Rozdział 11

2.1K 187 157
                                    

- Nie podchodź do mnie i przestań mnie dotykać! - Usłyszałam po raz kolejny, gdy spróbowałam się zbliżyć do Rene.

Od mojego wybuchu minął tydzień, jednak dziewczyna w dalszym ciągu nie chciała mieć ze mną kontaktu poza szkołą. Podczas zajęć udawała moją przyjaciółkę. Grała w swoją grę, aby ludzie mnie szanowali, jednak tak naprawdę to najchętniej uciekłaby ode mnie jak najdalej. Widziałam w jej oczach zranienie i chciało mi się płakać, jednak starałam się być silna, żeby nie zepsuć tej durnej gry, którą grała na pokaz dla ludzi.

Codziennie próbowałam z nią pogadać po szkole, jednak dziewczyna uciekała, albo zlewała moje słowa. Było mi z tym ciężko, jednak nie zamierzałam się poddawać.

Westchnęłam po raz setny i podgoniłam moją przyjaciółkę.

- Jestem okropna. Wiem, ale żałuję, ok? - Złapałam ją za rękę i nie pozwoliłam się jej wyrwać. - Nie chciałam... wtedy...

- Powiedziałaś, co sądziłaś - odparła, warcząc.

- Myliłam się! - Wyrzuciłam wolną rękę do góry. - Tęsknię za tobą... Nie powinnam była tego mówić. Nie nadaję się na przyjaciółkę.

- Racja - wymruczała. - Dlatego właśnie jej nie masz.

- Renesmee - zaczęłam szeptem - wysłuchaj mnie...

- Nie mam zamiaru spóźnić się do szkoły. - Wyrwała mi swoją dłoń i dosłownie pobiegła sprintem do szkoły.

Spojrzałam w niebo, a słońce poraziło moje oczy. Czułam się coraz gorzej. Brakowało mi Rene. Do czasu naszej kłótni zawsze mogłam z nią porozmawiać, a później zaczęła się do mnie odzywać na tyle sporadycznie, na ile to było możliwe, aby jednocześnie zachować pozory naszej "przyjaźni" w szkole.

Byłam pewna, że ona tak samo jak ja tęskniła do naszej przyjaźni, jednak nigdy by mi się do tego nie przyznała.

- Lu. - Remek podszedł do mnie i razem ruszyliśmy do szkoły. - Jak tam Wkurzona Wiedźma się dzisiaj miewa?

Ksywka, którą wymyślił Remi, zawsze wywoływała na mojej twarzy szeroki uśmiech. Chłopak potrafił mnie pocieszyć i był moją oazą spokoju, gdy potrzebowałam wytchnienia, odpoczynku od ciągłej maskarady związanej z zachowaniem Rene.

- Nadal jest bardzo wkurzona - odparłam, śmiejąc się, jednak zaraz powaga powróciła na moją twarz. - Tęsknie za nią...

- Wiem... Ja też... - Mrugnął do mnie. - Miałbym więcej czasu dla siebie, a tak ciągle przesiadujesz u mnie i nie mam za grosz prywatności!

-Przegryw. - Pokazałam mu język.

Obecność Remiego zmieniała mnie. Dzięki niemu stawałam się bardziej otwarta, a nasza relacja szybko przemieniła się w szczerą przyjaźń. Niejednokrotnie Remi słuchał o Alexie i jego cudownych polikach, a także o tym, jak mocno bolał mnie jego okrutny post na facebooku. Remek natomiast dzielił się ze mną swoimi problemami z mamą i jej stanem zdrowia, który zmieniał się jak w kalejdoskopie.

Swoją drogą kobieta okazała się być przemiłą kobietą trochę po czterdzieste, która w dobrych momentach miała w sobie tyle pozytywnej energii, że zawsze czekało na nas ciasto, albo muffiny. W takich chwilach siadaliśmy we trójkę i gawędziliśmy o wszystkim i o niczym, a tematy przychodziły do głowy same.

Niestety czasem zdarzały się i gorsze chwile, podczas których kobieta zamykała się w sobie i płakała. Wtedy razem z Remim starałam się nią zająć i pomóc wyrwać się z depresji. Nie było to łatwe, jednak po udanej akcji zawsze piekliśmy we trójkę ciasto czekoladowe, a mama Remigiusza przepraszała nas za swój wcześniejszy opłakany stan.

Remi był moją podporą i radością, a ja jego "światełkiem w tunelu", jak lubił mawiać.

- Kupiłem telefon! - Zręcznie zmienił temat i pokazał mi urządzenie. - Może nie jest najnowszy i najszybszy, ale wreszcie będę mógł z tobą pisać po nocach. - Poruszył ponętnie brwiami i wybuchnął śmiechem.

Odwzajemniłam gest, po czym weszliśmy do budynku i udałam się na lekcję.


***

Dzień minął bardzo szybko. Wieczorem udałam się z Remim na konie. Zatrudniliśmy się dorywczo na stajni i dzięki temu mogliśmy jeździć na koniach osób, które miały zbyt napięty grafik, by zajmować się swoimi zwierzętami. Niestety mój koń uciekł i przepadł, pomimo że poświęciliśmy wiele czasu na poszukiwania.

Niestety tym razem niedane nam było pojeździć, gdyż w stajni stał Alex, a wraz z nim Tyler. Remek w obronnym geście stanął przede mną, jakby chciał mnie bronić przed chłopakami. Z głośnym westchnieniem minęłam go i ruszyłam prosto do Tylera, zupełnie ignorując Alexa.

- Co jest Ty?

- Alex chciał z tobą porozmawiać, prawda? - Chłopak szturchnął przyjaciela pod żebra, a ten smutno pokiwał głową.

- Chciałem cię przeprosić za mój wpis. Usunąłem go. Był okrutny... - zaczął, ale przerwałam mu ruchem ręki.

- Był okrutny. Przez niego straciłam jedyną przyjaciółkę i nie mogę z nią nawet spokojnie porozmawiać. W szkole dzieje się jakiś chory cyrk na kółkach. Nigdy ci tego nie wybaczę - zakończyłam ostro.

- Lui. - Chłopak podszedł do mnie. - Powinienem był ci to wcześniej wyznać... ale...

Moje serce zaczęło bić jak szalone, a ciało przygotowało się na... w sumie to nie wiedziałam na co: na ból? Na euforię? Na radość? Jednak niedane mi było usłyszeć, co Alex chciał mi powiedzieć, gdyż w tym momencie Remek krzyknął:

- Pali się!

W mniej niż mgnienie oka odwróciłam się do niego przodem, a płomienie buchnęły mi w twarzy. Ktoś złapał mnie za ramiona i odciągnął od ognia.

- Remi! - wydarłam się.

- Jestem, idę. - Usłyszałam cichy głos.

Wyrwałam się z objęć i rzuciłam się w ogień. Złapałam rękę Remiego i pociągnęłam poza obszar rażenia.

- Weźcie go - rzuciłam do chłopaków, patrząc błagalnie na Alexa.

- A co z tobą? - spytał.

- Muszę ratować konie!

Nie czekałam na odpowiedź, tylko rzuciłam się do boksu konia, którym miałam się dzisiaj zająć. Otworzyłam go, a on zadziałał instynktownie i rzucił się do ucieczki. Postąpiłam tak samo z kilkoma innymi boksami, gdy kątem oka dostrzegłam, że Alex robi to samo po drugiej stronie korytarza. Szybko dokończyłam otwieranie klatek, ratując konie, które miały jeszcze szansę na przeżycie. Później spojrzałam w ogień i zaczęłam kasłać przed dym, którego nawdychałam się o wiele więcej, niż mogłam.

Kaszel zmusił mnie do ukucnięcia, a moje płuca wydawały mi się zbyt małe, by tlen mógł się w nich pomieścić. Dym zajmował ich zbyt znaczącą część.

Upadłam na ziemię, gdyż nie miałam już siły nawet na kucanie. Mój organizm walczył o każdy wdech. Czułam, że umieram. Czułam, że nie dam rady wstać i biec, by uciec.

I wtedy poczułam czyiś dotyk.

- Lui - cichy szept - tylko mi tu nie umieraj...

Później nastała ciemność.





Jest bardzo ze mną źle, prawda?
Czekam na teorie spiskowe ^^
Komentarz? Gwiazdeczka? Dziękuję **
~R

CrushyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz