|18|

60 5 7
                                    

TROYE POV*

Myślałem, że moja śmierć będzie wyglądała zupełnie inaczej i nastąpi znacznie później. Mógłbym umrzeć ze starości, czy nawet pod kołami auta... ale nie tak. Nie przykuty jedną ręką do metalowej poręczy starego łóżka, nie zostać pożartym przez własne wnętrze z głodu i pragnienia wypicia choć jednego łyku wody.
W powietrzu unosił się zapach coś jakby stęchlizy i z przerażeniem odkryłem, że to ja. Spojrzałem ku górze, czarny jak smoła sufit, a na nim kształtowały się cienie patrzące na mnie przenikliwie. To już wynik działania halucynacji, prawda?

-Thomas, proszę zabierz mnie stąd..nie ważne gdzie wylądowałeś, nawet w piekle byłoby mi lepiej niż tu..-wyszeptałem.

Zamknąłem oczy i zacząłem wspominać swoją rodzinę, przyjaciół, moje koncerty, o jeny jak ja za nimi tęskniłem! Ale nie bardziej jak za Connorem, gdyby to nie on znalazł mnie wtedy na przystanku, myślę, że zamarzłbym lub nawet sam się poddał i zakończył swój żywot.
Jego ciepłe dłonie przytrzymujące mnie, gdy czułem, że upadam. Jego piękne zielone oczy wpatrujące się we mnie z wielką nadzieją i troską. Jego zawzięcie, gdy starałem trzymać się go na dystans.. on naprawdę mnie kocha.
Czy to nie powinno być tak, że gdy los popycha dwoje przeznaczonych sobie ludzi tak by ich drogi się skrzyżowały nic i nikt już nie powinnien stawać im na drodze?
Poczułem lekkie ukłucie w sercu i chciałem się rozpłakać, ale nie miałem już czym płakać.

-Thomas skurwielu nie każ mi cię błagać o śmierć! - wykrzyczałem ostatkiem sił.

I wtedy stało się coś dziwnego.

Najpierw poczułem ostry zapach palonego papieru. Zacząłem kaszleć i spróbować ruszyć się z miejsca, by spojrzeć czy coś przypadkiem się tu nie pali, ale nie mogłem ruszyć nawet palcem.

Po paru minutach usłyszałem czyjeś kroki za drzwiami.

Od wyjścia tego mężczyzny nie słyszałem już nikogo, więc wiedziałem, że zostawili mnie tu na pewną śmierć, a teraz słyszę kroki!

To Connor?! To musi być on!

Uniosłem głowę na tyle ile mogłem w górę i spojrzałem w kierunku drzwi.

Zadrżałem za szklanym okienkiem ktoś stał..

Chciałem już coś powiedzieć, gdy nagle usłyszałem za sobą niski głos obcego mężczyzny.

-A wiec mówisz Troye, że z chęcią udałbyś się do piekła?

Moje ciało zesztywniało. Chciałem na niego spojrzeć, ale on stał za mną, za moim łóżkiem, a raczej moim więzieniem.

-K-kim jesteś? -pisnąłem.

Mężczyzna w czarnym płaszczu i równie czarnych włosach jak smoła usiadł na skraju łóżka.
Siedział tak bym go widział, zdawał sobie sprawę, że nie mogę się ruszać, że najmniejszy ruch jest dla mnie okropnie bolesny.

Mężczyzna chwilę popatrzył przed siebie, a za chwilę w moje oczy.

Jego oczy.. one były takie nieludzkie, miały odcień ekstremalnie jasnego fioletu, zamknąłem oczy z przerażenia.

-Twoim wybawieniem, o ile się zgodzisz.

To nie dzieje się naprawdę, to halucynacje! Tak! On nie istnieje, nie ma mowy..

-To zabawne jak człowiek szybko chcę w racjonalny sposób wytłumaczyć skąd wziął się przed nim demon. I odpowiem ci, nie to nie halucynacje. -mówiąc to uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów.

Nic już nie rozumiałem. To jakiś morderca, cholera Chloe już kompletnie postradała zmysły, wynajęła na mnie zabójcę!

Wtedy mężczyzna przybliżył się do mojej twarzy i cicho westchnął.

-Owszem zabijam ludzi, ale tylko gdy dostanę zlecenie od pana ciemności, z własnej przyjemności jest to zakazane, a szkoda. Przestań wymyślać Troye. Nie mam zbyt wiele czasu by tkwić na ziemi, załatwmy tę sprawę szybko. Co ty na to? -powiedział łagodnym tonem i nagle zjawił się koło poręczy przy łóżku obserwując moją uwięziona dłoń w kajdankach.

Czułem dreszcze przechodzące po moim ciele. Byłem przerażony! Demon? To niemożliwe..on czyta mi w myślach!

-Co masz na myśli..de-demonie? -spytałem.

Usłyszałem śmiech i chłopak znów zjawił się na skraju łóżka.

-Wystarczy Jacob. Bądźmy szczerzy, jesteś odwoniony do granic możliwości, twoje serce właśnie biegnie swój ostatni maraton, jeśli tak delikatnie mogę ci to powiedzieć. A ja jestem tu by cie ocalić, a raczej złożyć ofertę nie do odrzucenia.

Gdy to mówił, mógłbym przysiąść, że poczułem ból w okolicy klatki piersiowej.

-Niech zgadnę, mam oddać ci duszę? -zacząłem obojętnym już tonem.

Ja naprawdę umierałem, wiec czy miałbym się bać tego, że ktoś tylko przyśpieszy ten nieunikniony moment?

Jacob zaczął się śmiać. Byłem zdezorientowany.

-Za dużo głupot i książek się naczytałeś. Chciałbym byś danego dnia, w danym miejscu znalazł się tuż koło mnie i pomógł mi dopełnić przysięgę. Wszystkiego dowiesz się wtedy, nie prędzej. Jeśli się zgodzisz uchronię cię przed objeciami śmierci, która zbliża się do ciebie coraz bliżej. Co ty na to? - skończył mówić i zrozumiałem, że to wszystko co ma mi do powiedzenia.

Przyglądał mi się, a ja zacząłem znikać w myślach. Chciałbym zobaczyć Connora, chciałbym znów być blisko niego. Jeśli bym umarł, myślę, że zabiłbym w nim jakaś małą część szczęścia, a tego bym sobie nie wybaczył, zrobił dla mnie tak wiele, wiec ja też muszę.

Spojrzałem jeszcze raz w oczy Jacoba, błyszczały, choć otulał nas mrok.

-Zgadzam się.

Jacob pochylił się nademną i dotknął mojej dłoni, lekko zapiekła.

I wtedy przepadałem w otchłań, zemdlałem.

------------------
Wyszło mi coś takiego. Mam nadzieję, że spodoba się wam i zacheci do dalszego czytania. Komentarze i głosy motywują do dalszego pisania.
pozdrawiam, trxye

Two blue hearts | TronnorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz