Rozdział 18

885 115 34
                                    

Hej:) Mam dla was ważną wiadomość, więc nawet jeśli nie czytacie moich dopisków, to proszę ten przeczytajcie:) Mianowicie w dniach 17-27 lipca nie pojawi się żaden rozdział, ponieważ wyjeżdżam na obóz konny. Wiem, to długo, ale nie będę miała możliwości niczego tam napisać, dlatego też przed wyjazdem wstawię jeszcze jeden rozdział,(w sobotę, albo niedzielę) ale następny pojawi się dopiero po moim powrocie:)

Abigail POV: 

- Rzeczywiście, nie dziwię się twojej mamie, iż myślała, że coś jest nie tak.- Uśmiechnęłam się.- Ale przynajmniej twój tata miał potem spokój i nie był dręczony myślą, że ma spaczone plemniki.- Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Tak, to prawda. Do dzisiaj wypomina to mamie.- Wróciliśmy to jedzenia. Tym razem nałożyłam sobie trochę jajecznicy z chlebem. 

- Czy twoi braci i siostry też są strażnikami?- Spytałam po chwili ciszy.

- Nie wszyscy. Z całego rodzeństwa tylko ja i Lucas nimi jesteśmy. Nawet się z tego cieszę, ponieważ nie wyobrażam sobie, żeby Sophia i Emma wyruszały na misję, za bardzo bym się o nie bał. Od kiedy się urodziły, stały się naszym oczkiem w głowie. Teraz kiedy są dorosłe, denerwują się na nas, ale my i tak się o nie martwimy, wiesz, starsi bracia z reguły tacy są.- Taa...szkoda tylko, że mój zamiast mnie chronić, to chciał mnie zabić.- Przepraszam, nie chciałem cię zasmucić, wiem, że Aleks...on jest...ugh...po prostu inny, ale mimo, że może ty tego nie widzisz, to od kiedy cię spotkał, martwił się o ciebie, na swój pokręcony sposób, ale to zawsze coś. 

- Ciężko mi w to uwierzyć, Matt. Od początku zachowywał się jak dupek, wywyższał się i...dopiero kiedy groziła mu śmierć, wyznał mi prawdę. Poza tym on mnie nienawidzi, wiem to, nigdy nie będziemy dla siebie prawdziwym rodzeństwem.- Westchnęłam, wstając od stołu. W oczach pojawiły mi się niechciane łzy. Nie powinnam płakać, zwłaszcza przez tego dupka, ale...żal mi, że kiedy znalazłam kogoś kto należy do mojej rodziny, staje się jednocześnie osobą, której nie chce znać. Zaledwie trzy dni temu, nie miałam pojęcia co jest przyczyną moich dziwnych"ataków". Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, co się ze mną dzieję, znaleźć kogoś kto jest taki sam jak ja. Moje marzenie się spełniło, ale nie przyniosło oczekiwanej ulgi, wręcz przeciwnie, pogorszyło całą sprawę. Wytarłam szybko łzy, które zaczęły spływać mi po policzkach. Nie chciałam, żeby Matt widział mnie w takim stanie. 

Po chwili poczułam męskie ramiona obejmujące mnie w tali, ponownie poczułam to dziwne ssanie w żołądku, o co z tym chodzi, przecież przed chwilą zjadłam śniadanie.

- Nie płacz, przepraszam, nie chciałem cię zasmucić. Proszę, nie płacz już.- Odwrócił mnie w swoją stronę, po czym delikatnie starł kciukiem łzę, która spływała mi po policzku. 

- Nic się nie stało, to ja przepraszam, za bardzo dramatyzuję.- Wtuliłam się w jego tors, czując przyjemnie ciepło. Powoli zaczęłam się uspokajać, a jak zaczął mnie głaskać po włosach to już całkowicie odpłynęłam. Mogłabym tak stać w jego objęciach w nieskończoność, gdyby nie trzask drzwi, który oznajmił, że ktoś wszedł do mieszkania. Odsunęliśmy się od siebie, patrząc na pijanego Aleksa, który ledwo idąc, wtoczył się do pokoju, spojrzał na nas nieobecnym wzrokiem, po czym runął bezwładnie na podłogę.

Wiem, że chcielibyście dłuższy rozdział, ale musiałam skończyć w tym momencie XD. Obiecuję, że następny będzie dłuższy:) 

Kończymy maraton:( Dziękuję, że tak chętnie komentowaliście każdy rozdział:* Myślę, że jeszcze kiedyś zrobię kolejny maraton:) Miłych snów:) 


Strażniczka CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz