Rozdział 10

21 2 9
                                    

advenæ.

Karmiłem się nadzieją, że wszystko się dzisiaj zmieni.
Wymiotowałem żalem, wywołanym na sam dźwięk tej myśli.
I dławiłem się obawą, że jednak będzie to prawda.

Siedzę sam w mojej komnacie, od niechcenia przeglądając jakąś książkę po łacinie. Z tłumaczeniem radzę sobie zdecydowanie lepiej, niż kiedy byłem dzieckiem. Wtedy nie dostrzegałem jeszcze powodów, dla których powinienem się uczyć martwych języków i wydawało mi się to kompletnym absurdem. Szczególnie łaciny, pełnej wyjątków i zasad, nie do końca jasnych i logicznie sformułowanych. Howard zawsze mówił zbyt szybko i czasami ledwo oddzielał jedno słowo od drugiego, w związku z czym niezwykle trudno mi go było zrozumieć.

Łacina ma mnóstwo skomplikowanych zasad gramatycznych. Odmiana przeróżnych wyrazów przyprawiała mnie zawsze o ból głowy. W kolejnych latach okazało się jednak, że te podstawy pozwalają mi sprawniej poruszać się w naszej kulturze. Znając pewną liczbę słów, potrafiłem mniej więcej odczytać znaczenie inskrypcji znajdujących się na dawnych (niekiedy też nowszych) płytach pamiątkowych, pomnikach czy malowidłach.
Co więcej, zorientowałem się, jak często używa się łaciny również w naszym języku. Jest wiele zwrotów łacińskich, które po prostu cytujemy, gdyż tak się do nich przyzwyczailiśmy lub po prostu wyrażają więcej niż nasze słowa.

Nagle ktoś staje w drzwiach. Podnoszę głowę i widzę, że to mama. Zasadniczo, kogo ja się spodziewałem? Wszyscy byli zbyt zagubieni w ferworze przygotowań do przyjęcia mojej przyszłej małżonki, żeby się mną zajmować i taki układ nie ukrywam bardzo mi odpowiadał.

— Ciekawy dobór piżamy, synu.— powiedziała, omiatając mnie spojrzeniem.
Zapomniałem, że wciąż mam na sobie piżamę— dość starożytną, w rysunkowe korony. Nie wydawało mi się koniecznym przebierać w wyjściowe szaty i paradować w nich przez cały poranek po zamku. Odmówiłem uczestnictwa w śniadaniu, co wzbudziło dezaprobatę ojca, ale wytłumaczyłem się przygotowaniami na spotkanie z księżniczką i kwaśna mina niemal od razu zniknęła z jego twarzy. Miałem więc nadzieję, że nikt nie będzie fatygował się rozmowami z, wielce zaabsorbowanym przyjazdem małżonki, księciem. Szybko sprawdzam, czy przypadkiem nie mam rozpiętej koszuli.

— Ta jest stara. Mam nową w praniu.
Skinęła głową.
— Jedwabne zostawiasz na specjalne okazje?

Czerwienię się lekko. Prawda jest taka, że już dawno zdecydowałem się nie marnować ubrań, które jeszcze na mnie pasują. Nie wyrosłem z większości, które nosiłem jeszcze kilka lat temu i nie widziałem potrzeby szycia nowych, kiedy po prawie pustych ulicach miasta poruszają się z pękniętym sercem, odziani w strzępki materiałów, ludzie, wiedząc że zmierzają donikąd. Może i brakuje mi piątej klepki, ale dobrze wiem, co się dzieje poza zamkiem.
Rodzice zbyt często nie mają pieniędzy na zdobycie ubrań dla dzieci, co skutkuje tym, że w jednym domu proporcjonalnie do ilości dzieci wzrasta radość, a w drugim bieda i smutek rodziców.
Dziecko wyboru nie ma.

— Możemy porozmawiać?•pyta, uśmiechając się zagadkowo.
Z jej tonu głosu, można wyczytać, że coś się stało, a nie to, co dokładnie ją gryzie. Nie mam właściwie wyboru i wiem, że w tej sytuacji zamknięcie jej drzwi przed nosem byłoby wysoce niestosowne. I groźne. Nie chcę przecież pokłócić się z moim, prawdopodobnie jedynym sojusznikiem.
— Wygląda na to, że chyba musimy.— mówię więc i przesuwam się wgłąb łóżka, żeby zrobić jej miejsce.

Całkowicie to ignoruje i siada na krześle przy biurku, wcześniej poprawiając suknie, w celu uniknięcia zagnieceń. Jej garderobiane nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Samo spojrzenie na suknię zapiera dech w piersi i jestem pewien, że nie pozostanie niezauważona przez reporterów i dziennikarzy. Jasnoniebieska suknia z długim trenem, ozdobiona dużymi kwiatami, gwiazdą dzisiejszego przyjęcia brytyjskiej księżniczki! będą głosić nagłówki gazet. Nie dziwię się- jest spektakularna.

kwiaty zamkowe.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz