Rozdział siódmy

2K 211 7
                                    

Rozdział siódmy

Kim jest Miguel i dlaczego prasa uznała go za zmarłego? Pojawił się znikąd, podając się za fotografa mody, o którym nikt wcześniej nie słyszał. I choć przekonałam się osobiście, że dość dobrze zna się na tym, co robi, to oczywiste, że coś tutaj mocno nie gra. Nie powinnam od razu uciekać. Wydaje mi się, że gdybym tylko zapytała go, co oznacza ten dziwny artykuł, a właściwie jego nagłówek, bez problemu wszystko by mi wyjaśnił. Zareagowałam zbyt impulsywnie, ale po tym jak zobaczyłam zdjęcie Lopeza oraz przeczytałam informację o jego zgonie, zgłupiałam.

Niewidzialne trybiki w mojej głowie zaczęły pracować tak szybko, że niemal sprawiało mi to ból, a panika wypełniła niemal każdą komórkę w moim ciele. Bałam się Miguela, kiedy opuszczałam restaurację. Strach, który mrozi krew w żyłach i odbiera możliwość racjonalnego myślenia, to zdecydowanie jedno z najgorszych uczuć, jakie przeżyłam. W tamtym momencie nawet nie wzięłam pod uwagę, że ten artykuł mógł być jedynie głupim żartem. Po prostu dostałam wewnętrzny komunikat „Uciekaj!" i posłuchałam swojej intuicji.

Idę tak szybko, że chwilami plączą mi się nogi, ale się nie zatrzymuję. Odwracam głowę raz za razem, żeby upewnić się, że nikt za mną nie idzie, jednak widok pustych ulic za moimi plecami nie sprawia mi ulgi. Jest weekend. Dlaczego nigdzie nie widać ludzi? Połykam dławiący strach, rozglądając się wkoło. To cholernie dziwne czuć się jak ostatnia żyjąca istota na ziemi.

Wbiegam na ulicę, nie upewniając się, czy to w ogóle bezpieczne i staję jak sparaliżowana na oślepiające światła reflektorów, zbliżające się w moją stronę w zastraszającym tempie. Zakrywam uszy dłońmi, żeby dźwięk klaksonu oraz pisku opon nie rozsadził mi bębenków. Niemal czuję na ciele dotyk rozgrzanej karoserii samochodu, ale gdy uderzenie nie następuje, otwieram oczy.

– To ty – mówię na widok Ange'a, wysiadającego z grafitowej audi.

Z zaciśniętymi ustami okrąża samochód, po czym otwiera drzwi pasażera i warczy:

– Wsiadaj.

Samochód przejeżdżający obok zwalnia, a jego kierowca przygląda się nam z zainteresowaniem. Skonsternowana rozglądam się wkoło, zauważając innych ludzi, którzy poświęcają nam całą swoją uwagę. Skąd się tu wzięli? Jestem pewna, że jeszcze chwilę temu byłam tu całkowicie sama.

Mój zagubiony wzrok odnajduje wściekłą twarz Ryle'a.

– Wsiadaj, do cholery – mówi tak spokojnym głosem, że czuję nieprzyjemne mrowienie pod kolanami.

Niepewnie ruszam z miejsca, zmuszając nogi do stawiania kolejnych kroków. Kiedy staję obok mężczyzny, jedyne, na co mam ochotę to wtulić się w jego szeroką klatkę piersiową. Zamiast tego robię, co każe i zapinam pas zdrętwiałymi dłońmi. Wzdrygam się na zbyt mocne zatrzaśnięcie drzwi, ale nic nie mówię, nawet gdy Ryle zajmuje miejsce za kierownicą, z obawy przed jego gniewem.

Już kilka ulic później domyślam się, że jedziemy do niego. Na samą myśl o tym, że zobaczę Elvisa, rozpromieniam się nieco. Musi być już naprawdę duży. O ile w ogóle żyje, zauważam ponuro w myślach. Po tym jak parkujemy na tyłach kamienicy, Ange od razu wysiada, więc szybko odpinam pas i dołączam do niego. W zupełnej ciszy wchodzimy tylnym wejściem, które wygląda, jakby nikt z niego nie korzystał. Moje szpilki dźwięcznie uderzają o białe płytki, natomiast Ryle porusza się zupełnie bezszelestnie. Szybko otwiera drzwi swojego mieszkania, po czym wpuszcza mnie pierwszą, a kiedy oboje jesteśmy w środku, zamyka je na klucz, a następnie chowa go do kieszeni.s345f6

– Boisz się, że ci ucieknę? – pytam, stając twarzą do niego.

Niebezpieczny błysk rozświetla jego orzechowe tęczówki.

Anielskie sztuczki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz