Rozdział 41

1.6K 123 15
                                    

Obudziłem się o świcie. Hannah nadal spała wtulona we mnie. Jej oddech był spokojny, a na twarzy gościł lekki uśmiech. Przyglądałem się jej przez dłuższą chwilę. Jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił, na grymas bólu. Zacisnęła dłonie na moim ubraniu i zaczęła drżeć, a po jej policzkach spływały łzy. Przytuliłem ją mocniej do siebie. Jej dłonie coraz mocniej się zaciskały. Nie mogłem patrzeć jak cierpi. Szepnąłem kilka zaklęć i Hannah znów spokojnie spała. Obiecałem jej, że nie będę tego robił ale nie miałem wyboru. Po chwili obudziła się i spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami.

-Przepraszam... - szepnęła

-Za co ty przepraszasz? - zdziwiłem się

-Za to, że obudziłam cię w nocy.

-Nie gadaj głupot. - powiedziałem i dałem jej buziaka w czoło - Nawet tak nie myśl. - przez chwilę zapadła cisza - Na pewno jesteś głodna. Wymyślę coś, a ty jak chcesz idź dalej spać.

-Dobrze... Dziękuję. - powiedziała zanim zdążyłem zniknąć za drzwiami zamykając je najciszej jak potrafiłem.

-Pokoje ci się pomyliły? - usłyszałem za sobą głos Thora, który stał po drugiej stronie korytarza.

-To raczej nie twoja sprawa. - burknąłem

-Nie do końca masz tutaj rację... Stark prosił żebym miał oko na Hannę.

-I co z tego? Hanna jest moim gościem, a nie twoim. Dlatego tobie nic do tego.

-Loki wiesz, że Stark nadal nie do końca ci ufa i...

-A tobie niby tak? - przerwałem mu - On tak naprawdę nie ufa nikomu z Asgardu. Weź to pod uwagę. Kiedy pierwszy raz cię spotkał chciał wgnieść cię w ziemię.

-A ciebie zabiłby przy pierwszej lepszej okazji. - dążył do kłótni blondas

-Ale jakoś tego nie zrobił!

-Znowu musicie się kłócić? - wtrąciła się Sif, która pojawiała się z nikąd

-Lepiej zapytaj kto zaczął, bo jak chcesz zrzucić na mnie to popełnisz błąd. - odparłem i zniknąłem w mojej komnacie.

*Perspektywa Hanny*

Leżałam w wygrzanej pościeli. Koszmary tej nocy męczyły mnie strasznie. Miałam wrażenie, że przez nie zginę. Na szczęście Loki zaraz znalazł się obok. Wstałam i rozejrzałam się po pokoju. Na jednym końcu wisiała suknia. Postanowiłam się przebrać, bo byłam cały czas w ubraniach z wczoraj. Ta którą ubrałam była koloru bliżej nieokreślonego odcienia zieleni... Była z innego materiału, nie była zwiewna ale wygodna, jak najbardziej. Chciałam zrobić coś z włosami, ale nie umiałam upiąć takiego koka jak wczoraj zrobiła ta służąca. Kucyk odpada a prawda była taka, że nawet warkocz to dla mnie mision impossible. Siedziałam na krześle koło toaletki próbując jakoś zapleść warkocz ale wyszła mi bliżej nieokreślona plątanina z włosów. Załamana wpatrywałam się w moje odbicie. Po chwili w pokoju zjawił się Loki. Stanął parę metrów ode mnie i przyglądał się mi z szyderczym uśmiechem.

-Co ci się stało z włosami? - zapytał próbując powstrzymać się od śmiechu

-Zrobiłam sobie warkocza, nie widać? - prychnęłam.

-Tak szczerze, to średnio przypomina to warkocz - uśmiechnął się pod nosem

-Przecież wiem. - westchnęłam i rozczesałam włosy. Rozpuszczone włosy nie były praktyczne, chyba że ukrywałam przed kimś limo. Loki stanął za mną i zaczął splatać mi włosy. - Co ty robisz? - zdziwiłam się.

-Powiedzmy, że warkocza. - uśmiech nie schodził mu z twarzy przez ten czas.

Nie spodziewałam się takiej umiejętności po Asgardzkim księciu. Oprócz warkocza, który jakoś tak się inaczej nazywa niż warkocz, miałam upięty z niego kok i był ozdobiony drobnymi złotymi różami.

-Jakim cudem ty...

-Nieważne chodź. Śniadanie czeka. - przerwał mi moje głupie pytanie i zaprowadził do ogromnej królewskiej jadalni.

Czułam się nie swojo w takim miejscu, ale Loki postarał się że śniadaniem, bo dostałam naleśniki. Cieszyłam się, bo mnie miałam pojęcia, co jedzą w Asgardzie, a z pewnością nic co bym mogła. Byłam głodna, jak wilk. Zjadłam wszystko, co było przygotowane i szczerze mówiąc było mi nadal mało. Kiedy skończyłam jeść Thor zabrał mnie na wycieczkę po pałacu.

*Perspektywa Tony'ego*

Siedziałem w swoim pokoju i czekałem na jakieś wieści od Hanny. Ostania misja się udała i chociaż część zbirów była zamknięta. Przeglądałem program napisany przez Hannę. Byłem zdziwiony ile algorytmów użyła żeby to osiągnąć. Już miałem kilka pomysłów żeby go ulepszyć, ale po ostatniej wpadce z Extremisem wolałem się nie wtrącać w jej projekty, bo znowu coś zepsuje. Do pokoju wpadła Natasha.

-Tony będziemy jeść kolacje, idziesz?

-Nie. Mam co robić. - odpowiedziałem i znowu zająłem się laptopem

-Chciałam Ci przypomnieć, że ostanio jadłeś dwa dni temu - już miałem coś powiedzieć ale nie dała mi nawet zacząć - I wiem, co masz na myśli. I nie, kawa i whiskey się nie liczy.

-Nie mam apetytu, czy to tak trudno zrozumieć?!

Ruda tylko przewróciła oczami z dezaprobatą i wyszła z pokoju wracając chwilę później z lasagnią na talerzu.

-Masz to zjeść.

-Nie jestem dzieckiem Nat. - burknąłem

-Ale tak się zachowujesz.

-Masz z tym jakiś problem?

-Tony, błagam weź się ogarnij! Jesteś nam potrzebny ale nie pomagasz zachowując się w ten sposób.

-Coś takiego jednak jestem potrzebny... - zakupiłem - Dwa dni temu słyszałem co innego. - Romanoff mierzyła mnie morderczym spojrzeniem - Dobra, niech Ci będzie, ogarnę się. Ale teraz wyjdź z mojego pokoju.

Kompletnie nie miałem humoru. A wszyscy rozczulali się nade mną bez powodu. To żadna nowość, że nie śpię albo nie jem, kiedy się czym denerwuje.

Siedziałem w salonie oglądając telewizję z Rogersem, kiedy z windy wysiadł Fury.

-Mam nieciekawe wiadomości. - przywitał nas

-Co się stało? - zapytał Steve zanim ja to zrobiłem

-Kilian nawiał. - poinformował Pirat, a ja miałem wrażenie, że tracę grunt pod nogami. To musiał być kiepski żart...

𝑰𝒏𝒏𝒂 (Część 3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz