Rozdział drugi

2.5K 241 14
                                    

Rozdział drugi

Ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w stopy wychodzę z budynku, otulając się ciaśniej marynarką, która sięga mi niemal połowy ud. Siadam na krawężniku, po czym odpalam papierosa, nie mogąc powstrzymać drżenia dłoni. Wciągam do płuc trujący dym, przytrzymuję go, pozwalając rozgościć się dłużej, tylko po to, by po chwili go wypuścić, odchylając głowę do tyłu. Nie reaguję, kiedy Ryle siada obok mnie. Nie odsuwam się, mimo że narusza moją przestrzeń osobistą. Z jakiegoś powodu nie czuję się zagrożona. Nie czuję nic.

– Co tu jeszcze robisz? – pytam obojętnie ze wzrokiem utkwionym przed sobą.

Zabiera papierosa z mojej dłoni. Słyszę, jak się zaciąga i natychmiast zaczyna kaszleć. Jest to na tyle zabawne, że kąciki moich ust nieznacznie wędrują w górę. Kolejna wykonana przez niego próba skosztowania mojego kieszonkowego terapeuty kończy się sukcesem, ponieważ udaje mu się wydmuchać dym, nie wypluwając przy tym płuc.

– Po raz pierwszy w życiu próbuję paskudztwa, którym się trujesz – odpowiada z nutą rozbawienia, oddając mi papierosa.

Zerkam na niego kątem oka, kiedy wkładam filtr do ust.

Z tak niewielkiej odległości wydaje się jeszcze przystojniejszy, niż jest w rzeczywistości i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że kogoś mi przypomina. Nawet nie próbuję zastanawiać się kogo, bo wiem, że to i tak na nic. Zaciągam się ostatni raz, a następnie gaszę niedopałek o beton pod swoimi stopami.

– Gdybyś nie był takim dupkiem, pomyślałabym, że jesteś całkiem zabawny.

Oplatam rękami nogi zgięte w kolanach, po czym opieram o nie głowę, układając ją tak, by móc dobrze widzieć jego twarz. Na dźwięk moich słów jedna z jego ciemnych równych brwi wędruje w górę.

– Dlaczego twierdzisz, że jestem dupkiem?

Czemu czuję zaskoczenie, słysząc jego spokojne pytanie? Może przez to, że spodziewałam się kłótni, a nie zwyczajnej rozmowy.

Wzruszam ramionami.

– Pozbawiłeś życia to biedne zwierzę.

Mięsień na jego policzku drga nieznacznie.

– Czy on...

– Nie udawaj – przerywam mu, prostując się. – Dobrze widziałeś, że jest martwy, zanim zdążyliśmy tu dojechać.

Kiedy wysiadałam z samochodu, czułam, jak jego włochate ciałko staje się sztywne, a mimo to łudziłam się, że jeszcze można mu pomóc. I chyba dlatego teraz tak bardzo boli mnie jego śmierć. Wstaję z zamiarem odejścia, lecz Ryle mi to uniemożliwia, wyrastając przede mną spod ziemi. Znajoma woń jego perfum, których zapach głęboko wrył mi się w pamięć jednego z najgorszych wieczorów w moim życiu, łaskocze moje nozdrza. Zadzieram brodę i niemal czuję to iskrzenie w chwili, w której nasze oczy się spotykają.

– Wytłumacz mi, dlaczego tak bardzo przejmujesz się tym kotem – żąda, przewiercając mnie spojrzeniem.

Na szczęście w porę udaje mi się rozłożyć tarczę, przez którą nie uda mu się przedrzeć. Biorę głęboki oddech.

– Dlatego, że... – urywam, przez chwilę zastanawiając się, jakich słów użyć. – Byłam na balkonie, kiedy to się stało. Widziałam, jak wbiega ci pod koła. Nie mogłam stać i bezczynnie patrzeć, jak wykrwawia się prosto na ulicę.

– Przez to pozwoliłaś, żeby wykrwawił się na twoje uda – zauważa z przekąsem, nie odrywając spojrzenia od moich oczu.

Przenoszę wzrok na swoje odsłonięte nogi. Rzeczywiście pokrywa je kilka strużek zaschniętej już krwi, która nagle zaczyna mnie brzydzić. Wzdrygam się na myśl, że będę ją mieć na sobie, dopóki nie wrócę do swojego mieszkania.

Anielskie sztuczki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz