Rozdział 4

28 4 13
                                    

           

aemulantur toasti.

Na zamku odbyło się już wiele przyjęć, bankietów i bali, które niejednokrotnie nadwyrężały budżet królewski, co wiązało się z podniesieniem wysokości podatków. Rozmyślam, jak bardzo urodziny mojej siostry zrujnują nasz majątek i jakie szkody po sobie zostawią. Wyobraźnia pary królewskiej była bowiem wielka, a rozmach, z którym przyjęci zostali goście-ogromny. Ich niepoprawna rozrzutność była ściśle związana z chęcią jak najlepszego zaprezentowania wspaniałości gospodarzy i zamku, w którym się bawili.

Przemyślenia przerywa mi niewysoki mężczyzna palący w długiej fajce tytoń zmieszany z, jak się domyślam, esencją różaną. Wnioskuję więc, że reprezentuje Chiny, gdzie na próżno starano się zapobiec temu szerzącemu się nałogowi.

— Czy mógłby mi książę wytłumaczyć pewną anomalię?— pyta zaciągając się.
— Postaram się, w ramach możliwości oczywiście.— odpowiadam bez wahania i modlę się do wszystkich znanych mi bogów, aby nie zaczął kolejnej pogawędki politycznej. Przeszedłem dzisiaj zaledwie przez jedną i już miałem dość.
— Niech się książę obejrzy.— zatacza ręką koło— Wszyscy tutaj różnimy się od siebie, a jednak w głębi duszy pragniemy tylko świętego spokoju i bezproblemowego życia.

Zgodnie z nakazem oglądam się wokół.
Na tarasie wszyscy goście zasiedli przy małych stoliczkach z trzciny. Od czasu do czasu niektórzy sennie unoszą do ust małe kufle piwa angielskiego lub porteru, inni kieliszki likieru lub wina. Na twarzach gości maluje się już zmęczenie, jednak każdy stara się je zamaskować uprzejmym uśmiechem. Rozmowy powoli urywają się i gubią pośród szumu drzew.

— Nie rozumiem tylko co właściwie mam tłumaczyć.— stwierdzam wreszcie, bo szczerość to jedna z moich ulubionych zabaw.
— Zatem zdaje się, a mówię to z przykrością, że— mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów— nie jesteś jeszcze gotów, by zasiąść na tronie, drogi książę.
— Nigdy tego nie powiedziałem.— odpowiadam za szybko by zdążyć przeanalizować, co właściwie powiedziałem.
— Czego?
— Że jestem gotowy do przewodzenia krajem.— mam nadzieję, że lekkie drżenie moje głosu pozostanie przez niego niezauważone.
— Nikt nie jest.— wzrusza ramionami— Bo każdy chce spokojnego, szczęśliwego życia.

Jego wypowiedź zazębia się z tezą początkową i powoli zaczynam rozumieć do czego zmierza.
— Ilu ludzi, tyle metod na osiągnięcie tegoż stanu.— kontynuuje i opiera się o balustradę— Jak myślisz, jak wielu z nich się uda?
— Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich przyszło nam egzystować, pewnie nielicznym.
— Dobra odpowiedź.— kiwa głową z uznaniem— Większa część zawsze będzie ograniczana przez takich, jak my.
— Takich jak my?— powtarzam jak dziecko.
— Przez rządy i ich prawa— wylicza— Przez innych ludzi.
— Zatem śmie pan twierdzić, że przeszkodą do naszego szczęścia są inni ludzie?— podsumowuję.
— Najprawdopodobniej.

Myślę intensywnie o tym, co stanowi dla mnie szczęście. Ciasteczka korzenne Alii mogłyby być jego przykładem, ale nie definicją. Zaakceptowanie nieszczęścia. Uśmiech na twarzy Ronana. Radość w oczach Ronana. Ronan.
— Śmiem się nie zgodzić— zaczynam, ale przerywa mi nagły wzrost entuzjazmu wśród zgromadzonych i kiedy odwracam się w stronę rozmówcy zastaję tylko aromat olejku różanego.

