dwa lata wcześniej...— Nie biegnijcie zbyt blisko torów.— powtarza Alia, ale żaden z nas nie słyszy tej mądrej uwagi i nikt nie przyznaje jej słuszności.
Pasażerowie wsiadają, a my w milczeniu zajmujemy pozycje startowe. W żyłach buzuje nam czysta adrenalina.
Lokomotywa gwiżdże potężnie.
Maszynista, wypuszczając parę, inicjuje początek podróży. Zatopiony w chwili, cofam się jak kot drapieżny, przygotowujący się do skoku na ofiarę.
Następnie rozlega się potężny świst. Bieg się zaczyna.
Ruszam ile sił w nogach, a prędkość, którą osiągam zmniejsza ciężar mojego ciała. Zdaje mi się, że prawie nie dotykam ziemi.
Pociąg tymczasem jedzie z szybkością błyskawicy i zbliża się do jeziora, które niezwykle pięknie prezentuje się w swych skalistych ramach, pokrytych białą szatą. Piękna była też jego tafla, która niegdyś zajmowała znacznie większe powierzchnie. Przestrzeń wokół jeziora pokryta była rozmaitymi kwiatami.
Nie zwalniam.Chłodny, jesienny wiatr świszcze mi w uszach, a ja pozwalam mu obiec mnie całego. Wszędzie słychać szum i jęki drzew, którym łamie gałęzie.
Ignoruję piekący ból wylewający się po moich płucach i biegnę, aż zabraknie mi tchu.
Upadam dopiero, kiedy pociąg znika z naszego pola widzenia.Ronan leży kilka metrów dalej. Ma zamknięte oczy i uśmiecha się do słońca, które nieśmiało wygląda zza kurtyny chmur, niewątpliwie zwiastujących nadchodzący deszcz. Korzystam z okazji i przyglądam się mu. Pochłaniam zachłannie każdą krzywiznę jego twarzy. Bursztynowozłota czupryna połyskuje na tle żółtozielonej trawy.
— Uważam, że kiedyś obaj zrobicie sobie krzywdę.— mówi zdyszana Alia, która najwyraźniej poddała się już na samym początku i zdecydowała się do nas dotruchtać.
Zwykła narzekać na każdym kroku, że mamy za sobą lata praktyki i to dlatego nie jest w stanie nadążyć. Nigdy nie była modelką jak z żurnala, ale twierdziła, że to nie waga, a brak chęci ją spowalniają. Z czym trudno się było nie zgodzić, bo jeśli chciała to potrafiła zrobić wszystko. Do dziś pamiętam, jak pewnego dnia wspięła się na szczyt baszty w rekordowym tempie, tylko po to, aby udowodnić, że jest to możliwe, podczas kiedy mi i Ronanowi zabierało to zawsze mnóstwo czasu. Ale jako, że bieganie było wszechobecne w naszym życiu (a było to bardzo przyjemne uzależnienie), zawsze proponowaliśmy, żeby do nas dołączyła. Bowiem Alia była wszechobecna w życiu Ronana. Więc także i w moim.— Poza tym pewnego dnia ktoś was przyłapie i będziecie musieli się tłumaczyć królowi.— oznajmia, a ja z pokorą przełykam ślinę irytacji i staram się wyglądać tak, jakby jej obecność nie kosztowała mnie wcale wiecznego gryzienia się w język.
— Jeśli jeszcze nikt nas nie przyłapał, nie sądzę żeby kiedykolwiek ktoś to zrobił.— mój przyjaciel wzrusza ramionami.
— Jak chcecie. Ale nie mówcie, że nie uprzedzałam.— ostrzega Alia, głosem ulokowanym gdzieś pomiędzy sopranem, a altem i całuje Ronana w lekko zarumieniony policzek.
Wszyscy milkniemy na chwilę i podziwiamy malujący się przed nami krajobraz.Pory roku przynosiły ze sobą zmianę wystroju całego wzgórza zamkowego. Najbardziej kochałem jesień. Wcale nie za sprawą przebarwiających się liści. Bowiem wbrew powszechnym opiniom jesiennych kwiatów jest bardzo wiele. Miododajne wrzosy w odcieniach zgaszonego fioletu stanowią wspomnienie lata. Pięknym akcentem końca sezonu są wielobarwne chryzantemy. Jedne intensywnie żółte, a inne bardzo jasnoczerwone. Zapowiedzią zimy są wiśniowe dalie, które niczym nie ustępują kwiatom letnim i wiosennym.
Bzy, kwitnące tego roku nieprzerwanie od maja, były jego ulubione. Podobnie jak on, ożywiały każdy ogród swoją obecnością. Krzewy bzu zachwycały go swoimi pachnącymi kwiatami. Miały barwy od białej przez różne odcienie różu do niebieskofioletowej. Mówił, że kocha jego zapach i wykąpałby się w bzie, gdyby miał później zachować jego aromat. Zamiast tego zostawiał za sobą zapach tego, czym ostatnio zajmował się w kuchni. Czasem towarzyszyła mu ostra woń przypraw, innym razem cynamonu i wanilii.Alia rzuca w moją stronę papierową torebkę moich ulubionych ciasteczek korzennych.
— Zrobiłam ich dzisiaj trochę za dużo, więc pomyślałam, że wezmę dla ciebie.— oznajmia, ale wiem, że upiekła je specjalnie dla mnie.
Bo była uosobieniem anioła. Miała dobre, acz naiwne serce i ręce gotowe do pracy. Stanowiła dla Ronana definicję szczęścia. I dlatego na jej widok, z każdego zakamarku mojego umysłu sączy się zazdrość. Czuję, jak wypełnia mnie powoli całego i kiedy dociera do głowy wylewa się oczami. Kropla po kropli, spływa po moich policzkach i kapie na ziemię.— Dziękuję.— udaje mi się wykrztusić.
— Teraz jeszcze dziękujesz, a za dwa lata nawet i to się zmieni.— wzdycha, opierając głowę na ramieniu Ronana.
Często zastanawialiśmy się nad tym, co będzie po mojej koronacji. Wydawała się jednak wydarzeniem tak odległym, że nie warto nim było sobie zawracać głowy.— Tylko tyran nie podziękowałby za takie smakołyki, Alio.— stwierdzam po chwili.— A w moich planach zdecydowanie nie znajduje się zamienianie w jednego z nich.
— Wystarczy, jak nie zmienisz się w swojego ojca.— wtrąca milczący dotąd Ronan.
Czuję, jak jego słowa przebijają się przez skórę i sprawiają, że moja klatka piersiowa staję się cięższa niż zazwyczaj.
— Spokojnie, nie mam zamiaru przemieniać się w żadne spragnione krwi monstrum, więc jesteście bezpieczni.—zapewniam, po czym zapada cisza.
I nawet ona ma teraz inny wymiar.a myśli w mojej głowie ustać nie mogą.
______________
Wciąż się uczę pisania tutaj.
Wciąż uczę się pisania w ogóle.
Nie oczekuję od siebie zbyt wiele.
Oczekiwania są przereklamowane.
Miłej reszty dnia życzę!xx flosnovis
CZYTASZ
kwiaty zamkowe.
Teen Fiction(skoro pismo jest formaliną dla myśli, postanowiłam je tutaj spisać) Odkąd pamiętał miał być wszystkim, tylko nie sobą. Stać prosto i uśmiechać się do kamer. Odpowiadać zgodnie z tym, co nakazał ojciec. A teraz - odpowiednim kandydatem do przejęci...