raeda.
Pojazd, jakim przyszło nam odbyć pożegnalny przejazd po mieście okazał się reprezentacyjnym powozem, który przypominał te z XIX wieku. Obecnie służył tylko do treningu koni, z siedzeniem powożącego wysuniętym do przodu, co ułatwiało kontakt ze zwierzętami podczas ćwiczeń.
Pozostałe środki transportu nie przypadły jednak naszemu ojcu do gustu i stwierdził, że cała rodzina ma się pomieścić właśnie w tym. Wszyscy albo bali się zaproponować wygodniejszy powóz, albo byli już na tyle zmęczeni kłótniami z ojcem, że nie dbali o to i dla świętego spokoju postanowili przecierpieć nadchodzące godziny zamknięci wraz z nim tutaj.
Siedzenia umiejscowione były plecami do siebie, dzięki czemu mogłem uniknąć bezpośredniego kontaktu z rodzicami.
Z o j c e m.
Komiczne jest, jak bardzo irytuje go moja obecność. To jaki ton i wyraz twarzy towarzyszy mu przy każdym spotkaniu ze mną. Czuję się zaszczycony, że mimo iż nic dla niego nie znaczę, nadal mam tak silny wpływ na jego samopoczucie.— Jesteście pewni, że muszę tam jechać z wami?— kieruję pytanie do mojego rodzeństwa, a w moim głosie pobrzmiewa ton dziecięcej nadziei. Oboje spoglądają najpierw na siebie, a później na mnie.
Nie odpowiadają.
Nie muszą.Wiedziałem doskonale, że dzisiejsza przejażdżka miała stanowić o wiele więcej niż rozrywkę— oficjalne pożegnanie mojej siostry ze swoimi poddanymi. I choć nienawidziłem określenia poddany, tym właśnie byli. Całkowicie uzależnieni od systemu, który nimi kierował i nakreślał przyszłość.
Podatki.
Przepisy.
Rząd.I to właśnie oni najgłośniej krzyczeli o wolności.
Która to, zdaniem mojego ojca— nie zdałaby egzaminu w obecnych czasach.
Nie byli jednak głupi i potrafili odróżnić obietnice wyborcze od realnych możliwości. Postawili wolność na piedestale, ale była nieosiągalna i zdawali sobie z tego sprawę. Mimo wszystko woleli walczyć, niż czekać aż przyjdzie koniec.Podziwiam wzgórze zamkowe przez lśniącą, kuloodporną szybę. Bezpieczeństwo króla, jego rodziny i przed wszystkim— jego następcy, było przecież priorytetem. Lista wyposażenia powozu, w którym się znajdowaliśmy aż roiła się od nazw różnych systemów i urządzeń, o których nie miałem pojęcia.
Początkowo wjechaliśmy w ukwiecone dzielnice najzamożniejszych mieszkańców, których najczęściej stanowili powiernicy mojego ojca. Przywitały nas głośne wiwaty i płatki róż odbijające się zarówno od szyb, jak i od kopyt koni. Matki trzymały małe dzieci w ramionach i opowiadały im o mijających ich monarchach— dobrych władcach, nagradzających za współpracę z królem. Udzielających im wsparcia, kiedy tego potrzebowali. Snuły opowieści o pięknej księżniczce z sercem, które miało zbyt dużo miłości dla niej samej, dlatego dzieliła się nim z innymi. I o jej dwóch mężnych braciach, którzy byli uwielbiani przez cały dwór. Pociechy wiwatowały i powiewały kolorowymi flagami z emblematem królewskim. Wianki na ich głowach opadały im na oczy, ale to zdawało się nie martwić je za bardzo.
Dzieci nieco starsze biegały wokół powozu i próbowały prześcignąć konie, a kiedy brakowało im tchu— zatrzymywały się i machały w naszą stronę.
Dzieci, które od najmłodszych lat karmione były propagandą i kłamstwami mojego ojca, napychającymi ich brzuchy po brzegi na tyle, że powoli robiło im się niedobrze.
Dzieci, którym odebrano umiejętność odróżniania prawdy od kłamstwa, ażeby mogły prowadzić w przyszłości pozbawione bólu życie w luksusach.Mieszkanie w tej dzielnicy było prestiżem. W powietrzu unosił się zapach pieniędzy. Ceny mieszkań wahały się pomiędzy liczbami, w których było za dużo zer do zliczenia.
Ekskluzywne kasyna i kluby nocne, w których zabawiali się najbogatsi ludzie stąpający po naszym kraju, witały nas wiecznie migającymi światełkami przyciągającymi wzrok. Patrzenie na nie zbyt długo, przyprawiało mnie o pulsujący ból głowy.
Znajdowały się tutaj hotele i kurorty, które prócz idealnych warunków do spędzania w nich czasu i uprawiania sportów, słynęły z niezwykle wysokich cen— jeśli ktoś chciał sobie zafundować skromnej wielkości pokój, musiał przeznaczyć na to około pół miliona.
CZYTASZ
kwiaty zamkowe.
Ficção Adolescente(skoro pismo jest formaliną dla myśli, postanowiłam je tutaj spisać) Odkąd pamiętał miał być wszystkim, tylko nie sobą. Stać prosto i uśmiechać się do kamer. Odpowiadać zgodnie z tym, co nakazał ojciec. A teraz - odpowiednim kandydatem do przejęci...