Chciałbym kiedyś na ulicy spotkać siebie.
i zobaczyć kim jestem,
jak widzą mnie inni
i gdzie idę.Tymczasem otacza mnie rzadka mgła; nie będę się jednak w niej krył. Wstaję więc wolno, czując sztywność pomiędzy żebrami. Nie potrafię sobie przypomnieć, co właściwie tutaj robię, więc zaczynam trzeć dłońmi oczy, żeby otrzeźwieć do reszty.
Podchodzę chwiejnym krokiem do okrągłego stołu i stukam w niego palcami. Zwykły, drewniany stół, stojący na placu pełnym ludzi. Ludzi bez twarzy. Spojrzenia skierowane w ziemię i brak żadnej ekspresji na nieistniejących twarzach. Gdzie jesteś, Ronan? pytam sam siebie.W późnopaździernikowym, porannym słońcu jest parno i gorąco jak przed burzą z piorunami, a powietrza nie rusza nawet najmniejszy powiew. Nie mam jednak pewności, czy rzeczywiście jest październik. albo czy jest poranek. Tak właściwie to mogła być każda pora roku i dnia, gdyż niebo, jak pod pryzmatem, zagina się i w zależności od kąta, z którego się je obserwuje zmienia odcień z ciemnogranatowego wskazującego na noc, aż do szarobłękitnego — odpowiadającemu wschodowi słońca. Jest to dość niespotykane zjawisko, co sprawia, że czuję się nieswojo.
Zatyka mnie jeszcze bardziej w sekundę później, kiedy dostrzegam bryłkowatą, monochromatyczną postać kłusującą w moją stronę, w apatycznym pośpiechu po łukowato wygiętych, szerokich, żółtych, kamiennych schodach z wielkiego, zrujnowanego budynku o strzelistych ścianach z ciemnego marmuru i okrągłej podłodze z popękanych, brudnych kafelków. Uświadamiam sobie, że znajduję się na dziedzińcu zamkowym, w którym spędziłem przecież większość mojego życia (jak mogłem nie rozpoznać go od razu? pukam się w czoło), a także, że postać, która się do mnie zbliża jest jedyną, która ma twarz. Rozpoznaję ją, bo kiedyś już się widzieliśmy. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wygląda znajomo. Nie wiem tylko, jak ma na imię.
Unoszę się.
wysoko,
wysoko,
wysoko nad wzgórzami.
wysoko w wieżach zamkowych wytyczam dłonią kierunek wiatru i liczę chmury.
Nade mną słońce razi mnie w oczy. Przysłaniam je dłońmi, bo jest zdecydowanie zbyt jasne. Bliskie i dalekie jednocześnie.
słyszę głos, ale co powiedział? przypomnij sobie.
Staram się, jak mogę. Przedtem nigdy nie starałem się otrząsnąć z zamroczenia.
— Z kompletem specjalistów i pielęgniarek czuwających po jednej stronie łóżka przez dwadzieścia cztery godziny na wypadek, gdyby coś zaczęło nawalać i z jednym co najmniej chirurgiem z drugiej strony.
Kto to powiedział? I dlaczego po łacinie? Czy tutaj wszyscy mówią po łacinie? Przecież ja nie mówię po łacinie.
jakbym niejasno coś sobie przypomniał:
białe kółko... to przecież lampa na suficie, a nie słońce. To ją wciąż widzę, bo tu gdzie jestem nie świeci słońce nie pamiętasz, Ronanie?
Jestem niby na krawędzi snu w zamglonym, pogmatwanym niewyraźnym świecie;
w strefie pomiędzy światłem, a ciemnością.
snem i jawą.
życiem i śmiercią.— Śmierć.— przedstawia się kobieta, kłaniając się leniwie.
Unoszę brwi ze zdziwienia i spoglądam na nią z pełnym rezerwy niedowierzaniem. Przedstawiając się, wstąpiłbym na niepewny grunt, więc rezygnuje z tego pomysłu, a zrobiwszy to rosnę we własnych oczach, gdyż uważam, że podjąłem bardzo mądrą decyzję.
— Wiem doskonale jak masz na imię, Ronanie.— z piersi wyrywa się jej potężne westchnienie— Nie kłopocz się grzecznościami. Przecież już się raz spotkaliśmy, czyż nie?
przeklinam w myślach, czyżby ona w nich czytała? i co ja właściwie tutaj robię?Kobieta trzyma w ręce prosty, czarny parasol. Choć nie zapowiada się na deszcz.
On jednak, podobnie jak łzy, spada zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, toteż nie dziwi mnie, że ciemna chmura przygnana przez wiatr powoli przykrywa niebo. centymetr po centymetrze. co to za dziwne miejsce?
Ludzie rozpierzchają się wolno po dziedzińcu. Zaczynają się rozpływać leniwie jak śmieci w wodzie. W milczeniu rozchodzą się ze smutnie zwieszonymi głowami, tworząc wyraźnie ostracyzowaną grupkę, w której każdy trzyma się z dala od drugiego. Jeden poleciał tam, drugi śmignął siam.
CZYTASZ
kwiaty zamkowe.
Novela Juvenil(skoro pismo jest formaliną dla myśli, postanowiłam je tutaj spisać) Odkąd pamiętał miał być wszystkim, tylko nie sobą. Stać prosto i uśmiechać się do kamer. Odpowiadać zgodnie z tym, co nakazał ojciec. A teraz - odpowiednim kandydatem do przejęci...