Marszowa rytmika hymnu wybrzmiewa w moich uszach. Służył on jako tło muzyczne dla wejścia króla na salę, albo jak w tym przypadku- na taras. Nie ukrywam, że zapiera mi dech w piersi, kiedy widzę na jakie kosztowności pozwolił sobie ojciec dzisiejszego wieczoru. Jego strój składał się z długiego, sięgającego niemal do ziemi, atłasowego płaszcza w kolorze fioletowoczerwonym. Błękitna koszula, kolorystycznie dopasowana do sukni żony, zakończona była zwężającymi się do dłoni rękawami z niewielkimi mankietami. Wszystko wykończone było ozdobnym haftem w róże. Musiało mu bardzo zależeć na wywarciu odpowiedniego wrażenia na gościach, bo nie miał w zwyczaju tak się stroić.

— Jeszcze raz pragnę, tym razem osobiście, podziękować wszystkim za przybycie.— pochyla uprzejmie głowę w stronę gości, którzy niemal od razu wznoszą salwę oklasków (moim zdaniem lekka przesada, ale nikt się tutaj z moim zdaniem nie liczył)— Obchodzimy dzisiaj dwudzieste pierwsze urodziny mojej córki— objął Indię ramieniem i tylko ja wiedziałem, jak bardzo musi walczyć ze sobą, by utrzymać na twarzy uśmiech— Które niestety wiążą się również z jej opuszczeniem zamku. Będzie nam ogromnie brakować jej obecności, która rozświetlała wszystkie, monotonne dni.—płynnie posługuje się językiem kłamców— I to właśnie w jej imieniu chciałbym wznieść toast.— unosi kieliszek do góry.
Wszyscy goście zgodnie naśladują jego gest, a jeden z nich wykrzykuje śmiało:

— I za nowego króla!

Uśmiecham się niezdarnie, gdy wszystkie twarze obracają się w moją stronę. Kieliszek wędruje do moich ust. I, och, jaki jestem przerażony. Więc biorę łyk, czekam aż ciekły strach uderzy o moje podniebienie i pozostanie na moich ustach. Moje nogi powoli zapadają się w marmurową posadzkę.
Na twarzy czuję niesamowicie rześki, chłodny wiatr. Czuję jak obmywa moją głowę, wplata się we włosy.
I kiedy znika by hulać w polach, mam nadzieję, że zabrał mnie ze sobą.
Jednak, gdy otwieram oczy wciąż znajduję się w tym samym miejscu.

Niebo rozświetla pierwszy wybuch kolorowych promieni. Ze wszystkich baszt kolejno wystrzeliwano dwie tony fajerwerków, które tworzyły wielkoformatowe układy. Na niebie ukazał się deszcz gwiazd i ogon komety. Następnie można było podziwiać złotą koronę, która zniknęła w złoto-srebrnej kaskadzie rozsypujących się w krzyże kwiatów.
Złożone kompozycje świetlne zakończone zostały niczym innym, jak ciemnoczerwonymi różami.

Z tarasu można było obserwować zerkających z okien mieszkańców. Dzieci wybiegały boso na zewnątrz i śpiewały głośno, a starsi zaganiali je do wewnątrz, sami ukradkiem podziwiając widowisko.
W sercu każdego z nich pojawiła się nadzieja, że może— tylko może— wraz z nowym królem, zostanie im oddane z nawiązką wszystko to, co zostało odebrane.

tego wieczora zrozumiałem, że nie każdemu dane jest zaznać szczęśliwego życia.

_____________
Uporałam się wreszcie z tym bankietem urodzinowym.
Trochę mi to zajęło.
Polubiłam pana z fajką.
Może kiedyś jeszcze wróci.
Miłej reszty dnia życzę!

xx flosnovis

kwiaty zamkowe.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz