cztery lata wcześniej...
Kołyszę się lekko na piętach, bo nie chce tu być. Przeklinam w duchu, że zgodziłem się na kolejne wyjście, na które nie miałem wcale ochoty. Mogę jednoznacznie stwierdzić, że nie podoba mi się tutaj. ɐqopod ǝıu ǝıs ıɯ ǝʞzɔǝzsoɹʇ ıuɐ
— Hej, ty tam. Za godzinę wyłączamy światła. — widzę dziewczynę, która pełna satysfakcji, całkiem nieświadoma z kim rozmawia, pełni funkcję kierownika tej części cyrku.
— Czekam na przyjaciela.— informuję, a na samo jego wspomnienie czuję gorzkość na języku. ileż można czekać? przydałby mi się teraz zegarek, przynajmniej mógłbym określić ile minut minęło odkąd stanąłem w tym miejscu i sprzeciwiłem się dalszej drodze. założyłem bowiem, że Ronan wróci niedługo i zabierze mnie do wyjścia, skąd spokojnie wrócimy do zamku, och jak bardzo się myliłem.— Zaraz pójdę.Dziewczyna jest jedną z tych osób, po których można się spodziewać, że gdy dorosną, zrobią majątek. Nie było w niej niczego wyjątkowego, ale wydawała się mieć na wszystko plan. Włosy miała związane w kucyk i pewnie krążyły plotki, że wynalazła nowy język komputerowy, chociaż to nieprawda. Znalazła wakacyjną pracę, żeby czymś się zająć i usatysfakcjonować rodziców, gdyż nie była najlepszą uczennicą w klasie, ale była dość bystra. Wystarczająco bystra.
Osłania oczy dłonią i mruży je, wbijając wzrok w korytarz przede mną, jakby spoglądała w morze. Potem zaczyna wchodzić po schodkach biegnących po środku. Gdy jest już dość blisko, omiata mnie spojrzeniem i zatrzymuje wzrok na moich oczach.— Młodszy brat księżniczki, jak sądzę?— uśmiecha się i kiwa głową, jakby udało jej się właśnie rozwiązać jakąś zagadkę. Chce uścisnąć mi dłoń, ale zanim to robi, z prawej strony pojawia się Ronan. Staje w miejscu i przesuwa wzrokiem po nas obojgu.
— Idziesz czy nie?— woła, kierując się w stronę wyjścia.
— Tak, idę!— krzyczę. Żegnam się z dziewczyną, a potem podbiegam, by dogonić przyjaciela. Parł przed siebie w takim tempie, że przez całą drogę zostaję kilka kroków w tyle.
— Dokąd tak się spieszysz?!— pytam, gdy znika za zakrętem kolejnego, wielobarwnego namiotu.Nie mam pojęcia dlaczego tak pędzi. Rzucam się w kierunku wspomnianego namiotu, jakbym naprawdę się spieszył, ale gdy tylko znajduję się za nim— nie ma tam żywej duszy. Zwalniam. świetnie, znowu zostałeś sam. Decyduję się wślizgnąć za wejście i stoję tam, obserwując, a potem wychodzę na zewnątrz i idę do sąsiadującego z nim, bliźniaczego namiotu.
Jestem w stanie przeszukać cały ten cyrk, żeby tylko znaleźć mojego przyjaciela, a w drodze powrotnej zaserwować mu całą listę argumentów, dla których już nigdy nigdzie z nim nie pójdę, jeśli będzie mnie zostawiał za każdym razem.Ponownie żałuję, że nie mam zegarka. Gdy się go ma, czas przypomina wodę w basenie. Ma krawędzie i boki. Bez zegarka, czas jest jak ocean. Rozlewający się i olbrzymi. Nie mam go, więc muszę się domyślać, jak długo tkwię obok namiotu, którego zapach drażni moje drogi oddechowe.
Zostały dwa.
Nie wiem do końca, co zrobię jeśli i tam go nie znajdę. Najpewniej będę musiał wracać do domu sam. Doskonale, tak właśnie planowałem ten wieczór.Idę korytarzem wyłożonym kartami: rzędami trefli i pików. Popadam w zachwyt. Zrobione również z kart latarnie wiszą nade mną i kołyszą się łagodnie, gdy je mijam. Drzwi na końcu korytarza prowadzą do krętych, żelaznych schodów.
Schody prowadzą w górę i na dół. Idę do góry, w suficie natrafiam na przejście. Wchodzę przez nie do pokoju pełnego opadającego pierza. Kiedy przemierzam komnatę, pióra spadają jak płatki śniegu na klapę w podłodze, zupełnie ją zasłaniając.
W pokoju jest sześcioro identycznych drzwi. Otwieram jedne z nich na chybił trafił, kilka piór podąża za mną. Po wejściu do kolejnego pokoju czuję zapach sosny. Znajduję się w lesie wiecznie zielonych drzew. Tylko, że drzewa te nią są zielone, lecz jaskrawobiałe, lśnią otulone mrokiem. Trudno się między nimi idzie. Jak tylko ruszam, ściany nikną w ciemności, za gałęziami.
Nieopodal słychać chłopięcy śmiech, a może to tylko szelest liści. Przedzieram się naprzód, ku kolejnym drzwiom, ku kolejnemu pomieszczeniu. Na karku czuje ciepło czyjegoś oddechu i gdy tylko się odwracam, spotykam spojrzenie szaroniebieskich oczu.
CZYTASZ
kwiaty zamkowe.
Teen Fiction(skoro pismo jest formaliną dla myśli, postanowiłam je tutaj spisać) Odkąd pamiętał miał być wszystkim, tylko nie sobą. Stać prosto i uśmiechać się do kamer. Odpowiadać zgodnie z tym, co nakazał ojciec. A teraz - odpowiednim kandydatem do przejęci...