Rozdział 10

2.3K 173 4
                                    

Praca z Banner'em w laboratorium to była czysta przyjemność. Kilka godzin wspólnej pracy zaowocowało stworzeniem odpowiedniego odczynnika. Wystarczyło sprawdzić czy to zadziała. Przy eksperymentach miałam okazje pobawić się w botanika, bo próby Extremis'u chciałam przeprowadzić na roślinach tak jak mama. Wszystko szło zgodnie z planem, przynajmniej do czasu, kiedy do laboratorium wpadł Tony.

-Hannah, czy ty musisz być taka uparta?-zapytał krzyżując ręce, gdy stanął obok mnie

-Tak.-odparłam ze złośliwym uśmieszkiem-Ale to chyba też rodzinne.

-Twoja matka nie była aż tak uparta.-burknął, a ja udałam się na drugi koniec pomieszczenia

-A w lustro czasem patrzysz?-dogryzłam geniuszowi, ale odpowiedziała mi cisza

Po chwili usłyszałam tylko trzaskające drzwi. Zostałam sama z Bruce'm i kontynuowaliśmy badania. Dlaczego ostatnio Tony tak czepia się mojej matki? Jeszcze w taki dość nie miły sposób. Nie żebym miała mu to za złe, ale temat mojej mamy sprawiał mi dość duży ból. Nie ważne czy w pozytywnym świetle czy nie. Unikałam tego tematu, jak ognia. Roślinkę trzeba było zostawić na kilka dni. dlatego zebrałam graty i poszłam do siebie. Wzięłam książkę pożyczoną od Wandy i zanurzyłam się w lekturze. Nie mogłam się skupić na treści, nie dość, że fabuła wtrąca mi się w życie to przez Starka moje myśli znowu zaczęły wędrować przy wspomnieniach mamy. Odłożyłam książkę na półkę i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju. Musiałam się czymś zająć. W końcu skończyłam na siłowni wyżywając się na worku treningowym. Liczyłam, że nikogo tam nie spotkam, bo ubrałam bluzkę na ramiączka, więc moja blizna była widoczna z daleka, a na razie nikt jej nie widział i chciałam żeby tak zostało. W końcu zmęczyłam się na tyle, że musiałam usiąść na ziemi. Spojrzałam w kierunku wejścia i od razu zerwałam się na równe nogi. 

-Długo tu jesteś?-zapytałam Rogers'a, który oparł się o framugę drzwi i przyglądał mi się

-Od jakiś pięciu minut.-odpowiedział, a ja w tym czasie pośpiesznie ubierałam bluzę

-Aha, dobra to ja już pójdę.-powiedziałam szybko i chciałam się stamtąd ulotnić

-Czekaj chwilę-zatrzymał mnie Steve, spojrzałam na niego i wiedziałam już o co zapyta.-Jak to się stało?-zapytał

-Nie ważne.-odpowiedziałam szybko i spuściłam wzrok na czubki moich adidasów-Nikt nie wie i niech tak zostanie, proszę.

-Dobrze, jak chcesz-odpowiedział, a ja widziałam, że miał wyjątkowo smutny wyraz twarzy.

-Nie przejmuj się tym-lekko się uśmiechnęłam i poszłam do swojego pokoju.

Wzięłam zimny prysznic i ubrałam się w czyste ubrania. Spojrzałam w lustro i przyglądałam się mojemu odbiciu. Zamknęłam oczy i zastanawiałam się, jak by wyglądało moje życie gdybym jednak została w Tower. Może wszystko skończyłoby się lepiej? Gdyby nie jedna odmowa zadania nie miałabym tej szramy, ale tak wyglądała rzeczywistość w szeregach Hydry-bezlitośni mordercy na łasce bezlitosnych przełożonych. Był już wczesny wieczór i słońce już prawie zniknęło za horyzontem. Wyszłam z łazienki i wtuliłam się w poduszki na moim łóżku.

Siedziałam przytwierdzona do obskurnego łóżka. Byłam zakneblowana i nie mogłam krzyczeć, po moich policzkach spływały strumienie łez. Przede mną pojawił się mężczyzna w maseczce chirurgicznej. Moje serce waliło jak oszalałe. Widziałam tylko kątem oka, jak wyciąga jakieś ostre narzędzie. Potem był tylko ból, niewyobrażalny ból! Zacisnęłam pięści i starałam się myśleć o czymś miłym. Rozgrzane do czerwoności ostrze przesuwało się po mojej delikatnej skórze, po której spływały ogromne ilości krwi. Chciałam zasnąć i nic nie czuć, ale oni mi nie pozwalali. Kiedy skończył ranić moją rękę jeden z nich spojrzał mi w oczy. Później kolejny hydrant wysypał tonę soli na świeżą ranę. Byłam przerażona. Pierwszy z mężczyzn pozwolił mi krzyczeć, krzyczałam na całe gardło. Poczułam, jak ktoś mną potrząsa....

Otworzyłam oczy, ale nadal się nie obudziłam, cały czas czułam okropny ból, który wtedy istniał tylko w mojej głowie. 

-Hannah! Hej, obudź się już!-słyszałam znajomy głos, ale nie wiedziałam do kogo należy, po chwili całkiem się wybudziłam.

-Przepraszam-wybełkotałam i spojrzałam na zatroskaną twarz Tony'ego.

-W porządku?-zapytał i podał mi chusteczki

-Tak. Po prostu...-znowu zalałam się łzami-Wspomnienia wróciły-tyle potrafiłam wtedy powiedzieć. 

Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam do łazienki zostawiając Tony'ego na moim łóżku. W gardle miałam ogromną gulę i chciałam płakać. To było straszne, a najgorsze jest to, że to nie był tylko sen, to było żywe wspomnienie. Zrobiło mi się gorąco z nerwów dlatego zdjęłam bluzę, którą miałam na sobie. Oparłam się o umywalkę i ochlapałam sobie twarz zimną wodą. spojrzałam na bliznę i zaczęłam płakać. Zsunęłam się na ziemię i schowałam twarz w dłoniach. Zimna podłoga była mi bardzo potrzebna, uspokajała mnie.

*Perspektywa Tony'ego*

Hannah zniknęła za drzwiami łazienki, a ja zostałem w jej pokoju. Po kilku minutach słyszałem, jak zaczęła płakać. Wiem, że trochę się dzisiaj pokłóciliśmy, ale nie lubiłem kiedy była smutna. Podszedłem do drzwi i cicho zapukałem.

-Idź sobie!-burknęła Hannah zza drzwi

-Hannah, ale...-zacząłem

-Idź!-powtórzyła-Nie chce z tobą gadać!

 Zrezygnowałem, nie było sensu zmuszać jej do rozmowy, dlatego poszedłem w stronę wyjścia. Kiedy byłem już pod drzwiami Hannah wyszła z łazienki i stanęła za mną.

-Albo poczekaj...-powiedziała cicho.-Powiem ci wszystko. Tak będzie lepiej.

Przez pół nocy Hannah opowiedziała mi naprawdę wszystko, co działo się, kiedy była w Hydrze. Okazało się, że to, co opowiedziała mi po powrocie to był jedynie czubek góry lodowej. Kiedy skończyła swoją historię był już ranek, ale widziałem, że Hannah lepiej się czuła. Szkoda, że ja nie...Gdybym ją znalazł nie przechodziła by tego wszystkiego. Po części to była moja wina, niestety.

𝑰𝒏𝒏𝒂 (Część 3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz