyjaciółkę. Nie czułam bólu uderzenia opodłoże, a także ucisku ciała dziewczyny na swoim ciele. Byłam tam i rejestrowałam, co się działo, ale jakbym duszą pozostawała gdzieś z boku. Jakbym była tylko widzem, który przyglądał się swojemu ciału, leżącemu na ziemi i atakowanego przez wściekłą nastolatkę. Nie czułam się głównym bohaterem zdarzenia. Jednocześnie byłam nim i nie byłam.

Nagle ktoś złapał Renesmee i ściągnął ją ze mnie. Nie wiedziałam czemu, ale było mi to obojętne. Później ktoś pomógł mi wstać. Nie miała pojęcia, co działo się wokół mnie. Nie chciałam wiedzieć.

Ktoś pytał o moje imię.

Ktoś mu odpowiedział.

Ktoś chciał wiedzieć, czy dobrze się czułam.

Ktoś dzwonił już po karetkę.

Ktoś cały czas trzymał mnie za rękę, jakby dawał mi wsparcie.

Ktoś cicho płakał.

Ktoś krzyczał wściekłe pogróżki.

Ludzie biegali, a mi było to wszystko obojętne.

Wszystko przemijało obok mnie, ale nigdy do mnie nie docierało.

W mojej głowie cały czas brzmiały te trzy słowa, wyzierając w moim umyśle ogromną dziurę i tworząc w niej większy mętlik, niż kiedykolwiek w niej był.

Po chwili słyszałam tylko jakieś buczenie, jednak dokładnie wiedziałam, co się za nim kryło.

Trzy słowa.

Nienawidzę.

Cię.

Lui.

"Straciłam ją na zawsze."

CrushyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz