Rozdział 6

30 4 4
                                    

raeda.

   Pojazd, jakim przyszło nam odbyć pożegnalny przejazd po mieście okazał się reprezentacyjnym powozem, który przypominał te z XIX wieku. Obecnie służył tylko do treningu koni, z siedzeniem powożącego wysuniętym do przodu, co ułatwiało kontakt ze zwierzętami podczas ćwiczeń.

   Pozostałe środki transportu nie przypadły jednak naszemu ojcu do gustu i stwierdził, że cała rodzina ma się pomieścić właśnie w tym. Wszyscy albo bali się zaproponować wygodniejszy powóz, albo byli już na tyle zmęczeni kłótniami z ojcem, że nie dbali o to i dla świętego spokoju postanowili przecierpieć nadchodzące godziny zamknięci wraz z nim tutaj.
Siedzenia umiejscowione były plecami do siebie, dzięki czemu mogłem uniknąć bezpośredniego kontaktu z rodzicami.
   Z o j c e m.
   Komiczne jest, jak bardzo irytuje go moja obecność. To jaki ton i wyraz twarzy towarzyszy mu przy każdym spotkaniu ze mną. Czuję się zaszczycony, że mimo iż nic dla niego nie znaczę, nadal mam tak silny wpływ na jego samopoczucie.

   — Jesteście pewni, że muszę tam jechać z wami?— kieruję pytanie do mojego rodzeństwa, a w moim głosie pobrzmiewa ton dziecięcej nadziei. Oboje spoglądają najpierw na siebie, a później na mnie.
Nie odpowiadają.
Nie muszą.

   Wiedziałem doskonale, że dzisiejsza przejażdżka miała stanowić o wiele więcej niż rozrywkę— oficjalne pożegnanie mojej siostry ze swoimi poddanymi. I choć nienawidziłem określenia poddany, tym właśnie byli. Całkowicie uzależnieni od systemu, który nimi kierował i nakreślał przyszłość.
Podatki.
Przepisy.
Rząd.

   I to właśnie oni najgłośniej krzyczeli o wolności.
   Która to, zdaniem mojego ojca— nie zdałaby egzaminu w obecnych czasach.
   Nie byli jednak głupi i potrafili odróżnić obietnice wyborcze od realnych możliwości. Postawili wolność na piedestale, ale była nieosiągalna i zdawali sobie z tego sprawę. Mimo wszystko woleli walczyć, niż czekać aż przyjdzie koniec.

   Podziwiam wzgórze zamkowe przez lśniącą, kuloodporną szybę. Bezpieczeństwo króla, jego rodziny i przed wszystkim— jego następcy, było przecież priorytetem. Lista wyposażenia powozu, w którym się znajdowaliśmy aż roiła się od nazw różnych systemów i urządzeń, o których nie miałem pojęcia.

   Początkowo wjechaliśmy w ukwiecone dzielnice najzamożniejszych mieszkańców, których najczęściej stanowili powiernicy mojego ojca. Przywitały nas głośne wiwaty i płatki róż odbijające się zarówno od szyb, jak i od kopyt koni. Matki trzymały małe dzieci w ramionach i opowiadały im o mijających ich monarchach— dobrych władcach, nagradzających za współpracę z królem. Udzielających im wsparcia, kiedy tego potrzebowali. Snuły opowieści o pięknej księżniczce z sercem, które miało zbyt dużo miłości dla niej samej, dlatego dzieliła się nim z innymi. I o jej dwóch mężnych braciach, którzy byli uwielbiani przez cały dwór. Pociechy wiwatowały i powiewały kolorowymi flagami z emblematem królewskim. Wianki na ich głowach opadały im na oczy, ale to zdawało się nie martwić je za bardzo.

   Dzieci nieco starsze biegały wokół powozu i próbowały prześcignąć konie, a kiedy brakowało im tchu— zatrzymywały się i machały w naszą stronę.
   Dzieci, które od najmłodszych lat karmione były propagandą i kłamstwami mojego ojca, napychającymi ich brzuchy po brzegi na tyle, że powoli robiło im się niedobrze.
   Dzieci, którym odebrano umiejętność odróżniania prawdy od kłamstwa, ażeby mogły prowadzić w przyszłości pozbawione bólu życie w luksusach.

   Mieszkanie w tej dzielnicy było prestiżem. W powietrzu unosił się zapach pieniędzy. Ceny mieszkań wahały się pomiędzy liczbami, w których było za dużo zer do zliczenia.
   Ekskluzywne kasyna i kluby nocne, w których zabawiali się najbogatsi ludzie stąpający po naszym kraju, witały nas wiecznie migającymi światełkami przyciągającymi wzrok. Patrzenie na nie zbyt długo, przyprawiało mnie o pulsujący ból głowy.
   Znajdowały się tutaj hotele i kurorty, które prócz idealnych warunków do spędzania w nich czasu i uprawiania sportów, słynęły z niezwykle wysokich cen— jeśli ktoś chciał sobie zafundować skromnej wielkości pokój, musiał przeznaczyć na to około pół miliona.

kwiaty zamkowe.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz