>Koniec< {23}

1.7K 75 13
                                    

Zrobiłaś to. Wróciłaś do niego. Wróciłaś do Malfoy'a... I byłaś z tego dumna. Miałaś nadzieję, że chociaż teraz będziecie razem szczęśliwi, że nie będzie więcej sprzeczek, ran, łez i bólu. Zmierzałaś w nieznanym ci kierunku, bez żadnego konkretnego celu. Tak po prostu. Jak gdyby nigdy nic. Szłaś przed siebie, bez żadnych obaw. Nie patrząc do tyłu, pierwszy raz od bardzo dawna. Czułaś się wolna. Wolna i szczęśliwa. Nie przeszkadzały ci nawet twoje rany. One nie miały znaczenia. Ich siła, wobec nieznanej ci zbyt dobrze siły, eksplodującej w twoim wnętrzu, kompletnie blakła, a może i nawet gasła. Nie czułaś żadnego smutku. Żadnej troski. Żadnego ograniczenia. Tylko jedno uczucie, może dwa... Mowa o miłości. I radości. Lecz czyż oba te uczucia, nie są praktycznie tym samym? Bynajmniej w tej sytuacji. Motyle latały w twoim brzuchu jak oszalałe. Serce waliło jak po dobrym horrorze, obejrzanym dodatkowo w nawiedzonym domu bez żadnego światła, nawet świec, w obecności duchów, klaunów, pająków i demonów. Tak, to było coś porównywalnie podobnego. Zastanawiałaś się jak długo potwa ta beztroska. Dzień? Tydzień? Godzinę? A może już się kończy...? Nieważne. Nie miało to znaczenia. Ważne, że w końcu po raz pierwszy od tak długiego czasu byłaś szczęśliwa. I tylko to się liczyło.

*Draco pov.*
Szedłem spokojnie korytarzem, zmierzając w stronę pokoju życzeń, w którym chciałem się spotkać z [T.I.], i który chciałem przygotować na to właśnie spotkanie, kiedy usłyszałem huk. Potem kolejny. Zaniepokojony odwróciłem się, a ściana będąca przede mną dosłownie wybuchła. Stałem jak wryty, nie miałem pojęcia co robić. Spośród pyłu i 'resztek' ściany wybiegł Zabini. Jego oczy wyrażały przerażenie, a usta wygięły się w grymasie bólu, po bliskim spotkaniu jego ramienia z fragmentem wybuchającej ściany. Podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię.

-Musimy uciekać, Smoku. Szybko!

-Stary, co się dzieje?

-Później, chodź! - szarpnął mnie za rękę, więc chcąc nie chcąc musiałem za nim biec.

Skierowaliśmy się do lochów, dalej do tajnego pomieszczenia, które znaleźliśmy już na pierwszym roku nauki, o którym prawdopodobnie wiedzieliśmy tylko my.

-Czy teraz możesz mi wyjaśnić, co do jasnej cholery się tutaj dzieje?! - zacząłem spokojnie, jednak spokój zamienił się w krzyk.

-Ja... Śmierciożercy. Są tutaj. Chcą zniszczyć szkołę. Chcą nas zabić...

-Czekaj... Co? Jacy Śmierciożercy, co ty pierdzielisz?!

-Wdarli się do Hogwartu, nikt ich nie zauważył. Zaczęła się wojna.

-Gdzie jest [T.I.]? Muszę ją znaleźć, jak najszybciej.

-Stary, siedź tu. Nie ryzykuj. Jeśli wyjdziesz, złapią cię od razu.

-Czy ty nic nie rozumiesz? Jej się nic nie może stać! Nie darowałbym sobie tego. Ja ją kocham...

Wybiegłem z pomieszczenia, nie czekając na reakcję przyjaciela. Zobaczyłem Śmierciożerców, więc ukryłem się za ścianą. Kiedy odeszli, niszcząc po drodze wszystko, co spotkali, ruszyłem dalej. Szukałem jej wszędzie, ale nic. Zamek powoli zamieniał się w ruinę... O ile już nią nie był. Postanowiłem udać się do Wielkiej Sali, mijając po drodze walczących uczniów i odbijając kilkanaście, a może i nawet kilkadziesiąt, zaklęć niewybaczalnych lecących w moją stronę. Myślałem, że to sen. Próbowałem się obudzić. Ale niestety, nie tym razem. Teraz, była to przytłaczająca rzeczywistość, która dla wielu mogła się szybko skończyć.

*Normalna pov.*
Huki dobiegające zza ścian szybko wyrwały cię z zamyślenia. Wystarczyła chwila, żebyś wiedziała co się dzieje. Rzuciłaś się w pogoń za swoją intuicją, by znaleźć Draco. Nie miałaś pojęcia, gdzie on może być, jednak biegłaś przed siebie. Coś podpowiadało ci, żebyś poszła do Wielkiej Sali, i tak też zrobiłaś. Wbiegając do środka zobaczyłaś masę ludzi. Walczących, rannych, a nawet martwych. Spojrzałaś w lewo i zobaczyłaś go. Stał tam. A w zasadzie wyglądał jakby kogoś szukał. Może ciebie? Podeszłaś do niego jak najszybciej, tworząc przy tym barierę ochronną z zaklęć.

