sześć lat wcześniej...
Powietrze przesiąknięte jest zapachem smutku, żalu i wylanych łez.
Ostrożnie unoszę nogę i robię kolejny krok, uważając żeby przypadkiem nie nadepnąć na jakiś okruch przeszłości. Przede mną rozciągają się kamienne ścieżki, oddzielające od siebie ustawione w równoległe pasy nagrobki. Droga lśni jasnością przez rozświetlające ją świece o najróżniejszych kolorach i kształtach, mające symbolizować pamięć o ludziach, którzy udali się na wieczny spoczynek.
Myślę o świecie, do którego bohaterowie i złoczyńcy rościli sobie prawo wcześniej.
O królach, królowych i włóczęgach.
O ich niespokojnych sylwetkach położonych w ziemi.I tutaj nie brakowało kwiatów.
W pamięć najbardziej zapadły mi chryzantemy, które na zawsze wpisały się w tradycje cmentarną naszego kraju. Przypisywana im była długowieczność i nieśmiertelność, ale obecnie stanowiły główną atrakcje w ogrodzie złudzeń.— Powiedz mi proszę, dlaczego stwierdziłeś, że szwendanie się po cmentarzu w godzinę duchów jest dobrym pomysłem?— szepce, zwracając się w stronę mojego przyjaciela.
Ronan jest dzisiaj w wyjątkowo ponurym nastroju, więc zgodziłem się uczestniczyć w tej wyprawie, mimo że plan od samego początku mi się nie podobał. Nie jestem nawet pewien, czy zostałem zaproszony. Możliwe, że sam się wprosiłem?
— Daj spokój.— przewraca oczami i mnie wyprzedza, wkładając dłoń do tylnej kieszeni spodni— Chyba się nie boisz?
W rzeczy samej boję się. Ale istnieją ważniejsze rzeczy niż strach.
— Nie.— odpowiadam więc, wiedząc doskonale, że fałsz moich słów zdolna jest usłyszeć absolutnie każda dusza, która towarzyszyła nam dzisiejszego wieczoru.
— To dobrze. Nie wolno się bać duchów.— mówi zdecydowanie, rozmasowując obolałą rękę— Dopóki ich nie sprowokujesz, nie skrzywdzą cię.Pozwalam Ronanowi oddalić się i rozejrzeć, jednocześnie zachowując bezpieczny dystans. Śledzę palcami napisy wygrawerowane na jednym z nagrobków i mam nadzieję, że nieboszczyk, albo to co z niego pozostało, mi wybaczy. Grób ten znajduje się na końcu alei, za kamieniem pełnym wgłębień i wypukłości, miejscami porośniętym siwym i brunatnym mchem. W centrum umieszczono fotografię zmarłego, który wyglądał na młodszego ode mnie. Twarz pokrytą miał rdzą zdartej skóry i wszystko wskazywało na to, że przewlekle chorował.
Przyglądam się mu i zastanawiam, czy to już ten moment, kiedy powinienem zwrócić się do sił wyższych i pomodlić się cicho, zawierzając spokój chłopca w ich rękach.Nie da się myśleć o śmierci, nie myśląc o Bogu.
Nigdy nie byłem w tym dobry. Wiedziałem co to modlitwa, ale nic poza tym. Sama idea wydawała się być bardzo wielkoduszna i podziwiałem tę, charakterystyczną dla wielu religii czynność, polegającą na wezwaniu do bóstwa. Nie jestem jednak pewien, jak moje wyrzeczenia i słowa wypowiedziane w pustą przestrzeń mają komukolwiek pomóc.
Czasami bardzo tego potrzebuję, ale nie mam siły, bo przestałem wierzyć, że to ma jakiś sens.Zawsze fascynowały mnie różne religie, jako, że według prawnych uregulowań co do przynależności do rodziny królewskiej, nie miałem prawa wyznawać żadnej z nich. Pozostawaliśmy wierni państwu, koronie i sobie nawzajem. Najwyraźniej nie było już miejsca na żadnego Boga. Owszem, zgodnie z niedawno wprowadzonymi zmianami członkowie rodziny królewskiej mogli brać ślub z wierzącymi ludźmi, jeśli jednak chcą w przyszłości zostać królem lub królową nie wolno im zmienić swojego braku wyznania.
Spoglądam przez chwilę w niebo w oczekiwaniu na jakiś znak, ale nic się nie dzieje. Oczywiście, że nic się nie dzieje. Wpatruję się prosto w fotografię chłopca, nawet na moment nie zamykając oczu i mam nadzieję, że gdziekolwiek teraz jest nie musi już walczyć z chorobami, które pozostawiły blizny na jego twarzy. Pozwalam jego rysom na zawsze utkwić w moim spojrzeniu i ruszam dalej w poszukiwaniu Ronana, którego zgubiłem pośród ukwieconych grobów.
CZYTASZ
kwiaty zamkowe.
Teen Fiction(skoro pismo jest formaliną dla myśli, postanowiłam je tutaj spisać) Odkąd pamiętał miał być wszystkim, tylko nie sobą. Stać prosto i uśmiechać się do kamer. Odpowiadać zgodnie z tym, co nakazał ojciec. A teraz - odpowiednim kandydatem do przejęci...