funem.
Czujesz wiatr, który szarpie twoimi włosami. Stoisz na skraju dachu, a jedyne co widzisz przed sobą to pusta przestrzeń i lina rozciągnięta pomiędzy tobą, a twoim celem. Jesteś sam. Wiesz doskonale, że musisz przedostać się prędko na drugą stronę, ale boisz się. oczywiście, że się boisz. Nie wiesz przecież dokąd gnasz.
Odpowiedzialność to wybór.
W jednej ręce trzymasz odwagę, a w drugiej strach. Jak utrzymać równowagę, gdy jedno cięższe jest od drugiego?Ujrzeliśmy, że wejście do głównego schronu jest zamknięte, a na łańcuchach u drzwi łomoczą ciężkie kłódy strzegące go, jakby w środku ktoś ukrył skarb.
— Jestem gwardzistą, nie klucznikiem!— wykrzykuje ten sam mężczyzna, który wyciągnął mnie chwilę temu z komnaty i kazał podążać za nim, w celu znalezienia bezpiecznego schronienia dla przyszłego władcy— Niemniej uważam jednak, że mamy co najmniej dwa inne wyjścia, więc nie musimy tracić rozumu.— kieruje słowa do mnie, ale oboje wiemy, że próbuje uspokoić głównie siebie.— Wymień choć jedno z nich, spróbuję pomóc ci je znaleźć.— proponuję, choć wiem dokładnie gdzie się udać. Chcę go po prostu uspokoić, wydaje się on bowiem ogromnie przytłoczony odpowiedzialnością za moje życie.
Gwardzista nie odpowiada mi jednak, tylko chwyta za rękę i prowadzi za sobą jak czteroletnie dziecko. Jest cały mokry od potu. Nie wiem, czy z równowagi wyprowadza mnie absurd całej sytuacji, czy jego pot na mojej skórze i całkowite pogwałcenie jakiejkolwiek przestrzeni osobistej.Kiedy stawiasz stopy na linie i odrywasz się od ziemi, czujesz niezwykłą satysfakcję. Mimo skali ryzyka, bo idziesz po linie tak śliskiej i wąskiej, oglądasz się w tył i to zaburza równowagę.
lina się kołysze
Chwiejesz się, ale po chwili bierzesz głęboki wdech i nie stąpasz już bezwiednie. Karcisz się w myślach za brak zdrowego rozsądku i podejmujesz się dalszej wędrówki.
tym razem ostrożniej.— Co z tobą do cholery? Nie boisz się?— wypluwa te słowa z taką pretensją w głosie, że mam ochotę wyciągnąć rękę i zetrzeć mu je z twarzy osobiście.
— Może powinienem.— odpowiadam przepraszająco i potrząsam głową. jestem skończonym idiotą, który nie potrafi powiedzieć nikomu tego, co trzeba.
— Nawet podczas ataku na zamek?
Nie rozumiem dlaczego zadaje mi te wszystkie, całkowicie pozbawione sensu pytania, ale może to był jego sposób na radzenie sobie ze stresem, sam nie wiem. Może chciał mnie zagaić rozmową o czymkolwiek, żebym nie miał czasu na analizę sytuacji. Jeśli taki był jego cel, to cóż, spóźnił się. Zdążyłem już oszacować w jakiej odległości od mojej komnaty, a zatem w jakiej części zamku rebelianci podrzucili ładunek wybuchowy, a daje mi to mglistą ideę tego, co i przede wszystkim kto padł ich ofiarą. Mam nadzieję, że gwardzistom uda się szybko z nimi uporać i to nie dlatego, że się boje lub przerażają mnie straty, ale ja po prostu nie chce spotkać się rano z koniecznością powiadomienia rodzin, że ich bliscy nie żyją. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.— Widocznie jestem na to za głupi.— mówię z zakłopotaniem i podskakuję, słysząc wystrzał z pistoletu, który odbija się echem w mojej głowie. Mam wrażenie, że ktoś wystrzelił go tuż obok mnie, jednak kiedy się odwracam nikogo tam nie ma. Świst kuli w powietrzu słyszałem jednak doskonale, niemalże jakbym to ja był celem, co musi oznaczać, że ktokolwiek wystrzelił kulę jest blisko. Przyspieszamy.
Robiąc krok do przodu, upewnij się, że nie jest to krok w przepaść. Nie każdy krok będzie jednak oznaczał bolesny upadek z wysokości i ta myśl dodaje ci otuchy na tyle, że boisz się trochę mniej. Nikt cię tutaj nie będzie prowadził za rękę. Nie ma asekuracji. Jesteś tylko
ty
lina
niebo
ziemia.
Stąpasz pewnie i wydaje się, że przepaść jest tak nikła, jakby nie było jej wcale. Nic bardziej mylnego. Bo wtedy właśnie spoglądasz w dół i stojąc na linie, czekasz na ostateczny wiatr, który każe ci patrzeć w przepaść. na śmierć. w zwolnionym tempie.
CZYTASZ
kwiaty zamkowe.
Novela Juvenil(skoro pismo jest formaliną dla myśli, postanowiłam je tutaj spisać) Odkąd pamiętał miał być wszystkim, tylko nie sobą. Stać prosto i uśmiechać się do kamer. Odpowiadać zgodnie z tym, co nakazał ojciec. A teraz - odpowiednim kandydatem do przejęci...