-Draco, tu jesteś!

Chłopak odwrócił się, jednak nie mogłaś już nic zrobić. Poczułaś niemiłosierny ból, jakby rozrywanie od środka. Usłyszałaś złośliwy śmiech za plecami. Bolało tak bardzo...

*Draco pov.*
Pobiegłem za swoją intuicją do Wielkiej Sali. Usłyszałem wołanie, to była ona. Chciałem do niej podejść. Pocałować ją. Powiedzieć, że przy mnie będzie bezpieczna. W jednej chwili [T.I.] padła na ziemię. Zobaczyłem Śmierciożercę, który rzucił na nią to pieprzone Crucio.

-Expelliarmus! - krzyknąłem kierując różdżkę w jego stronę, a jego różdżka poleciała na ziemię.

Podbiegłem do niego szybko i pchnąłem na ziemię. Zacząłem okładać go z całej siły pięściami. Krew spływała po jego twarzy strumieniami, ale ja nie przestawałem. Mężczyzna przestał się ruszać. Sprawdziłem jego puls. Nie żył. Zabiłem go... Ale nie żałowałem, on skrzywdził moją księżniczkę. Podszedłem do niej i delikatnie wziąłem na ręce.

-Bardzo boli?

-Nie, Draco. Możesz mnie postawić. Wszystko jest okej.

-Na pewno?

-Na sto procent.

Postawiłem ją na ziemi, a ona wyjęła różdżkę.

-Trzeba walczyć - powiedziała szeptem ze łzami w oczach.

-Trzeba walczyć... - powiedziałem równie cicho.

Nagle za nami wybuchła ściana. Przygniotła mi całą nogę. Nie mogłem się ruszyć. Kiedy pył opadł, zacząłem szukać wzrokiem [T.I.]. Połowa jej ciała uwięziona była pod gruzami. Na szczęście dziewczyna żyła. Chciałem uwolnić się jak najszybciej, żeby jej pomóc. Zanim jednak to zrobiłem, podszedł do niej Śmierciożerca. A w zasadzie Śmierciożerczyni.

-Zostaw ją! - krzyknąłem próbując dosięgnąć różdżki oddalonej ode mnie o 3 metry.

Niestety... Kobieta celując centralnie w moją dziewczynę, zabiła ją... Zielony promień ugodził ją w zakrwawioną klatkę piersiową, a w zasdzie jej część, nieuwięzioną pod gruzami. Krzyknąłem na całe gardło, a łzy na mojej twarzy zmieszały się z brudem z pyłu. Wreszcie uwolniłem się z kamieni i podbiegłem do różdżki. Rzuciłem Crucio na kobietę, która padła na ziemię z krzykiem. Chęć zemsty i ból po stracie miłości sprawiły, że torturowałem ją najdłużej, jak tylko mogłem. Kiedy skończyłem, z mojej różdżki popłynął zielony blask, trafiając w samo serce kobiety. Zabiłem ją i byłem z tego cholernie dumny... Odchodząc, kopnąłem ją z całej siły w brzuch. Podszedłem powoli w stronę [T.I.] i wziąłem ją w ramiona. Płacząc, załamującym się głosem zacząłem mówić.

-Przepraszam, że jestem taki beznadziejny. Że nie zdążyłem ci pomóc. Przepraszam... Za wszystko. Mam nadzieję, że mi wybaczysz... Ale nie martw się, nie będziesz musiała tęsknić. Już wkrótce się spotkamy. Obiecuję... - szeptałem gładząc ją po policzku.

Pocałowałem ją ostatni raz, najdelikatniej i najdłużej jak tylko mogłem, po czym złapałem ją za rękę i wychyliłem się do góry. To była chwila, kiedy zaklęcie uśmiercające trafiło również mnie...

Draco padł na ziemię, trzymając nadal rękę ukochanej. To była jego decyzja, podjęta po jego błędzie. Tak myślał. Od tamtej chwili, niewiadomo gdzie, jednak wiadomo, że połączyli się. I na zawsze będą razem...

~~~~~~~~~~~~~~
Pewnie zdziwiło was trochę zakończenie... Śmierć, a w zasadzie obie śmierci, były już dawno zaplanowane. Przepraszam, jeśli opowiadanie jest niespójne i w ogóle, ale pisałam je w nocy... Niestety, dzisiaj nie mogłam go sprawdzić, bo się uczę. Tak, tak, wiem... Nauka w wakacje, chyba się źle czuję. Nawet rodzice i babcia mi to powtarzają xD Ale chcę mieć w przyszłym roku już na starcie dobre oceny. No nieważne... Oczywiście, mogłabym sprawdzić ten rozdział później, ale przez to, że musieliście tyle czekać, nie chcę tego przedłużać.
Chciałabym wam podziękować za to, że wytrwaliście do końca. Dziękuję za wszystkie miłe słowa, za to, że jesteście. To bardzo dużo dla mnie znaczy. Dziękuję i żegnam się z wami.

~SQ12🐍💚

Hi, DracoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz