Rozdział 5

36 4 13
                                    

           

spiritum.

Sięgam po ciasteczko korzenne, przesuwając jednocześnie mojego jedynego gońca na część szachownicy należącej do Alii, tym samym pozostawiając skoczka po jego wewnętrznej stronie. Była ona moim ulubionym przeciwnikiem do gry w szachy, gdyż nigdy nie oszukiwała. W przeciwieństwie do Ronana, który nie opanował zasad poruszania się po planszy i twierdził, że nauka strategii to całkowita strata czasu.

Alia obserwowała mój ruch z nadmierną uwagą.
Grunt to koncentracja i wyostrzona czujność.
Tak zwykła mawiać.

— Nieustannie czuję się jak pionek przesuwany po szachownicy wbrew sobie.— mówię.
— Czy to aluzja do dzisiejszej konferencji?— pyta dziewczyna, unosząc głowę.
— Bardzo możliwe.— uśmiecham się smutno i spoglądam w stronę kart przygotowanych dla mnie przez mojego ojca.

Na popołudniowej konferencji zamierzałem siedzieć cicho i unikać kłopotów, od czasu do czasu wtrącając jedno, czy dwa zdania z kart ojca. Nie miałem wyboru. Musiałem mówić dokładnie to, czego ode mnie chciał. Postępowanie zgodnie z jego nakazami weszło mi w krew i nawet jeśli wylałem kilka kropel, pozostawało tam na zawsze. Znacznie łatwiej przychodziło mu w końcu manipulowanie innymi, niż kontrola nad własnymi emocjami.
Nigdy jednak otwarcie z nim nie walczyłem i nie sprzeciwiałem się, w afekcie czego jego kontrola nad moim życiem wzrastała z każdą minutą. Nie byłem podobny do Indii— łatwiejsze dla mnie zdawało się iść na kompromis, niż wyrazić własne zdanie. Ogłuszałem więc sumienie, które krytykowało wszystkie moje poczynania i z dnia na dzień coraz bardziej mnie to bolało.
Nie mogę go przecież zatrzasnąć w klatce na zawsze.

– Musisz lepiej niż oni opanować zasady gry.— komentuje Alia, nawiązując do mojej wcześniejszej wypowiedzi, jednocześnie strącając z szachownicy moją wieżę.
— Potrzebuję kogoś, kto zagra za mnie.— przesuwam królową o jedno pole w poziomie, odsłaniając najważniejszą figurę w grze.
— Nie.— mówi Ronan, wyłaniając się nagle zza Alii— Musisz znaleźć kogoś, kto zagra w parze z tobą.

Jego słowa zapiekły mnie w oczy.
Były boleśnie prawdziwe.
A wolałbym, żeby nie miał racji.

— Dzisiejsza konferencja będzie, naturalnie, podobna do partii szachów.— kontynuuje Alia— Musisz pomyśleć nad odpowiednim ruchem i nie dać się pokonać.
— Zdradź mi jednak, skąd mam wiedzieć, które posunięcie jest właściwie.— strącam po przekątnej jej gońca.
— Zwykle trzeba poczekać, aż przeciwnikowi przyjdzie do głowy jakiś pomysł i to najlepsza okazja do rozpatrzenia twojego ruchu.— dotyka opuszkami palców swojej wieży, która z łatwością mogłaby zbić mojego pionka.— Ale nie wykonuj go od razu. Być może istnieje lepsze.— kończy swoją wypowiedź dobitnie zrzucając białą królową z planszy, pozostawiając tylko jej bezbronnego małżonka.

— Twoje wskazówki są niejasne.— komentuję i unoszę ręce w geście poddania.
— Przegrywa się zawsze w następstwie błędu.— uśmiecha się, zbijając mojego króla.— Dopilnuj, abyś tym razem go nie popełnił.
— Nie wiem czego właśnie doświadczyłem, ale te wasze szachy są znacznie bardziej skomplikowane, niż mi się wydawało.— wtrąca Ronan i muska dłonią włosy Alii.

Ten drobny gest sprawia, że zazdrość napływa mi do płuc i nie chce wypłynąć.
Korzystam z okazji i przyglądam się jego palcom, które pokrywają liczne skaleczenia i blizny.
Bo jestem jak żebrzący z wyciągniętą dłonią i chwytam się każdej rzuconej okazji, aby się mu przyjrzeć.

— Williamie.— władczy głos mojego ojca odbija się echem w mojej głowie— Nie jestem pewien, czy chce poznawać powody, dla których jesteś tutaj z nimi— wskazuje na moich przyjaciół— Ale wiedz, że dobrze urodzeni nie powinni zadawać się z pospólstwem. To rodzi bezład.

kwiaty zamkowe.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz